Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Orliński po drugiej stronie lustra

Jakub Józef Orliński się bawi. Muzykę dawną podaje w formie rozrywkowej: raz na jazzowo, raz na filmowo, w międzyczasie rapuje. Przechodzi na drugą stronę lustra i wygodnie rozgaszcza się w popkulturze. Czy to dobrze dla jego operowej działalności?

Artysta stoi na scenie przed mikrofonem, przygotowuje się do zaśpiewania. Panuje półmrok, widać tylko zarys jego sylwetki. - grafika artykułu
fot. Michał Pawusz

Trasa #LetsBaRock promuje najnowszy album kontratenora nagrany z pianistą i kompozytorem Aleksandrem Dębiczem, perkusistą Marcinem Ułanowskim i basistą Wojciechem Gumińskim. Jego podstawę stanowi dziewięć barokowych utworów w daleko idących opracowaniach, uzupełnionych o kompozycje Dębicza. Na trackliście trudno doszukać się myśli przewodniej; to raczej zbiór greatest hits epoki baroku i samego Orlińskiego. Znajdziemy tam arie operowe (Vedrò con mio diletto, Pena tiranna io sento al core), fragmenty Come Ye Sons of Art Purcella (czyli ody urodzinowej dla angielskiej królowej Marii II), a nawet niewykonany na koncercie madrygał Monteverdiego. W konsekwencji sam koncert to seria popisowych migawek, która nie wychodzi poza muzyczną zabawę wokół wybranych przebojów. Dodajmy do tego światła i sztuczny dym, które wzmacniają wrażenie, że bierzemy udział w popowym widowisku, do czego sam Orliński wprost się przyznaje. 

Orliński mówi w wywiadach, że #LetsBaRock wynika z potrzeby zabawy muzyką. Tę zabawę czuć w improwizacjach i grze z oryginalnym materiałem. Udziela się ona także widowni, której entuzjazm po koncercie sięgnął zenitu. Apogeum osiągnął - co paradoksalne w przypadku, bądź co bądź, śpiewaka klasycznego, którego narzędziem pracy jest przede wszystkim głos - gdy Orliński w trakcie bisów popisał się breakdancem. Nasycenie emocji po koncercie było bliskie atmosferze stadionu po występie rozrywkowej supergwiazdy. Według innej wypowiedzi kontratenora, jego wycieczki w popkulturę (#LetsBaRock nie jest pierwszą) sprawiają, że słuchacze wracają na jego klasyczne koncerty, co ma oznaczać, że złapali bakcyla na muzykę dawną. Podejrzewam jednak, że magnesem jest jasno świecąca gwiazda Orlińskiego, a nie prezentowana przez niego muzyka. W kwestii takiego sposobu propagowania muzyki klasycznej jestem sceptyczny i nie wierzę w ich skuteczność. Przykłady na niezmienne zamknięcie na klasykę - z całą świadomością słabości dowodu anegdotycznego - można było usłyszeć wśród rozentuzjazmowanych widzów. Baroku da się słuchać, jeśli poda się go w takiej właśnie formie, bo wcześniej - gdy Orliński śpiewał oryginały - można było się na nich skupić tylko dzięki odważnym teledyskom. Marzy mi się ankieta, która zmierzyłaby realną skalę przemiany słuchaczy popowych projektów Orlińskiego w odbiorców muzyki dawnej.

Tym, co zyskuje na #LetsBaRock jest marka własna Orlińskiego. Znalazł on kolejną przestrzeń, która gwarantuje rzesze fanów i wyprzedane koncerty. Nie wątpię w szczerość uśmiechu, który towarzyszy mieszaniu gatunków i przekraczaniu granic. Nie widzę tu jednak Mesjasza opery; projekt nie wynosi - jak zapowiadano w opisach trasy - muzyki dawnej na nowy poziom. Traktuje ją jako źródło inspiracji i cytatów, a tym, co jest wynoszone - a więc wprowadzone na wyższy poziom - nie jest muzyka baroku, a kariera śpiewaka. Poprzez #LetsBaRock Orliński zmienia się w gwiazdę kultury popularnej. Ma ku temu wszelkie predyspozycje, podobnie jak do kariery operowej, i odnajduje się w tym bardzo dobrze. Nie będę w tym miejscu obranej ścieżki wartościował. Warto jednak nadać kontekst tym aspektom jego działalności, by spojrzeć na #LetsBaRock z odpowiedniej perspektywy.

