Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Tekst nie przedłuża życia

- Kiedy jesteś pisarzem i zaczyna się wojna, czujesz się kompletnie bezużyteczny [...] Pomogła mi praca fizyczna. Ładowałem paczki, nie myślałem. A wieczorem byłem zmęczony, mogłem zasnąć. I to było super. Bo zasnąć przez dwa pierwsze tygodnie wojny nie było tak łatwo - mówił na czwartkowym spotkaniu w Welcome Center Andrij Lubka. W ciągu dwóch godzin sprzedał swoje wszystkie książki. Do Wrocławia, gdzie w piątek również spotka się z czytelnikami, pojedzie bez Wojny z tyłu.

. - grafika artykułu
fot. Monika Nawrocka-Leśnik

Do Poznania przyjechał po raz drugi. Pierwszy raz odwiedził nasze miasto w 2014 roku. Deklaruje, że zna język polski na poziomie C2. Studiował w Warszawie bałkanistykę. Dwukrotnie był stypendystą Gaude Polonia Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jest autorem m.in. książek Spać z kobietami, Terroryzm, Karbid, która znalazła się w finale "Angelusa" czy Pokój dla smutku. - Kiedyś bardzo dobrze mówiłem po polsku, ale niestety miałem długą przerwę. Nie praktykuję, bo Polacy bardzo rzadko przyjeżdżają do Użhorodu, gdzie mieszkam. Czytam książki, ale nie mówię, więc mam nadzieję, że dziś nie będę robił błędów - powiedział na samym początku spotkania wokół jego najnowszej książki Wojna od tyłu Andrij Lubka, ukraiński poeta, pisarz, eseista i tłumacz.

Bohdan Zadura przełożył już książkę na język polski, bo jak stwierdził Lubka, on inaczej nie potrafi, ma taki nawyk. Czytając, musi tłumaczyć. Wojna od tyłu - choć nie wiadomo jeszcze jak tytuł brzmi w wersji Zadury ukaże się nakładem Wydawnictwa Pogranicze Krzysztofa Czyżewskiego. - Kiedy po ukraińsku mówimy "Війна з тильного боку" to mamy delikatną grę słów. Bo to z jednej strony znaczy to, co się dzieje za nami, ale też "tył" to "zaplecze" - cywile, którzy wspierają armię i żyją w czasie wojny, ale nie na froncie - wyjaśniał autor. - Gdyby to ode mnie zależało to bawiłbym się właśnie słowami "zaplecze" czy "za plecami". Ale nie jestem tłumaczem - dodał.

Wojna od tyłu, która jest pewnego rodzaju dziennikiem z wypraw Lubki do strefy przyfrontowej, w którym autor dokumentuje życie Ukraińców podczas wojny, ukazała się w formie miękkiego notatnika z gumką, zaokrąglonymi rogami i tasiemką. Miało być wygodnie. - Chciałem w ten sposób pokazać, że to nie jest literatura poważna, że nie piszę o wojnie czegoś, co musi przetrwać trzysta lat. To moje notatki, które robiłem podczas podróży do Donbasu, na wschód czy południe Ukrainy - mówił autor. Sam nazwałby Wojnę od tyłu zbiorem krótkich opowiadań, które łączy tematyka wojny. Ale jest w niej też dużo, nie raz zabawnych, anegdot.

Tekst, który otwiera książkę traktuje o tym, jak trudno na wojnie być sobą. Trafili na nią ludzie bez przygotowania militarnego, których z dnia na dzień oderwano od pracy i rodzin. Nie pomagają w tym także jednakowe mundury, maskujące ich indywidualność. - Piszę tam, że najważniejszą rzeczą, jaką zawiozłem na front była paczka kawy. Taka, którą mój przyjaciel-żołnierz najbardziej lubi. Chciał mieć dla siebie te swoje dwie minuty w ciągu dnia. Nie dla państwa, świata, ale dla siebie - opowiadał Lubka. - Kiedy mówimy "wojna", od razu mamy przed oczami obrazki z telewizji czy internetu: eksplozje, wybuchy, walki. I rzeczywiście to jest wojna. Ale Ukraina jest ogromnym państwem - wyjaśniał autor. - Większość ludzi jednak żyje w czasie wojny, a nie na wojnie. Żyje w niebezpieczeństwie atakiem rakietowym, ale tam, gdzie nie ma walk. To życie jest dość dziwne, nieprzyjemne - mówił.

