Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Z zegarkiem w ręku

Kto kiedykolwiek brał udział w przygotowaniach istotnej uroczystości, choćby i rocznicy, ten wie, że poruszenie to w takich okolicznościach rzecz typowa. I chociaż bywają momenty, że zdaje się, że plan spali na panewce, wspólnym wysiłkiem udaje się go najczęściej zrealizować. Niektórzy działają nieco chaotycznie, inni metodycznie. Dziś opowiem o tych drugich.

, - grafika artykułu
Rozgłośnia w Poznaniu - budowa radiostacji, fot. Józef Puciński, 1927, ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Radjo poznańskie żyło od sześciu tygodni pod niesamowitą sugestją: Dzień Radja Poznańskiego. Cały personel instytucji poruszał się jak w ukropie. Biegania, konferencje, szybkie urywane rozmowy - świadczyły, że dzieje się coś niezwykłego"* - pisano w "Tygodniu Radiowym" (nr 19/1930). Nie ma co się dziwić. Trzecia rocznica Poznańskiej Radiostacji wymagała godnej oprawy, dlatego też "wszyscy, bez wyjątku z niesłychaną ambicją i natężeniem woli dążyli do tego, aby popis stacji poznańskiej wypadł jak najlepiej". Konsekwencja, upór i determinacja - to hasła tych zakrojonych na szeroką skalę przygotowań, opracowanych już cztery tygodnie przed obchodami. Było nad czym pracować - plan zakładał bowiem realizację aż 16-godzinnego (?), bardzo zróżnicowanego programu. Tu autor tekstu ukłonił się nisko kierownictwu radiostacji, porównanej przez niego do sztabu generalnego, który spotykając się codziennie na tajemniczych naradach, rozdzielał pozostałym pracownikom kolejne zadania. Wytężona, wzorowa praca odniosła skutek bardzo pozytywny - "na dwa dni przed 24-tym kwietnia nie było poprostu co do roboty".

Rzecz to była na tyle niezwykła, że zastanawiano się intensywnie, czy aby na pewno o czymś nie zapomniano. "Wszystko było jednak w porządku, a na stacji, w biurach i w warsztatach zaległ błogi spokój i normalne tętno zwykłej pracy". Co do sekundy odmierzano długość audycji, ze stoperem w ręku, rygorystycznie i bez wyjątku: "Było naprzykład wzruszające, jak wybitni artyści i prelegenci, odznaczający się przecie bujnemi indywidualnościami - poddawali się karnie bezwzględnemu rygorowi przewidzianego przez program porządku". Dosłownie wszystko dopięto na ostatni guzik! Jaki mógł być tego efekt - przewyższający oczekiwania!

"Kiedy nadszedł wreszcie z napięciem oczekiwany dzień, wszystko od samego początku toczyło się  sprawnie i szybko. W dniu tym przesuwały się przez 16 godzin tłumy ludzi. Orkiestry wojskowe, chóry, pojedynczy wykonawcy natychmiast byli skierowani do właściwego studja i choć ubikacje R.P. w stosunku do ilości tych ludzi są dość szczupłe - ani razu nie powstało zamieszanie i niepotrzebny tłok. Istna wędrówka ludów, ujęta w ramy dyscypliny" - recenzowano dalej, zwracając przy tym uwagę, że owa dyscyplina to cecha - a jakże - wyraźnie poznańska, choć w tym przypadku przeszła ona nawet samą siebie. Przykłady? Oto one! Słuchowisko autorstwa Emila Zegadłowicza było już przygotowane cztery tygodnie wcześniej. Był w nim moment, kiedy aktor miał spojrzeć na zegarek i ogłosić dokładny czas. Według wyliczeń miała być to godzina 11.28. Wszyscy tak dokładnie trzymali się wytycznych, że w dniu słuchowiska nie trzeba było tego czasu zmieniać choćby o minutę.  Główny program również zakończył się zgodnie z planem, czyli o 11.58. "Należy pamiętać, że program składał się z blisko 60-ciu audycyj głównych, rozpadających się na liczne audycje cząstkowe" - niech to pokaże skalę trudności i jeszcze dobitniej uświadomi sprawną organizację, która na te trudności znalazła metodę.

Zdarzył się jednak i wyjątek od reguły. Chodziło o transmisję z poznańskiego ogrodu zoologicznego. Cóż - zwierzęta współpracować nie chciały. Okazały tym swoje niezadowolenie z faktu, że dzień nagrań nie był ich dniem karmienia i żadne zabiegi ze strony zaangażowanych pracowników ZOO na nic się nie zdały. Była to jedyna wpadka. Cała reszta - znakomita i przemyślana. Autorzy stawali na rzęsach, by sprostać oczekiwaniom. Stosowali najnowocześniejsze techniki i triki.

We wspomnianej audycji Zegadłowicza brało udział około 10 000 osób, a to za sprawą specjalnie kupionej za granicą płyty gramofonowej, na którą nagrano chór, złożony z 10 000 śpiewaków. W programie Co usłyszeliście autorstwa Zenona Kosidowskiego nadano natomiast autentyczny gwar, zarejestrowany wcześniej na poznańskich ulicach poprzez wywieszenie na drucie przez okno mikrofonu, który wspaniale wychwycił dźwięki życia miasta. Szum ten następnie podłożono pod akcję słuchowiska. Efekt był bardzo naturalny.

Sukces przypieczętowały recenzje, opublikowane na łamach prasy - nawet zagranicznej! Wniosek: "Z umieszczonych artykułów można osądzić, jak dużą życzliwością i uznaniem cieszy się stacja poznańska zagranicą i w Polsce. (...) Polska, a w szczególności Poznań, stanowiły na jeden dzień atrakcyjną aktualność i przedmiot ożywionych rozmów". A radiosłuchacze? I tu nie sposób nie wspomnieć o sukcesie, którego wyznacznikiem były nadsyłane przez zadowolonych odbiorców listy z podziękowaniami.

Trud się opłacił. Opłaciła się praca. Oczywiście dobrze, z zegarkiem w ręku i w pełnej dyscyplinie - zorganizowana.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022