Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Sielanka o domu

- Mamy w Polsce szereg przysłów typu "Gość w dom, Bóg w dom". Nie muszę chyba jednak udowadniać, że deklaracje swoje, a rzeczywistość swoje. Ale te przysłowia nie wzięły się znikąd, lecz z przeświadczenia, że dom ma centralne miejsce w naszym życiu - mówi Waldemar Kuligowski, autor książki Z roślin, z dźwięku, z marzeń. Domy świata.

, - grafika artykułu
Waldemar Kuligowski, fot. Grzegorz Dembinski

Mam w ręku ostatnią książkę Pana Profesora Z roślin, z dźwięków, z marzeń. Domy świata. Trochę się zdziwiłem, ponieważ pamiętałem Pana zdjęcie z roku 2019, z pól Woodstocku, w 50. rocznicę festiwalu, co pozwala kojarzyć Pana bardziej z kontrkulturą niż z domem. "Rolling stone" - toczący się kamień nie porasta mchem. Co się stało?

To jest trzecia książka, którą wydałem, dzięki zaproszeniu do współpracy przez maleńkie poznańskie wydawnictwo Albus. Pierwszą była Trzecia płeć świata, potem Małżeństwa świata, a teraz są Domy świata. Mówiąc pół żartem, pół serio: bohaterowie dwóch poprzednich tomów musieli gdzieś mieszkać. A całkiem serio: sprowokowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, nowe doświadczenie domowej przestrzeni wywołanie przez wirus Covid-19 i lockdown. Nagle zostaliśmy w milionowej masie zamknięci we własnych czterech ścianach. Najpierw to nas zachwyciło. Wiele było głosów, że wreszcie mamy czas, by skupić się na sobie, na relacjach z domownikami. Ludzie zaczęli masowo remontować, doposażać swoje domy i mieszkania. Po kilku miesiącach pojawiło się jednak zdenerwowanie, znużenie i pytania, dlaczego nie mogę wyjść, klaustrofobia zarówno przestrzenna, jak i społeczna. Ale poczuliśmy, że mamy domy. Nie skupialiśmy się na tym wcześniej tak bardzo.

A to drugie?

To wojna w Ukrainie i codzienne obrazy ludzi, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów, które są bombardowane i przestały być strefą bezpieczeństwa. Bo Putin z oczywistych powodów nie celuje w koszary, tylko w domy. I gdybym miał podać impuls do napisania tej książki, to właśnie pytanie, przed którym stanęło wielu z nas: co "dom" może oznaczać.

Gdy otworzyłem Domy świata, poczułem się zaskoczony, że to będzie opowieść o tym, czego nie mamy. Pierwszy rozdział jest o Airbnb. Czytając kolejne rozdziały, uświadomiłem sobie, jak bardzo brakuje nam schronienia. Podobnie wrażenie odniosłem po wyjściu z jaskini Altamira, gdzie ogień ognisk nadal płonie mimo upływu dziesiątek tysięcy lat. Czytając kolejne rozdziały, poczułem, jak bardzo brakuje nam wspólnoty.

Tak, pomimo coraz bardziej wyrafinowanych sposobów budowy domów często nie udaje nam się znaleźć tego podstawowego poczucia bezpieczeństwa, schronienia. Choć dobrze się czujemy ze świadomością, że nikt nie wtargnie nam do domu. A Airbnb to w sumie biznesowy pomysł, choć początkowo przedstawiany jako alternatywa dla bezdusznych, anonimowych sieci hotelowych. Ale sieci hotelowe zostały zbudowane w jednym celu, by turystów odciąć od prawdziwego życia, jakie wiodą rodowici mieszkańcy. Gdy jedziemy na Jamajkę czy na Bali, nie mamy zobaczyć prawdy o tych miejscach. Mamy tkwić w otulinie wykreowanej przez przemysł hotelarsko-turystyczny. W 2007 roku pomysłodawcy Airbnb ogłosili: my was zaprosimy do naszych domów i poczujecie doświadczenie autentyczności. Sprawdzicie, jak żyją lokalsi.

Udało się?

