Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Ku przyszłości!

Niewiele jest w historii polskiego rocka zespołów równie ważnych, co Dezerter. Grupa jednak nie ogląda się za siebie i wciąż jest ważnym głosem, próbującym opisać otaczającą (albo osaczającą) nas rzeczywistość. W sobotę Dezerter zagra w Blue Note.

. - grafika artykułu
Dezerter, fot. materiały promocyjne

"Nie ufaj nikomu po trzydziestce" - mówiło jedno z najsłynniejszych haseł epoki hipisowskiej, chętnie przyswajane i powtarzane przez wielu ludzi zdystansowanych wobec kulturowego (czy politycznego) mainstreamu. Cóż jednak począć z nim dziś, gdy klasycy muzycznego buntu, wiecznie niepokorni i niezależni mają znacznie dłuższy staż na scenie? To właśnie przypadek Dezertera - jednej z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych niezależnych grup na polskiej scenie muzycznej. W tym roku mija, wierzyć się nie chce, trzy i pół dekady od chwili, gdy pojawiła się ona na muzycznych scenach. I co? Okazuje się, że artyści nadal pozostają w swej twórczości wiarygodni.

Przed kilkoma tygodniami na rynku ukazało się - pierwsze po 33 latach! - wznowienie legendarnej winylowej epki "Ku przyszłości", opublikowanej pierwotnie w 1983 roku przez Tonpress. Dopiero teraz z zaplanowaną wówczas okładką, która ze względów cenzuralnych nie mogła się wtedy ukazać. Z jednej strony symbolicznie dopełnia się w ten sposób wielka historia. Z drugiej - jasno widać, że przesłanie zespołu jest wciąż aktualne.

Kontrowersje

Kiedy w 1981 roku zaczynali swą karierę, byli grupą zbuntowanych nastolatków, którzy wykrzykiwali swą niezgodę na zastany świat. Prosta formuła muzyczna, wynikająca poniekąd również z technicznych ograniczeń; wyraziste, czasem publicystyczne teksty i ogromna siła muzycznego wyrazu sprawiały, że szybko stali się jednym z najważniejszych zespołów na polskiej scenie punkowej. W pierwszych miesiącach nazywali się SS-20, ale z szyldem, odwołującym się do sowieckich głowic nuklearnych, nie mieli większych szans na funkcjonowanie w realiach PRL-u. Zmienili więc nazwę na nieco mniej kontrowersyjną.

Tych niełatwych zderzeń z rzeczywistością było wiele. Jeszcze w 1987 roku, gdy wreszcie nagrywali swą debiutancką polską płytę (równolegle ukazał się inny album w USA) cenzura nie zgodziła się na niektóre fragmenty tekstów. Zespół z kolei nie wyraził chęci do zmian, więc w kilku momentach pojawiły się na płycie charakterystyczne piski, zagłuszające niecenzuralne (ze względów politycznych) słowa.

Kolaboracje

O obliczu Dezertera decydują od początku działalności: wokalista, gitarzysta Robert "Robal" Matera oraz perkusista i autor tekstów Krzysztof Grabowski. Od szesnastu już lat składu zespołu dopełnia basista Jacek Chrzanowski, grający równocześnie od lat w grupie Hey. Dyskografia zespołu to również skrócony kurs historii polskiej muzyki niezależnej. Od lat wierni estetyce hard core punkowej członkowie Dezertera potrafili bowiem nadać granej przez siebie muzyce własne piętno, oryginalne i niepowtarzalne.

Miejsce w kanonie polskiego rocka mają zapewnione takie ich płyty jak ów debiutancki "Underground out of Poland", pierwsze studyjne polskie albumy "Kolaboracja" i "Kolaboracja II" ale też późniejsze, takie jak "Ile procent duszy?" czy "Mam kły, mam pazury". Świetną formę zespołu prezentował przedostatni album "Prawo do bycia idiotą", a potwierdza go również ostatni, póki co - "Większy zjada mniejszego", wydany przed dwoma laty. Skoro zaś o dyskografii Dezertera mowa, to warto też wspomnieć płytę zatytułowaną "Deuter", na której artyści przypominali klasyczne utwory innej legendy polskiego punka - właśnie zespołu Deuter - w towarzystwie jego lidera Pawła "Kelnera" Rozwadowskiego.

Widziałem sporo koncertów Dezertera, nie pamiętam pośród nich słabego. Zapewne dobrej energii i świetnej muzyki nie zabraknie także tym razem.

Tomasz Janas

  • Dezerter, suport: Martim Monitz
  • Blue Note
  • 5.11, g. 19
  • Bilety: od 30 do 42 zł