W kwestiach muzycznych chylę czoła przed Dębiczem, Gumińskim i Ułanowskim. To świetni muzycy, których słucha się z przyjemnością, a ich dźwiękowa kreatywność to źródło wielu ciekawych niespodzianek. Wiele aranżacji to po prostu pomysłowa, wyrazista muzyka. Ogólny efekt muzyczny jest stricte popowy, przyznać jednak trzeba, że na płaszczyźnie koncepcji artyści nie odeszli daleko od muzyki baroku. Wykorzystują nie tylko linie wokalne, ale też warstwę instrumentalną oryginałów. Dębicz swobodnie improwizuje na skrzypcowym wstępie do Alla Gente a Dio diletta Francesca Nicoli Faga; w Music for a while sięga po linię basową skomponowaną przez Purcella. Pewna swoboda realizacji basu oraz wokalne improwizacje to istotne elementy muzyki barokowej, wywodzące się bezpośrednio z epoki. #LetsBaRock garściami z tego korzysta, improwizują dużo i ciekawie. Uchwycił także w wielu miejscach warstwę wyrazową wykorzystanych utworów. Kołysanka Oblivion soave z Koronacji Poppei łagodnie kołysze, a skomponowane na królewskiej urodziny Strike the viol ma nadal celebracyjny charakter, choć to już urodziny świętowane na klubowym ravie.

Jeśli #LetsBaRock potrafi uchwycić główną myśl pierwowzorów, to rodzi się pytanie, jak wygląda ona naprawdę. We wspomnianym Oblivion soave długie wartości rytmiczne, kołyszące, wręcz transowe zwroty i niewielka rozpiętość melodii mają ukoić do snu bohaterkę opery Monteverdiego. Jak można ten potencjał wykorzystać, pokazuje nagranie Anne Sofie von Otter z płyty Music for a while. Baroque melodies z 2004 roku. Skomponowane przez Henry'ego Purcella na potrzeby dramatu Edyp Johna Drydena Music for a while ma nie tylko hiphopowy groove, którego dopatrzyli się Orliński i Dębicz (zapewne w niepokojącej, chromatycznej linii basu i skandowanym słowie "drop"). Towarzyszy scenie przywoływania zmarłych, a tekst opisuje przerażającą Alekto, furię o krwawiących oczach i wężowych włosach, którą mają uspokoić dźwięki pieśni. Mamy tu więc i scenę rodem z horroru, jak i hołd dla magicznej mocy muzyki genialnie połączone ze sobą przez Purcella. Płyty samego Orlińskiego również pomogą w odkrywaniu baroku. Pomijając nawet szlagierowe Vedrò con mio diletto, można sięgnąć po album Anima Sacra, by posłuchać, ile słodyczy i czaru Orliński potrafił wykreować w Alla Gente a Dio diletta

Do #LetsBaRock trzeba podejść od właściwej strony, ponieważ adekwatnym dla niego kontekstem jest popkultura. Barok jest ciekawie opracowanym, ale tylko odległym cytatem. W kwestii popularyzatorskiej mocy projekty chciałbym się mylić, ponieważ zależy mi na tym, by muzyka klasyczna wyszła spod piętna elitaryzmu i niedostępności. Obawiam się jednak, że tak daleka, rozrywkowa reminiscencja to za mało, by nieść ją pod strzechy. Podobnie jak popkulturowe wariacje na temat Mona Lizy raczej nie zapędzą nikogo do Luwru.

Paweł Binek

  • Jakub Józef Orliński i Aleksander Dębicz, #LetsBaRock
  • MTP, Sala Ziemi
  • 27.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024