Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Zakończenie inne niż wszystkie

Minęły 4 miesiące odkąd poznańscy filharmonicy mogli zagrać w Auli UAM. Piątkowy koncert pozwolił im spotkać się ponownie, jednak w okrojonym składzie i - co chyba najtrudniejsze - bez publiczności. To zakończenie sezonu z pewnością zapamiętamy na długo.

. - grafika artykułu
Screen z koncertu transmitowanego online, fot. Aleksandra Kujawiak

Miesiące od września 2019 roku do czerwca 2020 roku w poznańskiej Filharmonii miały przypomnieć przede wszystkim muzykę Ludwiga van Beethovena. Nie wszystkie plany, z oczywistych względów, udało się zrealizować. Na szczęście piątkowy koncert pozwolił znów zasłuchać się w tej muzyce. Dzięki transmisji online najpierw usłyszeliśmy Romans F-dur nr 2 op. 50 - jedną z dwóch tego typu kompozycji mistrza z Bonn. Krótki utwór, który Beethoven napisał w wieku 28 lat pokazuje jego twórczość w lirycznym świetle. To moment, w którym słuchając jego muzyki możemy zachwycić się kantylenową melodyką, subtelną nastrojowością. Solista Marcin Suszycki w bardzo naturalny sposób wydobył z partytury śpiewność, optymizm i błogi spokój, tak rzadki w późniejszych kompozycjach Beethovena.

Drugim utworem tego wieczoru był jeden z najsłynniejszych utworów na trąbkę, czyli Koncert na trąbkę i orkiestrę Es-dur Josepha Haydna. Przyznam, że jego muzyka jest dla mnie najmniej ciekawa spośród twórczości klasyków wiedeńskich - wyjątkiem jest właśnie ten koncert, który tak świetnie pokazuje techniczne możliwości trąbki. Solista Damian Kurek świetnie wypadł zwłaszcza w żywszych częściach. W pierwszej, pełnej marszowych rytmów i fanfarowych motywów, zachwycił swoją biegłością techniczną. Mimo trudnych skoków, biegników, pasaży udało mu się uchwycić lekki i radosny charakter całości. Nieco mniej podobały mi się momenty kantylenowe, zwłaszcza w środkowej części. Brakowało mi większej delikatności, nieco łagodniejszej barwy. Na szczęście finał nie pozostawił niedosytu. Ostatnia część kolejny raz pokazała wirtuozerię trębacza. Orkiestra pod batutą Łukasza Borowicza, pewnie stęskniona wspólnego grania, była dla solisty świetnym partnerem. Usłyszeliśmy muzykę pełną lekkości i młodzieńczej energii.

Na koniec wróciliśmy do Beethovena. I chyba dobrze, że koniec sezonu zwieńczony został akurat tym, nawiązującym jeszcze do twórczości Haydna i Mozarta, utworem. Dobrze, bo to dzieło, które dopiero zapowiada przełom. Utwór, w którym możemy wysłyszeć to, co w kolejnych symfoniach już się ugruntuje - masywne brzmienia, wzmocnienie ekspresji, dramatyzmu. W I Symfonii C-dur jeszcze wszystko dzieje się podskórnie, jeszcze dużo cech, zwłaszcza formalnych, zaadaptowanych jest z klasycyzmu.

Jak świetnie brzmiała w tym utworze orkiestra pod batutą Marka Pijarowskiego! Momenty tutti wykonane z pasją i werwą, nieprzekrzyczane, za to intensywne i pełne energii. Brawa za świetne rozplanowanie dramaturgii - od pierwszej do ostatniej nuty nie można się było oderwać od tej historii wygranej przez zespół.

O Beethovenie mówi się, że urodził się klasykiem, a umarł jako romantyk. W tej symfonii usłyszeliśmy moment przejścia, dojrzewania, powoli rodzącej się zmiany. I mam nadzieję, że to także dobra wróżba na dzisiejsze czasy. Bo że coś się zmienia to pewne. Oby była to, tak jak w przypadku Beethovena, zmiana rewolucyjna, lecz piękna.

Aleksandra Kujawiak

  • koncert kończący sezon w Filharmonii Poznańskiej - transmisja online
  • 19.06

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020