Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Bajanie z rozmachem

Kontakt z 400 bibliotekami i szeroko zakrojone poszukiwania własne zaowocowały wydaniem książki-albumu, która przywołuje setki, jeśli nie tysiące opowieści o naszych okolicznych miastach i miasteczkach.

. - grafika artykułu
Paweł Zych, "Atlas legend", fot. materiały prasowe

Badaczem lokalnej historii podobno może być każdy, kto ma w sobie tyle pasji i samozaparcia, by poświęcać wolny czas na przeszukiwanie archiwów i bibliotek, wypytywanie seniorów i wszystkich specjalistów w temacie, a następnie "przecedzanie" znalezionych i zasłyszanych historii przez sito, by pozostał jeden wspólny trzon, jedna wiodąca postać. Jak podkreśla sam Paweł Zych: czasem wersji jednej legendy jest tyle, ile osób ją pamiętających. Dlatego należy już teraz zweryfikować tezę postawioną na początku - badaczem lokalnej historii może być każdy, pod warunkiem że poza pasją i wolnym czasem ma jeszcze spore pokłady cierpliwości i naukowej dociekliwości.

Dlatego wielki podziw budzi wysiłek, jakiego podjął się Zych, który postanowił pozbierać legendy z całej Polski, uwzględniając nie tylko miasta i popularne turystyczne miejsca, ale także małe miasteczka i wsie, których barwne opowieści aż do tej pory nie wyszły poza ich własne granice. W pierwszym tomie cyklu Atlas legend przedstawione zostały efekty tego zbieractwa z województw: wielkopolskiego, lubuskiego, dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego. Już na pierwszy rzut oka widać, że będziemy mieli do czynienia z lekturą, która wciągnie nas jak jezioro Piekiełko z Grodziska Wielkopolskiego. Warto zawczasu przygotować sobie kawę i przekąskę, by - jak niektóre postaci z legend - nie zaczytać się i nie zapatrzeć na śmierć.

O formie, czyli palcem po panoramie

Rozdział o każdym z pięciu województw otwiera mapka, na której oznaczone zostały wszystkie opisywane miejsca - co sprzyja nie tylko podjęciu własnych poszukiwań, ale także zaplanowaniu rekreacyjnej wycieczki śladami legend. Do tego niemal każde większe miasto i miasteczko zostało rozrysowane przez Pawła Zycha na barwnej panoramie, na której poza charakterystycznymi budowlami i nazwami ulic autor zamieścił także malunki z legendarnymi postaciami, które są z tymi budynkami i ulicami kojarzone. Każda z postaci ma swój numerek odpowiadający numerowi legendy w spisie, dzięki czemu można szybko każdą opowieść "zlokalizować" i przekonać się, że na przykład w pewnej kamienicy w Kaliszu straszy duch hipochondrycznego burmistrza, a na ulicy Wodnej przy Starym Rynku w Poznaniu grasował kiedyś (i kto wie, czy nie grasuje nadal?) upiorny wilk.

Panorama naszego miasta może bezdyskusyjnie służyć jako ściągawka dla turystów - widać tutaj cały Stary Rynek z przyległościami oraz Ostrów Tumski, a zamiast mieszkańców przechadzają się tamtędy Przemysł z Ludgardą, pijany król August II Mocny czy zjawy z Akademii Lubrańskiego. Artystyczna forma to jedno, ale to w końcu same legendy powinny być głównymi bohaterkami Atlasu legend. I choć czytelnik skonsumuje je w drugiej kolejności (trudno się dziwić, że każdy najpierw z zachwytem przekartkuje całość), to nie będzie zawiedziony.

