Nie do wymyślenia

Nie ma nic bardziej przewrotnego w polskim popie niż to, że jeden z jego najbardziej światowych głosów pochodzi z miasteczka, które nie figuruje w żadnym międzynarodowym przewodniku po kulturze. Sara James z Ośna Lubuskiego - młoda dziewczyna o głosie większym niż jakakolwiek geografia - od samego początku nie mieściła się w schematach, w jakie próbowano ją włożyć. Od momentu, kiedy pojawiła się na Eurowizji Junior, przez amerykański "Mam talent", aż po wydany jesienią ubiegłego roku debiutancki album "Playhouse" (2024), jej kariera wyglądała na ciągły dialog między dojrzewaniem a świeżo nabytą świadomością, że nie ma nic trudniejszego niż "być sobą na oczach świata". Za kilka dni posłuchamy jej w Blue Note.

. - grafika artykułu
Sara James, fot. materiały prasowe

Poznański koncert nastoletniej Sary James - córki Polki i Nigeryjczyka - będący częścią jej pierwszej trasy koncertowej po Polsce, to dobra okazja, by przyjrzeć się bliżej jej autorskim utworom. A te z pewnością zasługują na uwagę, nawet jeśli do popu jest nam zwykle dalej niż bliżej. Choćby dlatego, że "Playhouse" to jedna z tych płyt, na których wirtualny świat streamów, playlist i virali zderza się z realnym - z ciałami, światłami, głośnikami, i ta konfrontacja wypada zarówno efektownie, jak i obiecująco dla przyszłości jej dopiero rozwijającej się kariery wokalistki, która ma nie tylko coś do zaśpiewania, ale i coś do powiedzenia.

Jeśli chodzi o konkursy muzyczne, mimo młodego wieku, zdobyła już naprawdę wiele. W 2021 roku wygrała czwartą edycję programu "The Voice Kids", w tym samym czasie reprezentując Polskę w 19. Konkursie Piosenki Eurowizji Junior, gdzie zajęła drugie miejsce. Rok później została finalistką 17. edycji "America's Got Talent", zachwycając swoim głosem również za oceanem. Ale zanim nadeszły te sukcesy, był też inny etap - mniej widoczny, a znacznie bardziej znaczący. Ze względu na rasizm ze strony rówieśników, wynikający z jej pochodzenia i odmiennego koloru skóry, Sara wielokrotnie zmieniała szkoły. To doświadczenie musiało w niej zostać, bo dziś, kiedy mówi o swojej muzyce, słychać w tym coś więcej niż tylko pasję - słychać potrzebę opowiedzenia świata z własnej perspektywy. W 2024 roku wyznała również, że zdiagnozowano u niej ADHD. Może właśnie dlatego jej piosenki brzmią tak, jakby każdy z nich był małym laboratorium emocji - intensywnych, błyskotliwych, czasem nieokiełznanych, ale zawsze prawdziwych.

"Playhouse" to szczery album, na którym słychać, jak doświadczenia sukcesów, ale też ciągłej walki o siebie, mieszają się ze sobą i przeplatają. Choć to materiał na wskroś popowy, jest interesujący o tyle, że w subtelny sposób łączy polską wrażliwość z zachodnim mainstreamem. James wchodzi w jego narrację jak do wnętrza własnej świadomości - z pewnością siebie, ale i z dojrzałym dystansem. Na tej płycie znajdziemy utwory, które mogłyby śmiało znaleźć się na albumie Rosalie., piosenki brzmiące jak zderzenie minimalizmu Billie Eilish z romantyzmem Lany Del Rey, wachlarz introspekcyjnych tekstów i tyle samo zaraźliwych, nowoczesnych hooków.

Warto podkreślić, że podpisanie kontraktu z gigantem takim jak Polydor Records, a także obecność na topowych playlistach Spotify ("New Music Friday USA") i Apple Music ("New Music Daily US"), to nie tylko efekt marketingu, lecz przede wszystkim dowód, że "Playhouse" to spójne i świadome połączenie popu, R&B i elektroniki w wykonaniu młodej artystki, która potrafi przetwarzać globalną popkulturę przez własną, niepodrabialną wrażliwość. W tym sensie rzeczywiście przypomina Lorde z czasów "Pure Heroine" (2013) - z tą różnicą, że James mówi głosem nowego pokolenia, które już nie szuka siebie w świecie, lecz tworzy własny. Ironiczne manifesty generacji TikToka, ale też ballady pozbawione patosu, zbudowane na detalach, które zostają w głowie długo po ostatnim refrenie - to jej sposób na przykuwanie uwagi. Z jednej strony - krystaliczny wokal, perfekcyjny miks, światowa produkcja. Z drugiej - niepewność, chwile ciszy, teksty, w których więcej jest pytań niż odpowiedzi.

To właśnie ten rodzaj szczerości odróżnia artystkę - jak to lubimy mówić - "światową" od "wystudiowanej". A Sara James, mimo młodego wieku, już zdaje się rozumieć, że największy luksus artysty to autentyczność, której nie da się wymyślić. Jej pop nie brzmi jak efekt algorytmicznych decyzji - i w tym sensie James jest artystką starej szkoły, choć wychowaną w epoce shortów i auto-tune'u. A patrząc na to, jak rozwija się ta historia, można mieć pewność tylko jednego - to dopiero początek.

Sebastian Gabryel

  • Sara James 
  • 24.10, g. 19
  • Blue Note 
  • bilety: 79-119 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025