Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Przez wzgląd na stare czasy

Podobno Myslovitz bez Artura Rojka to nie Myslovitz. I po części, nawet dużej, rzeczywiście tak jest. Może jednak trzeba docenić wysiłki chłopaków, którzy pomimo nieobecności swojego wieloletniego lidera - jednego z najbardziej charyzmatycznych z niecharyzmatycznych wokalistów w polskiej muzyce rockowej - wciąż chcą nas cieszyć swoimi przebojami na koncertach, które w tym roku odbywają się w ramach trzydziestolecia zespołu?

. - grafika artykułu
Myslovitz, fot. Łukasz Gawroński

Za pół roku minie dziesięć lat odkąd Myslovitz nie nagrał nowego albumu. Dziesiąty krążek kapeli (1.577, 2013), już z Michałem Kowalonkiem w składzie, nie cieszył się ani wielkim wzięciem, ani szczególnym uznaniem, choć jak zaznaczył wtedy Bartek Chaciński w "Polityce", przyznając płycie trzy na pięć gwiazdek, ze względu na radiowy potencjał kilku piosenek otrzymaliśmy wtedy "najlepszą płytę Myslovitz od dekady".

Rzeczywiście, Skalary, mieczyki, neonki (2004), Happiness Is Easy (2006) i Nieważne jak wysoko jesteśmy... (2011) powstawały w czasie, kiedy Artur Rojek już coraz bardziej rozglądał się na boki - w stronę swojego festiwalu, w kierunku twórczości solowej. I choć dwie ostatnie z wymienionych płyt pokryły się odpowiednio platyną i złotem, to nie można było tu mówić o szaleństwie, jakie towarzyszyło najważniejszym pozycjom w dorobku kapeli - nieśmiertelnej, podwójnie platynowej Miłości w czasach popkultury i niemal równie udanym Korova Milky Bar, które dla wielu są polskim odpowiednikiem Definitely Maybe (1994) zespołu Oasis i Parklife (1994) grupy Blur.

Jak kilka lat temu zauważył Mateusz Witkowski w "Czasie Kultury", polski britpop - abstrahując od zawartej w tym określeniu sprzeczności - "wydawał się projektem niemożliwym do zrealizowania", a jednak, kiedy Miłość... rozgościła się w naszych domach i radiowych stacjach okazało się, że akurat oni wiedzą jak go zrobić. Wykraczając poza typowe dla popu tematy, dali cudowną pożywkę rockowym melancholikom - zwłaszcza tym dojrzewającym wyobcowanym i zawiedzionym pierwszą miłością. Dziś album ten nie jest tylko miłym wspomnieniem do trzymania w albumie - przynajmniej od czasu do czasu warto go odkurzyć, bo to materiał z naprawdę długim terminem przydatności.

Długość dźwięku samotności, My, Sprzedawcy marzeń, Chłopcy - to tylko przykłady megahitów Myslovitz, które z pewnością usłyszymy podczas nadchodzącego jubileuszowego koncertu. Z okazji trzydziestu lat na scenie zespołowi można byłoby życzyć wiele - nawet nie tyle płyt na miarę wcześniej opisywanych, i nawet nie wokalisty na miarę Rojka, bo to niemożliwe, ale przynajmniej takiego, jakim był Michał Kowalonek, który w 2018 roku niestety również zdecydował się opuścić szeregi zespołu.

Dziś Myslovitz ma spory problem, bo ani zastępujący go później Łukasz Lańczyk, ani obecny frontman Mateusz Parzymięso nie są dla tego zespołu zbyt dobrym wyborem. Jeśli Przemysław Myszor i reszta chłopaków wciąż zamierza grać pod starą banderą, to pilnie potrzebuje kogoś, kto sprawi, że nie będą dziś tylko kolejną kapelą odcinającą kupony od dawnej sławy. Czasem świętowanie powinno być pretekstem nie do osiadania na laurach, ale stawienia czoła wyzwaniu. A tym wydaje się być dla Myslovtz nowa, już jakże inna rzeczywistość.

Sebastian Gabryel

  • Myslovitz
  • 17.11, g. 16
  • 2progi
  • bilety: 89 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022