O treści, czyli co ukrywa każde miasto i miasteczko

Wielkopolska nie plasowała się dotąd szczególnie wysoko na legendowej mapie Polski. Kojarzona głównie przez pryzmat koziołków na wieży ratusza i kilku innych opowieści oraz białej damy z Zamku w Kórniku, pozostawała daleko w tyle w porównaniu np. z sąsiednim Dolnym Śląskiem. Teraz została wzbogacona o ponad 200 opowieści o takich intrygujących tytułach, jak Święte lanie, Sucha ropucha, Martwa maruda czy Przyczajony wół, ukryty smok. Pod lupę wzięto opowieści z 75 wielkopolskich miejscowości! Precyzyjnie rozrysowane i rozpisane zostały takie miasta, jak: Poznań, Gniezno, Kalisz, Jarocin, Chodzież, Konin, Kościan, Koźmin Wielkopolski, Krotoszyn, Międzychód czy Szamotuły.

Każda z opowieści jest dość krótka, co z jednej strony może przynieść zawód tym, którzy sięgną po Atlas legend w nadziei na szczegółowość każdej historii, ale z drugiej jest całkowicie zrozumiałe. Rozmach projektu wyklucza rozmach pojedynczych legend. Co nie oznacza wcale, że te opowieści pozostawiają niedosyt, oj nie. Daje się zauważyć, że Zych z taką samą pisarską czujnością i czułością podchodzi do króciutkich, ledwo kilkuzdaniowych historyjek, jak i do dłuższych, niekiedy wielowątkowych legend. Napisane z humorem i błyskotliwością, często przez autora puentowane, mogą być czytane nawet jako wieczorynki dla starszych dzieci. Pomaga w tym pominięcie naukowych naleciałości - jest za to bajarska swada, która przywodzi skojarzenia z dziaduniem palącym fajkę w kurnej chacie, któremu nagle coś się przypomina i pyta stadko wnucząt: "A czy wiecie, skąd się wzięła nazwa naszego jeziora, hę?". I opowiada najpierw o tym, potem o tamtym, potem o siamtym, a już od słuchacza zależy, czy za tymi opowiastkami podąży, czy jednak wróci do swoich zajęć.

Atlas legend to, w mojej opinii, najlepszy, najpiękniej zaprojektowany i napisany album, jaki ukazał się do tej pory w serii Legendarz Wydawnictwa Bosz. A o pracę nad nim i klucz przy wyborze opowieści zapytałam samego autora i ilustratora - Pawła Zycha.

Ile wariantów może mieć jedna legenda lub opowieść?

Legenda może mieć dokładnie tyle wersji, ile osób ją opowiada. Oczywiście rdzeń pozostaje ten sam, ale wszystko wokół może być i często jest zmieniane. Każdy z bajarzy używa specyficznego dla siebie języka, doboru słów, akcentuje ulubione wątki opowieści. Każdy stara się dodać coś od siebie, gdzieś wzbogacić tekst, a gdzieś go przyciąć. Ja sam też tak robię na potrzeby moich książek, niemniej nigdy nie zmieniam pierwotnego sensu zasłyszanej opowieści.

Jakie źródło było największą kopalnią opowieści? Biblioteki czy raczej przewodnicy lub prywatni kolekcjonerzy?

W Atlasie legend, podobnie jak w innych moich książkach, opierałem się głównie na źródłach pisanych. Zebrałem kilkaset książek z legendami i podaniami, próbując się dokopać do wszystkich dotyczących wybranych regionów Polski. Trudno wskazać najważniejsze źródło informacji, ale z pewnością jednym z nich są Dzieła wszystkie Oskara Kolberga (86 tomów!).

Czy zdarzały się opowieści wyjątkowo trudne do odkopania, np. z bardzo małych miejscowości?

Oczywiście - to był najważniejszy cel przy tworzeniu Atlasu - dotrzeć do tych najmniej popularnych legend i wydobyć je na światło dzienne. To była fantastyczna przygoda i niebywała frajda wertować nigdzie niewydrukowane opowieści, legendy spisane po niemiecku czy też historie wydane w tak niskim nakładzie, że dziś są prawie nie do zdobycia. Tutaj ogromne podziękowania należą się pracownikom bibliotek (w sumie 400), do których pisałem z prośbą o pomoc. To między innymi dzięki ich pomocy i wskazówkom udało mi się zebrać tak ogromną ilość materiału.

Izabela Zagdan

  • Paweł Zych, Atlas Legend
  • Wydawnictwo Bosz

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020