Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Odrodzenie czy ewolucja?

To bez wątpienia jedna z największych  karier w polskim hip-hopie. Język ciała, Rainman, Anioły i Demony czy 80' - słuchał tego co drugi Polak. Nawet jeśli często w charakterze guilty pleasure, to jednak słuchał. A zarzuty dotyczącego tego, że Tymek rozwodnił i rozmemłał rap, znacząco ucichły, gdy na scenie pojawił się Sobel. Już 2.04 w Tamie zagra Tymek, czy też, jak chciałby, żeby go teraz nazywać - Seven Phoenix. To pierwszy przystanek na trasie promującej materiał Odrodzenie.

. - grafika artykułu
Tymek, fot. materiały prasowe

No więc jak to było z Tymkiem, czyli Tymoteuszem Buckim? Urodził się w 1994 roku, w wieku paru lat wyjechał z mamą do Włoch, gdzie ostatecznie spędził dekadę. To właśnie pobyt w Italii, o którym zbyt wiele nie wiemy, stanowi pierwszy element jego legendy. Tak to już jest w archetypie indo-europejskiego bohatera - pisał o tym m.in. Lord Regan - że jego lata młodzieńcze, spędzone (często) w dalekim kraju, spowija tajemnica. Później bohater powraca (tu: bogaty o całe Włochy, a włoskie wpływy w polskim rapie stoją wysoko) i zachwyca tłum swoimi nieprzeciętnymi zdolnościami. W tym przypadku za moment aktywizacji "supermocy" powinniśmy uważać premierę klubowego, opierającego się na rosyjskich (wszyscy wtedy kochali Feduka), elektronicznych brzmieniach Języka ciała, który grał  w radiach przez całą dobę przez dobre pół roku. Co prawda przed premierą albumu Klubowe, który dotarł na pierwsze miejsce listy OLIS, Bucki zdążył opublikować krążki Sono i Jestem Tymek, jednak to właśnie single z Klubowych pozwoliły mu rytmicznym, tanecznym krokiem wejść do mainstreamu. Język ciała jako pierwszy singiel w historii krajowego rapu zyskał miano diamentowego. Tak oto Tymek został najdoskonalszym naszym narodowym produktem pop-rapu.

Po Klubowych mogliśmy wysłuchać równie przebojowego krążka Fit, promowanego m.in. Rainmanem z Tede czy Aniołami i demonami z Deysem. Oba wydawnictwa pokryły się platyną. Później były Piacelove i Popularne, również bardzo ochoczo przyjęte przez słuchaczy, a częściowo nawet przez krytyków dostrzegających sprawność muzyczną i uniwersalność rapera, jak również progres względem przebojowego, acz nieco nużącego na dłuższą metę Fit. Mimo to należy przyznać - zdaje się, że Tymek w muzyce czuje się aż zbyt dobrze, co owocuje niekiedy dość pretensjonalnymi środkami wyrazu i wręcz na siłę niedopracowanymi tekstami. Nic dziwnego, wszak artysta - jak wielu przed nim - buduje image na niedopowiedzeniach. Choć akurat w przypadku tak lirycznej sztuki jak rap nie zawsze jest to pożądane. Z przykrością trzeba stwierdzić, że u Tymka często tak było, że w parze z muzycznymi szczytami szła tekstowa mielizna.

Narzekanie narzekaniem, ale fakty są takie, że nie tak dawno Tymek został na Spotify wykonawcą numer jeden w Polsce. I sam wielokrotnie przyznawał, że jego muzyka ma przede wszystkim bujać. I to robi. Choć nie możemy mu przecież odmówić również umiejętności chwytania  za serce, jak np. w Ostatnim z Brodką, utworze z soundtracku drugiej odsłony serialu Rojst.

Przejdźmy jednak do Odrodzenia, najnowszego materiału artysty. A raczej nowego etapu w jego życiu artystycznym. Przypomnijmy, jakim opisem album był zapowiadany: "Tymek - urodzony 28 października 1994 r. w Opolu, polski twórca utworów muzycznych i autor tekstów. Działał pod pseudonimem Tymek od stycznia 2017 do wczesnych lat 20 XXI wieku. Zmarł w wypadku motocyklowym w wieku 27 lat 5 stycznia 2022 roku w Puerto de la Cruz na Teneryfie. 1 kwietnia 2022 ukazał się jego pośmiertny album Odrodzenie. W 2023 roku zostały opublikowane kolejne utwory na rzecz fundacji Vestige".

Tymek zatem, niczym Tomek Beksiński przed laty, sam sobie powiesił klepsydrę. Każe nam przy tym wierzyć w śmierć jego dotychczasowej kreacji artystycznej i początek Sevena Phoenixa, który, nomen omen, jak feniks z popiołu odradza się na - ponownie nomen omen - Odrodzeniu. I faktycznie trzeba przyznać, że w dotychczas zaprezentowanych nam numerach, m.in. Bywam ludzki czy Deszcz, mogliśmy wyczuć smak nowości. Są to kompozycje mroczne, w tekstach dość oszczędne (chociaż Tymek pisze z trzewi) i smutne. Artysta znowu bardziej śpiewa, niż rapuje, tym razem jednak daleko mu do popu czy muzyki klubowej, a zdecydowanie bliżej do psychodelicznego rocka. W warstwie brzmieniowej, nad którą czuwa Urbański, ważną rolę odgrywają sekwencje klawiszowe, smyczkowe i gitary. Nowym utworom towarzyszy film krótkometrażowy Niespokojna dusza, którego akcja umiejscowiona jest w XIX-wiecznej Galicji. Oraz film Romantyk o tematyce nieco bardziej nam współczesnej. Zresztą trzeba podkreślić, że póki co wszystkie udostępnione na YouTube klipy to obrazki bardzo dopracowane, kosztowne (raczej) i ciekawie zagrane. Mają aspiracje filmowe (właściwie to są małymi filmami) i czuć od nich artyzmem. Co jest dobre i złe zarazem. Troszkę jakby ktoś przez cały czas usilnie starał się przekonać nas, że do czynienia mamy już nie z hip-hopem, lecz sztuką przez duże, pogrubione i podkreślone  "sz". Tak czy inaczej, efekty cieszą oko.

W dalszej perspektywie to właśnie tego artystycznego zacięcia i zadęcia u Tymka należy obawiać się najbardziej. Raperzy, którzy uśmiercają się, by powrócić jako "coś ponad rapem", to najwięksi wrogowie bezpretensjonalnej muzyki. Ze zgrozą myślę o tym, co po pożegnalnej trasie Quebo, która na pewno nie okaże się trasą pożegnalną. Oby z Tymkiem nie stało to, co z Deysem, który z intrygującej alternatywy stał się intrygującej alternatywy parodią. Na razie jednak to, co proponuje nam Tymek, jest ciekawe, dość świeże i dopracowane. I jeśli komuś podoba się głos Tymka, to i tym razem ambrozja wypełni jego chłonne uszy. Do Tamy warto udać się choćby dla samego show. Ten raper to showman z prawdziwego zdarzenia. I będzie porywał tłumy, choćby zgorzkniali krytycy utyskiwali w nieskończoność.

Jacek Adamiec

  • Tymek, w ramach trasy Odrodzenie
  • 2.04, g. 21
  • Tama
  • bilety: 89 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022