Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Sadza, żółć i łzy

Mała, a tak cieszy - tak w najkrótszych słowach można by podsumować najnowszy mini-album Brodki, która po 12 latach od wydania folkowej Grandy zdecydowała się powrócić do pisania piosenek w języku polskim. Na dodatek najbardziej intymnych w całej jej coraz ciekawiej rozwijającej się karierze. Po ledwie ponad dwudziestominutowej Sadzy pozostał wielki niedosyt, ale na pewno nie rozczarowanie. W wersji na żywo z nowym materiałem Moniki będzie można zapoznać się podczas niedzielnego wieczoru w Tamie.

. - grafika artykułu
Brodka, fot. Przemek Dzienis

Kiedy w 2003 roku wygrała trzecią edycję "Idola", sądzono, że będzie tylko kolejną taśmowo wyprodukowaną gwiazdką, która chwilę pośpiewa, a potem zgaśnie. Jednak, w przeciwieństwie do zwyciężczyni pierwszej edycji programu - Alicji Janosz, stało się zupełnie inaczej. Choć i w tym przypadku trzeba było nieco poczekać. W końcu zarówno debiutancki Album (2004), jak i późniejsze Moje piosenki (2006) Brodki nie były niczym więcej niż tylko dobrze pomyślanym, łatwo przyswajalnym i bardzo przewidywalnym popem.

Jednak wraz z Grandą (2010) zmieniło się wszystko - muzyka Brodki nabrała charakteru. Nagle zaczęła tryskać pomysłami i sypać nimi jak deszczem konfetti, zabierając nas w muzyczną podróż przez dźwięki Czarnego Lądu, orientalnych Indii czy pełnego dekadencji Paryża, choć i tak wszystkie drogi poprowadziły do jej rodzinnej Twardorzeczki. Później artystka redefiniowała się z każdym kolejnym albumem, czerpiąc pełnymi garściami z prawdziwie alternatywnego rocka, popu, elektroniki i muzyki gór, swoją twórczość opierając na coraz większej bezkompromisowości.

Po wydaniu anglojęzycznych Clashes (2016) i Brut (2021) Brodkę trudno przedstawiać jedynie jako wokalistkę - to było bardzo krzywdzące. O wiele trafniej będzie powiedzieć, że to już w takiej samej mierze dojrzała i pewna swego piosenkarka, kompozytorka i tekściarka, jak również reżyserka, producentka czy artystka wizualna. Teraz, półtora roku po wydaniu ostatniego krążka, częstuje nas mini-albumem, który jak słusznie zauważa choćby ekipa Newonce, jest najlepszym i najodważniejszym krajowym popem ostatnich miesięcy.

Sadza to materiał ze wszech miar osobisty, a w tej intymności konceptualny. Pełen autentycznego mroku, opowiadający o tragizmie miłości, w czym Brodka zbliża się - tak, trzeba to powiedzieć - do jednej z tych, która o bólu złamanego serca zaśpiewać potrafi najpiękniej, czyli Beth Gibbons z Portishead. Sadza to żaden radiowy muzak, ale - wzorem swojego tytułu - gorzki, posępny i naturalistyczny obraz zachłyśnięcia się drugą osobą. Od strony muzycznej to z kolei odważne połączenie popu z industrialem i trip hopem.

Zaskoczeni? To co powiecie na to, że na płycie towarzyszy jej znany z projektu Syny producent 1988 (!) oraz jeden z najbardziej charyzmatycznych raperów młodego pokolenia - Zdechły Osa (!)? Chyba nikt nie sądzi, że po tak obiecującym otwarciu nowego rozdziału w karierze Brodki, ta postanowi teraz zrobić nagły krok w tył. Z przyjemnością będzie obserwować jej poczynania w kolejnych latach. A tymczasem koniecznie wybierzmy się do Tamy!

Sebastian Gabryel

  • Brodka
  • 27.11, g. 19
  • Tama
  • bilety: 119 zł

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022