Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Tak będzie najlepiej

Gdy w 1996 roku ogłoszono, że nowym wokalistą Genesis zostaje Ray Wilson, wiele brwi uniosło się ze zdziwieniem. Świat patrzył na niego jak na intruza, który śmiał wejść w buty Phila Collinsa - człowieka, który był nie tylko głosem zespołu, ale jego twarzą i sercem. Dziś, niemal trzy dekady później, trudno już patrzeć na Raya jedynie przez pryzmat tej historii. Zbudował swój własny świat dźwięku - już z dala od mainstreamu, ale blisko emocji, a jeszcze bliżej człowieka. I to właśnie Poznań stał się jego nowym domem.

. - grafika artykułu
Ray Wilson, fot. materiały prasowe

Dla jednych - ten, który "nie udźwignął" legendy Genesis. Dla drugich - artysta, który miał odwagę w nią wejść i pozostać sobą. Czy to przypadek, że album "...Calling All Stations..." (1997), który nagrał z Tony'm Banksem i Mikiem Rutherfordem, jest dziś zaskakująco często wskazywany jako jedno z najbardziej niedocenianych dzieł Genesis? Mroczniejszy, bardziej refleksyjny, wręcz egzystencjalny - idealnie zgrywał się z barwą głosu Wilsona, jego sceniczną powściągliwością i tekstami ocierającymi się o poezję. Bardziej zamyślony niż charyzmatyczny, bardziej storyteller niż showman. I może właśnie dlatego jego droga potoczyła się inaczej - mniej spektakularnie, za to chyba o wiele bardziej autentycznie.

Zanim nazwisko Wilsona padło w kontekście Genesis, świat poznał go jako głos w... reklamie spodni Levi's. Singiel "Inside" zespołu Stiltskin, z którym zdobył szczyt brytyjskich list przebojów, był połączeniem post-grunge'owego ciężaru i niemal duchowego napięcia. Wokal Wilsona - pełen napięcia, żaru i kontrolowanego gniewu - nie pozostawiał złudzeń, że oto przyszedł ktoś, o kim już niebawem będzie bardzo głośno. Debiutancki album "The Mind's Eye" (1994), z którego pochodził "Inside", dziś świętuje swoje 30-lecie. To jeden z kamieni milowych nie tylko w karierze Wilsona, ale i w brytyjskim rocku lat dziewięćdziesiątych. I z pewnością dlatego podczas trasy Genesis Classic, obejmującej również poznańską Aulę UAM, artysta przypomina również tę część swojej tożsamości. A skoro już o Poznaniu mowa...

Jest 2007 rok. Po występie, w tłumie przy barze, Ray zobaczył ją - Małgorzatę Mielech, tancerkę Teatru Wielkiego. Reszta to nie tylko historia romantyczna, ale i muzyczna. Bo to właśnie z Gosią, jak sam podkreśla w wywiadach, poczuł, że Polska może stać się jego nowym domem. I tak się stało. Przeprowadzka do Poznania była początkiem drugiego życia Wilsona. Tu żyje, tworzy, występuje, współpracuje z polskimi artystami. I choć w Genesis spędził niewiele ponad dwa lata, to właśnie dzięki wspomnianemu przed chwilą projektowi Genesis Classic odzyskał kontrolę nad narracją.

W przeciwieństwie do typowych tribute bandów, jego koncerty nie są mechanicznym odtwarzaniem utworów. Setlisty zmieniają się, ale zawsze balansują między największymi klasykami Genesis (od "Carpet Crawlers" po "Congo"), a utworami z jego własnych projektów, w tym solowych, których przykładem jest ostatni jak dotąd album "The Weight Of Man" (2022), opowiadający o tym, jak trudno znaleźć prawdę w świecie fake newsów, jak ciężko nie zgubić siebie w świecie, który nieustannie chce nas definiować.

Ray Wilson to dziś przykład artysty, który wymyślił siebie na nowo - nie poprzez radykalny zwrot, ale przez konsekwencję. Zbudował swoją markę na fundamencie uczciwości i pasji. Nigdy nie zabiegał o łatwą sławę, a mimo to wciąż koncertuje, nagrywa, ma swoich wiernych fanów, którzy potrafią sfinansować jego nowe albumy jeszcze zanim ujrzą światło dzienne. Nie próbuje być Gabrielem ani Collinsem. Jest sobą. I właśnie dlatego działa to tak dobrze.

Sebastian Gabryel

  • Ray Wilson
  • 16.04, g. 19.30
  • Aula UAM
  • bilety: 159-229 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025