Wielu ludzi zmęczonych wakacjami all inclusive pomyślało, że to jest dobre rozwiązanie. Z przeprowadzonych badań wynika jednak, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i smutna. Te domy i mieszkania są przygotowywane dla użytkowników. Można rzec, że zostały wydepilowane z prywatności. Usuwa się fotografie, pamiątki, rzeczy właścicieli - to nie jest hotel, ale i nie jest to prawdziwe, prywatne mieszkanie. W promilach można też liczyć relacje, jakie się zawiązały między gościem a gospodarzem. Wszystko się dzieje za pośrednictwem łącz internetowych. Airbnb nie okazało się antidotum na masową turystykę, a dodatkowym impulsem do jej rozwoju. Bo gdzie jest największa liczba ofert  Airbnb? W Amsterdamie i Barcelonie - miastach zadeptanych przez turystów, gdzie mamy o wiele większe prawdopodobieństwo spotkania na ulicy kolejnych zwiedzających niż rdzennych mieszkańców. Nie o to przecież chodziło.

Pan też zabiera nas w podróż. Choć z biurem turystycznym faktycznie nie trafilibyśmy do brazylijskich domów z roślin czy do travellersów z Irlandii. Co przerażające, dziś świat mieszka chyba jednak w internecie.

Kolejnego argumentu za tym, że poszukujemy domu jako terapeutycznej poduszki, miejsca, w którym możemy się schować przed światem, dostarczają nam właśnie przestrzenie wirtualne. A zwłaszcza gra, o której piszę w ostatnim rozdziale książki, czyli The Sims. Z początku wydawało się, że to projekt skazany na klęskę. No bo jak z zyskiem sprzedać grę komputerową, w której się nie strzela, nikogo nie ściga, nie szuka skarbu, potworów nie zabija, tylko wyposaża dom. Pozornie straszna nuda. Inwestorzy twierdzili, że to się nie może udać, a okazało się, że grę The Sims sprzedano w setkach milionów sztuk. Jak pokazują badania, dla wielu ludzi, którzy nie mają pieniędzy, by kupić dom, to wirtualna realizacja marzenia. Bo przypominam, że w The Sims możemy naszą przestrzeń urządzić w najdrobniejszych szczegółach: od abażuru po płytki w łazience. I to jest chyba dowód, jak bardzo brakuje nam domu, jak desperacko go poszukujemy.

Gra The Sims jest wygodna, bezpłciowa, bez zapachu domu. A nawiązanie relacji wymaga choć odrobiny trudu. Dlatego też Pana książka mnie rozzłościła, bo Pan Profesor opowiada bajki, jak można cudownie żyć. Zaczynamy co prawda od smutku związanego z  Airbnb, a kończymy w cyfrowym koszmarze The Sims, ale rozdziały pomiędzy to przecież gawęda o wspólnocie, o ogniu, o zapachach, o kontakcie; przecież tego nie ma, zagubiliśmy to gdzieś, już nikt nie pamięta gdzie...

Mówisz, że książka cię zdenerwowała, i ja się nawet z tego cieszę. Bo choć jest też rozdział o slumsach, to chciałem, by była to książka, która niesie pociechę i daje pozytywne obrazy. To na pewno było moje założenie. Negatywnych obrazów, mamy zewsząd dość. Mogłem napisać o bezdomności, utracie domu, ale byłaby to kompletnie inna opowieść, złożona z koszmarów, a nie z marzeń. Ale to nie jest tak, że ja te przykłady wymyślałem, i to nie jest tak, że piszę o przeszłości. Bo kolejnym założeniem było to, by pisać o świecie, który współcześnie istnieje. Tak, na Borneo nadal są długie domy Dajaków, którzy mówią, że najbardziej dojmującą formą nieszczęścia dla człowieka jest samotność. U nich, gdy ktoś jest sam, to natychmiast inny podchodzi i pyta, co się stało. Ciekawym paradoksem jest zaś to, że mamy w Polsce szereg przysłów typu "Gość w dom, Bóg w dom". Nie muszę chyba jednak udowadniać, że deklaracje swoje, a rzeczywistość swoje. Ale te przysłowia nie wzięły się znikąd, lecz z przeświadczenia, że dom ma centralne miejsce w naszym życiu.

Rozmawiał Przemysław Toboła

  • Waldemar Kuligowski, Z roślin, z dźwięku, z marzeń. Domy świata
  • Wydawnictwo Albus

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023