Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Oddech ziemi, bicie serca

Na scenie są tylko we dwoje - Milena Handszu i Mandar Purandare. Fisharmonia, klarnet, saksofon, tabla i głos. Niby skromny zestaw, ale nie dajcie się zwieść! Bo ten hinduski (a jednak poznański) duet potrafi stworzyć muzykę, która wydaje się rozciągać poza czasem, kulturami i gatunkowymi kategoriami. Ich brzmienie to spektrum: od medytacyjnych rag, przez tonalne labirynty, aż po fragmenty bliskie strukturze modlitwy czy współczesnej poezji dźwiękowej. Dlatego niełatwo pisać o GānāVānā nie popadając w egzaltację - co innego powiedzieć, że "grają ragi z elementami jazzu i folku", a co innego być na ich koncercie i poczuć, jak fisharmonia staje się oddechem ziemi, a tabla - biciem serca.

Kobieta i mężczyzna grają na instrumentach siedząc na ziemi. - grafika artykułu
GānāVānā, fot. materiały prasowe

GānāVānā to zderzenie dwóch korespondujących ze sobą sił. Milena Handszu - saksofonistka i klarnecistka - to artystka, która niewątpliwie rozumie muzykę nie tylko jako sztukę, ale jako narzędzie komunikacji z czymś większym. Jej gra nie kokietuje techniką - choć i tej nie brakuje - lecz opowiada. Na fisharmonii wydobywa brzmienia pełne melancholii, które przypominają o ludowej duszy tego instrumentu, tak często pomijanego we współczesnych aranżacjach. Jej saksofon prowadzi przez improwizacyjne "ghaty" w stronę transcendencji, jednak w tej podróży nie jest sama. Towarzyszy jej Mandar Purandare - ucieleśnienie trochę indyjskiego guru, a trochę ulicznego opowiadacza. Urodzony w Indiach, dziś mieszkający w Poznaniu, śpiewa, gra na tabli, uczy hindi i - co najważniejsze - nie traktuje muzyki jedynie jako występu. Gdy mówi o "rasa", o estetycznej esencji indyjskiej sztuki, robi to jako ktoś, kto naprawdę tym żyje. Jego głos - głęboki, aksamitny, pełen napięcia i spokoju zarazem - przypomina klasyczne "khayal", choć nie zamyka się w żadnej tradycji. Para (tak na scenie, jak i poza nią) poznała się w Polsce, z dala od rodzinnych korzeni Mandara, i właśnie ta hybrydalność - spotkanie dwóch światów, kultur, języków i wrażliwości - jest esencją GānāVānā.

Jeśli improwizacja jest sztuką uważności, to GānāVānā są jej mistrzami. Każde wejście tabli może zmienić u nich narrację całego utworu. Fisharmonia raz brzmi jak mgła, raz jak dzwony buddyjskiego klasztoru. A klarnet? Czasem przypomina klezmerską opowieść, innym razem nurkuje w atonalność à la Eric Dolphy. Jednak na pewno to nie jest jazz, w którym chodzi o solo i aplauz. To raczej "sādhana", a więc codzienna praktyka duchowa, gdzie dźwięk jest mantrą, a nie manifestem. Tymczasem słuchacze z kręgów etno usłyszą coś, co wymyka się prostym kategoriom. Mandar nie imituje muzyki klasycznej Indii - przekształca ją, adaptuje, ukorzenia w nowej glebie. To, co robi z rytmem, przypomina "tihai" - potrójne domknięcia fraz znane z muzyki hindustańskiej, ale osadzone w zupełnie innym czasie, bez metrum, które wymusza konwencję. Co ciekawe - a może kluczowe - GānāVānā bardzo często sięgają po poezję, co daje dźwiękowe poematy inspirowane fragmentem tekstu, filozofii, a czasem jednym zdaniem zasłyszanym w rozmowie.

Jednym z najbardziej okazałych fragmentów twórczości GānāVānā jest kompozycja inspirowana poezją Miry Bai - XVI-wiecznej poetki i mistyczki. Fisharmonia zamienia się wtedy w tanpurę, saksofon tańczy wokół tematu jak ćma wokół ognia, a tabla z Mandarem na wokalu tworzą rodzaj modlitwy - nie do bóstwa, ale do samej idei tęsknoty. GānāVānā potrzebuje przestrzeni - dosłownie i metaforycznie. Ich muzyka najlepiej brzmi tam, gdzie można poczuć wiatr, szelest liści, zapach ziemi. Ludzie przychodzą, siadają na trawie, zamykają oczy. Nie ma oklasków między utworami, jest tylko cisza i dźwięk. A oni po prostu - grają. Kto gotów, ten usłyszy.

Sebastian Gabryel

  • GānāVānā
  • 1.08, g. 20
  • Ogród Szeląg
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025