Kamerzysta poezji

Tomik ten skomponowano kluczem chronologicznym. Przeplatają się w nim utwory poważne i bardziej przewrotne, które najczęściej dotyczą aktu pisania, rozważań na temat przemijania, śmiertelności człowieka lub jego relacji z przyrodą. W utworach Grześczaka często pojawiają się pełne słońca oraz chmur widoki leśne lub polne. Najczęściej podczas prób zatrzymania upływającej chwili, która zrobiła wrażenie na autorze. W jednym z wierszy czytamy: "W kolorowych źrenicach/stopiony miód serca/bąki i osy wyciągają razem z pszczołami,/ a motyle rozlatane na biało,/ żółto i czerwono/ biją im brawo skrzydełkami./Cały świat wstaje do zakochania".
Grześczaka wyraźnie interesował akt tworzenia poezji. W Przedostatnich wierszach można znaleźć kilka utworów, w których autor notuje własne rozważania na ten temat. Czytając wiersz Targ niewolników dowiadujemy się, że proces ten nierozerwalnie wiąże się z ciągłą presją wyboru. Pisanie wymusza konieczność selekcji odpowiednich słów, które służyć mają pięknu. Jest to czynność niemożliwa do zatrzymania, bo poeta nie przestaje tworzyć wraz z momentem odłożenia kartki na bok. Świat nieustannie kojarzy mu się z literaturą, więc nakłada na niego pisarski filtr. Tę kwestię dobrze ilustruje niedługi wiersz nieopatrzony tytułem, dlatego zacytuję go w całości. "Kropka łba/ ciągnie po wodzie/ ciężki pytajnik łabędzia". Skojarzenie ptaka ze znakiem interpunkcyjnym, właściwe jest osobie obcującej stale z literaturą, więc nie dziwi, że Grześczak właśnie w ten sposób zakodował łabędzia w słowie.
Ze wszystkich zmysłów jakimi dysponuje człowiek, autor Przedostatnich wierszy najbardziej upodobał sobie wzrok. Jego podmiot liryczny najczęściej opisuje to, co samoistnie wydarza się dookoła. Nie ingeruje w bieg obserwowanych wydarzeń, nie polemizuje z nimi. Zdarza się, że coś słyszy, na przykład "pomrukiwanie burzy" albo psy, które "zbyt głośno na wiersze szczekają", ale to wzrok podpowiada osobie mówiącej w wierszach najwięcej informacji na temat świata. W prawie każdym utworze podmiot liryczny ulegle trwa w niestrudzonej potrzebie notowania tego co dookoła niego. Nawet jeśli cofa się do przeszłości, wspomina głównie otoczenie, które wpływa na jego nastrój. Można zatem powiedzieć, że u Grześczaka wspominanie wiąże się bezpośrednio z pamięcią o obrazach minionych chwil. Zabieg ten kojarzy mi się z ruchem kamery filmowej. Wyobrażam sobie, że poeta jest operatorem, który rejestruje zdarzenia codzienne, ale jednocześnie bardzo prywatne. Ponad to w jego wierszach pojawiają się imienne postaci, które, jak dowiadujemy się z posłowia, są członkami rodziny poety, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie obcowania z intymnym zapisem chwil.
Zestawiając ze sobą kwestię prywatnych relacji autora oraz jego wrażliwość na warstwę wizualną, warto wspomnieć o bardzo istotnym elemencie tomu, jakim są ilustracje. Książka opatrzona została obrazami Krystyny Gawrońskiej-Grześczak - żony poety, interesującej się malarstwem. Pomysł wydania tomu opatrzonego ilustracjami osoby z bezpośredniego otoczenia autora to ciekawa decyzja wydawnicza. Dynamiczne obrazy wykonane pastelami olejnymi zapewne mówią więcej o ich autorce niż o samym poecie, ale skoro przez wiele lat ich życia były ze sobą splecione możemy domniemywać, że w obrazach tych da się znaleźć także fragmenty duszy pisarza. Asymetryczne linie i kontrastujące barwy, a niekiedy także niepokój bijący z obrazów, to zupełnie inny rodzaj napięć niż w Przedostatnich wierszach, przez co jesteśmy świadkami ciekawego kontrastu między tekstem a obrazem.
Język Grześczaka jest precyzyjny, ale też ostrożny. Czytając jego utwory nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autor kreślił słowa powoli i roztropnie. Czuć, że nim frazy znalazły swoje miejsce na papierze, uprzednio zostały poddane dokładnej refleksji. Nie ma w tej poezji miejsca dla przypadkowych słów. Autor pisał wiersze oszczędne, choć nie minimalistyczne. W swoich utworach zawierał tyle ile trzeba by oddać jakąś myśl lub wrażenie - nie przedłużał, ale też nie pozostawiał nic w niedomówieniu. Chociaż dokładność poetycka Grześczaka zasługuje na uznanie, pozbawia jego wiersze swobody i lekkości. Pejzaże autora tego tomiku bywają przeciążone naporem przekombinowanych fraz, które brzmią ładnie, ale dość drętwo. Czytając je pomyślałam, że być może utwory zamieszczone w tym tomie były dla poety czymś w rodzaju "ćwiczeń stylistycznych", swoistymi "wprawkami", które pisał w celu szlifowania języka. Tak właśnie odczytuję cytowany wcześniej wiersz, w którym poeta stylistycznie przekombinował łabędzia. Być może podejrzewał, że czegoś tym wierszom brakuje, skoro nie zamieścił ich w poprzednich tomach?
Choć w posłowiu Janusza Drzewuckiego czytamy, że Grześczak był poetą wielokrotnie nagradzanym oraz szanowanym w towarzystwie literackim, to jednak dziś jego blask przygasł. Z mojej - czytelniczki urodzonej w latach 90. - perspektywy twórca ten jawi się jako autor zapomniany. Nie miałam styczności z jego twórczością podczas studiów, nie przypominam sobie też, bym natrafiła na jego wiersze w toku własnych poszukiwań poetyckich. Wiedzę na temat dawnej twórczości oraz sylwetki poety zdobyłam dopiero podczas czytania Przedostatnich wierszy. Po lekturze tego tomu nie dostrzegam w poezji Grześczaka przejawów arcydzielności, na którą powoływał się Drzewucki i nie czuję się zachęcona do zapoznania z jego wcześniejszą twórczością. Omawiany tom jest zbiorem poprawnie napisanych, ale ostatecznie niezbyt zachwycających utworów. Wierzę, że wydanie Przedostatnich wierszy jest cenną pamiątką dla rodziny oraz znajomych poety, lecz nie dostrzegam w nim jakości wartej polecenia osobom spoza środowiska.
Julia Niedziejko
- Marian Grześczak, Przedostatnie wiersze
- Wydawnictwo Dominika Księskiego Wulkan
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020