O tym życiu właśnie Lubka chciał opowiedzieć przez pryzmat nawyków. Sam jest z Użhorodu. Miasta, które jak twierdzi jest najbardziej jak to możliwe, oddalone od wojny. - Mam trzy perspektywy. Mieszkam w mieście ukraińskim, gdzie jedna trzecia mieszkańców to emigranci wewnętrzni [...] Mam perspektywę obcowania z żołnierzami i cywilami w strefie przyfrontowej. Ale też takiego Poznania - wyliczał. Lubka nie pisze o walkach, bo się na tym nie zna. Pisze o tym, co można zobaczyć, jak się odwrócisz.

Autor organizuje zbiórki, kupuje ukraińskiej armii samochody terenowe. Do tej pory dostarczył ich na front ponad 250. Wśród nich są też produkowane wiele lat temu w Poznaniu Volkswageny Transportery T4. Zdaniem Lubki są najlepsze, bo są "jak traktor".  - Można je naprawić w polu. Jak nalejesz oleju, to też pojedzie - wyjaśnia. Dlaczego zdecydował się na wolontariat w tym zakresie? Z powodu kiełbasy wędzonej na owocowym drzewie i szołdra (zakarpacki wielkanocny przysmak), których nie mógł dowieźć na front. Jego przyjaciele byli rozsiani po lesie, w którym nie ma dróg. - Poczułem się idiotycznie z tym pomysłem. I zdecydowałem wtedy, że musimy kupić dżipa - zdradził Lubka. Zbiórkę rozpoczął na Facebooku. Wystarczyła noc, żeby uzbierał na dwa samochody. - Nigdy nie sądziłem, że będę wolontariuszem, że będę się zajmował dżipami. Jestem pisarzem i technika jest mi obojętna.

W Wojnie od tyłu Lubka portretuje mężczyznę, który przez rok ukrywał się w domu, bo panicznie bał się wezwania do wojska. Strach pomieszał mu zmysły. Pisze też o kompletnym pacyfiście i artyście, który sam zgłosił się na front pierwszego dnia wojny i niestety zginął. - To był przystojny mężczyzna. Trumna jednak była zamknięta, bo był tak poharatany [...] Jego mama przyszła do mnie w trakcie pogrzebu i powiedziała, jak bardzo jest wzruszona, że napisałem taki tekst o jej synu. Bo w taki sposób pamięć o nim nie zniknie. Płakaliśmy razem. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć, bo z mojego punktu widzenia, żaden tekst nie przedłuża życia. Ale wtedy zrozumiałem, że rola pisarza może polegać też na tym, żeby dokumentować [...] Że to nie sztuka, tylko psychoterapia. Żeby dzielić się historiami, od których sam siwieje [...] Wtedy ta książka, z zamysłu optymistyczna, zamieniła się w wielką księgę umarłych.

Nakłady książek w Ukrainie od czasu wybuchu wojny wzrosły dwukrotnie, sprzedaż podobnie. - Okazało się, ze literatura jest bardzo potrzebna. Miliony ludzi wyjechało z Ukrainy, miliony nie mają środków do życia, ale książki się sprzedają. Niemożliwym jest kupić bilet w Kijowie do teatru - mówił Lubka. - Literatura w czasie zagrożenie przeżywa renesans. Nie tylko w sumie literatura, cała sztuka. Jest mnóstwo nowych śpiewaków, zespołów. Bo twórczość stała się psychoterapią, o której mówiłem. Ale też daje poczucie sensu, przynależności do dyskursu ukraińskiego. Jeżeli mówimy o książce, to miliony ludzi zaczęły je kupować, bo to najlepszy sposób nauki języka, wzbogacenia swojego słownika [...] Tak się przygotowują do przejścia na język ukraiński. To paradoks.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • spotkanie z Andrijem Lubką wokół książki Wojna od tyłu (Війна з тильного боку)
  • prowadzenie: Ryszard Kupidura
  • Welcome Centre, Collegium Martineum
  • 27.03

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024