Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Instrukcja obsługi dzieła sztuki

Sztuka. Niby przez lata wielu artystów zrobiło naprawdę dużo, aby na dźwięk tego słowa nie truchlały dusze zwykłych śmiertelników i by maluczcy z większą śmiałością przekraczali progi muzeów i galerii, dostrzegając, że twory artystyczne są bliskie ich rzeczywistości, tej całkiem ludzkiej i codziennej, a jednak zachęcić co niektórych do tego, by szli śmiało ku estetycznym i duchowym doznaniom wcale nie jest łatwo. I nie było.

. - grafika artykułu
Otwarcie wystawy krakowskiej Grupy Dziesięciu w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Poznani, 1937, fot. ze zb. Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Stary, jak świat, jest niezbyt przyjazny «dystans» miedzy sferą artystów a «zwykłymi śmiertelnikami». Niejeden artysta ochoczo urąga temu, co zwykł nazywać «kołtuństwem», ale ze swej strony nic nie czyni, żeby społeczeństwo zbliżyć do sztuki. «Zwykli śmiertelnicy» skarżą się często na wyniosłość artystów, na ich odsuwanie się od społeczeństwa, czy na «anarchizm» ich umysłu, ale ze swej znowu strony nie starają się o to, by zrozumieć twórczość artystów, a nawet by ją wogóle poznać" - pisał anonimowy autor w jednym z numerów "Kuriera Poznańskiego" (nr 115/1935) w artykule pt. Droga "zwykłych śmiertelników" do sztuki. O wadze sprawy niech świadczy fakt, że refleksja na ten temat ukazała się na pierwszej stronie wydania głównego tej gazety i zajęła całkiem sporą jej część. Nie była to mikroskopijna pod względem objętości notka wydrukowana na jakiejś dalszej stronie, gdzie mogła utknąć między reklamą proszku do mycia zębów a repertuarem kina - co to, to nie!

Nie wiemy co prawda, kim był autor tekstu, jednak musiał on mieć pewne powiązania z prasą i co więcej - był świadom roli, jaką w tamtym okresie to najważniejsze spośród mediów odgrywało w kreowaniu społecznych postaw. Pisał bowiem z przekonaniem: "Uważamy za swoje zadanie, pracować nad pomniejszaniem tego «dystansu». Jako pismo, przemawiające do różnych warstw społeczeństwa, pragniemy budzić stopniowo coraz większe dla sztuki zainteresowanie kół szerszych, dotąd pod tym względem biernych, by pogłębiała się ich dusza, by dźwigał się poziom kultury społeczeństwa, by wytwarzała się atmosfera korzystna dla twórczości artystycznej". Od słów należy jednak przejść do czynów, a wcześniej dokonać rozpoznania problemu! I przed tym nie wzbraniał się dziennikarz, wskazując, że decydujące znaczenie ma w tym wypadku onieśmielenie i brak przekonania co do swoich intelektualnych możliwości. Nie ma nic gorszego przecież, niż kłębiące się i jakże demotywujące, a nawet defetystyczne myśli typu: "To nie dla mnie! Ja tych nowoczesnych rzeczy nigdy nie zrozumiem. Niech to podziwiają owi nieliczni «wybrańcy»! Ja na to patrzeć nie umiem".

Co poradzić na taki opór? Jak zachęcić? O czym pamiętać, kiedy już wątpiący odważy się jednak wkroczyć na ścieżkę oświecenia? Tu ważne są trzy zasady. Pierwsza: właściwy punkt patrzenia. Prosta zasada, a jednak kluczowa. Jak tłumaczy autor cytowanego tutaj tekstu: "Właściwość punktu patrzenia zależy, jak wiadomo, przedewszystkiem od właściwego w danym wypadku oddalenia od przedmiotu i właściwego ustosunkowania się do kierunku światła. Ileż to razy widzimy w salonach sztuk pięknych, że się obrazów czy rzeźb nie ogląda okiem, lecz, że się je wącha nosem. To w pewnych warunkach dobre dla fachowców, badających technikę odnośnego artysty, ale «zwykły śmiertelnik» winien tego unikać bezwględnie, bo go to zgóry wiedzie na manowce".

Równie ważny jest "sposób odnoszenia się do danego dzieła sztuki". Najpierw "syntetyczne ujęcie całości, by następnie dopiero przejść do analizowania szczegółów, a ostatecznie - jeżeli oczywiście warto - wrócić do syntezy". Odwrotna kolejność to błąd, metoda, która wręcz nie odpowiada naturze estetyki. Tak się nie da i tak zwyczajnie nie wolno!

I reguła ostatnia, odpowiadająca na pytanie, czego w ogóle należy w dziele sztuki szukać. To uzależnione jest od dwóch tak naprawdę czynników. Przede wszystkim rodzaju dzieła, ale też kierunku artystycznego, podług którego zostało ono wykonane. Dla przykładu weźmy portret. Tu, jak pisze dziennikarz, zależeć nam powinno przede wszystkim na tym, by w obrazie odnaleźć ten charakterystyczny rys osoby sportretowanej. Ale nie tylko. Niemniej ważne jest też "wyrażenie się własnej duszy artysty". Podsumowując, chodzi po prostu o "artystyczne uplastycznienie modelu, widzianego przez pryzmat indywidualności artysty".

Czyż to wszystko nie wydaje się proste i klarowne? Jak można czuć onieśmielenie, jeśli jako od odbiorców wymaga się od nas tylko minimalnego wysiłku, byśmy mogli pełnymi garściami czerpać z dobrodziejstwa, jakim jest sztuka. Każdy "zrozumie powyższe prawdy łatwo, jeżeli sobie uświadomi, że to, czem artysta jest w dziedzinie sztuki, jest każdy z nas, kto posiada wrażliwą duszę w życiu w stosunku do otaczającej go przyrody". Te trzy prawdy to "drogowskaz niezawodny, wprowadzający «zwykłych śmiertelników» prostą drogą w dziedzinę estetyki, w dziedzinę sztuki". Zawstydzenie? Zwątpienie we własne możliwości? Odsunąć je należy na bok i wkroczyć na salony, sztuka bowiem "to jest wielka pani, ale właśnie dlatego, że jest wielka, nikogo nie odpycha".

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022