Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Pod wulkanem... nadzieja

W czasach, gdy nowe płyty większości śpiewających wykonawców są zbiorami mniej lub bardziej przypadkowych piosenek, jakże często banalnej treści, Tomasz Budzyński przedstawia album, który jest spójną opowieścią, starannie przemyślaną w każdym elemencie - i robiącą wielkie wrażenie.

. - grafika artykułu
Tomasz Budzyński, "Pod wulkanem" - fragment okładki, fot. materiały prasowe

Budzyński znany z kilku wielkich zespołów, takich jak Armia, 2 Tm 2,3, Siekiera czy Trupia Czaszka, z którymi proponuje zazwyczaj mocno brzmiącą muzykę, w swych solowych projektach eksploruje nieco inne przestrzenie. Nie dziwi, że jego najnowszy album określano jako folkowy. Jest to jednak folk z przymiotnikami: alternatywny, mistyczny, baśniowy, bardzo osobisty, wyraźnie odmienny od tego, co zazwyczaj kojarzymy z tym terminem. Bardzo spójna, utrzymana w jednym charakterze wciągająca warstwa muzyczna znajduje znakomite dopełnienie w słowach piosenek. Nie od dziś wiadomo, że artysta ten jest jednym z najlepszych tekściarzy. O jego poetyckich tekstach możemy powiedzieć, że są baśniowe i wizyjne, zarazem liryczne i przejmujące. To piosenki o tęsknocie i niepewności, ale też o nadziei. Przedmiotem tej opowieści są żywioły i świat przyrody, ale i (przede wszystkim) człowiek pomiędzy nimi - rozpięty między melancholią a wiarą w sens istnienia.

Myślę, że "patronami" tego krążka mogliby być na przykład Brendan Perry i Lisa Gerrard, czyli zespół Dead Can Dance.  Przy czym Budzyński oczywiście ani na moment nie kopiuje nagrań tego świetnego zespołu. Pod wulkanem to bowiem przede wszystkim w pełni autonomiczna, mądra, zachwycająca muzyczna opowieść.

W sensie brzmieniowym czy aranżacyjnym na pierwszym planie pojawiają się często brzmienia akustycznych gitar, wspieranych akordeonem, instrumentami klawiszowymi i nadającymi lekko etniczny wymiar: perkusją (Tomasz Drozdek) oraz  instrumentami perkusyjnymi. Na tym tle jako efektowne dodatki brzmią partie instrumentów dętych: waltorni i saksofonu (na tym ostatnim Mateusz Pospieszalski). Pojawia się też chyba najbardziej wrażliwy, liryczny, uduchowiony muzyk obsługujący elektroniczne instrumentarium, czyli Jacaszek, który nie po raz pierwszy współpracuje z Budzyńskim. Tutaj znakomicie współtworzy swoiste oniryczne pejzaże dźwiękowe. Chwała jednak przede wszystkim samemu Budzyńskiemu, który wykreował ten niesamowity świat słów i dźwięków -  teksty napisał sam (jeden inspirowany wierszem Papuszy), muzykę skomponował wspólnie z synem, Stanisławem Budzyńskim, który pełni tutaj też rolę wiodącego gitarzysty - i radzi sobie z tym zadaniem znakomicie. 

Całość niejako zmierza ku przedostatniemu na płycie utworowi tytułowemu, który przecież nie przypadkiem przywołuje tytuł słynnej książki Malcolma Lowry'ego. Budzyński lubi wchodzić w twórczy dialog z wybitnymi twórcami - i dziełami - literatury od Becketta i Rimbauda po Kafkę. Najnowsza płyta wśród wielu innych aspektów zawiera w sobie odwołania do powieści Lowry'ego. A że czasy jawią się jako (niemal) ostateczne, toteż nic nie dzieje się tu przypadkiem. Ale też - chyba zgodnie z zamysłem autora - wolno widzieć (oraz słyszeć) w nowej płycie lidera Armii jednak więcej (paradoksalnej?) nadziei niż pesymizmu. Świetna płyta!

Tomasz Janas 

  • Tomasz Budzyński, Pod wulkanem
  • wyd. Metal Mind

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022