Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Zbrodnie z miłości

Grono osób lubujących się w kryminalnych historiach jest ogromne i myślę tu zarówno o opowieściach, które są wytworem wyobraźni, jak i tych opartych na faktach. Świadczy to, co prawda, o naszym dość dziwnym pociągu do mroku, ale trzeba się chyba w końcu pogodzić z pokrętną, ludzką naturą, która łaknie sensacji... Dziś wspomnę o historii, która wydarzyła się naprawdę. A jeśli ktoś chce wnieść sprzeciw, bo przecież "Zapiski z lamusa" to nie jest cykl kryminalny, tylko kulturalny, to ja wnoszę sprzeciw do sprzeciwu! W tym wypadku jedno nie wyklucza drugiego!

. - grafika artykułu
Zofia Kislinżanka i Michał Pluciński w jednej ze scen przedstawienia "Wesele" w Teatrze Polskim w Poznaniu, fot. Stanisław Markiewicz, 1934, ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Wystarczy, że zacytuję pierwszy akapit pewnego artykułu, który ukazał się na łamach "Nowego Kuriera" (nr 104/1934): "W sobotę wieczorem rozeszła się po Poznaniu pogłoska o zamachu zabójczym na artystę Teatru Polskiego, p. Kislinżankę. W pierwszej chwili mówiono, że napad spowodował mąż, przybyły na Targi do Poznania. P. Kislinżanka jest żoną znanego aktora warszawskiego Rymszy"*. Tak zaczyna się tekst opatrzony elektryzującym czytelników tytułem Krwawy dramat w mieszkaniu aktorki, w którym dwa pierwsze słowa podkreślono dodatkowo tłustym drukiem. Tak na wypadek, gdyby samo ich znaczenie niewystarczająco przyciągnęło wzrok, co - umówmy się - wydaje się wręcz niemożliwe. Wszystko co krwawe i dramatyczne stanowi najlepszy wabik dla wszelkiej maści poszukiwaczy makabrycznych rewelacji.

Wróćmy jednak do meritum. Mimo początkowych podejrzeń, których negatywnym bohaterem stał się małżonek aktorki, z którym - jak możemy się dowiedzieć z treści artykułu - artystka żyła już od dłuższego czasu w separacji, w rzeczywistości oprawcą był kto inny. Okazało się bowiem, że w czasie swojego pobytu w stolicy Kislinżanka poznała niejakiego Aleksandra Chilutę, "z zawodu ślusarza, zam. tam przy ul. Krochmalnej 19". Jak można się spodziewać, do czynienia tutaj mamy z dość typową i częstą sytuacją, kiedy chęć nawiązania bliższej znajomości jest jednostronna. Jak referuje autor artykułu: "Chiluta, który był wdowcem i ojcem jednego dziecka, począł narzucać się artystce ze swą miłością i propozycjami małżeńskimi. P. Kislinżanka odpowiedziała odmownie, co nie skłoniło jednak upartego adoratora zaniechania starań. Kiedy Kislinżanka wyjechała do Poznania, zasypywał ją Chiluta listami, w końcu przybył sam do Poznania i po południu o godz. 14-tej zaskoczył artystkę odwiedzinami w jej mieszkaniu przy ul. Śniadeckich 27, m. 3". Aktorka na odwiedziny zareagowała mało entuzjastycznie, żeby nie powiedzieć, że nawet o nikłym entuzjazmie nie można było w tym przypadku mówić. Szczególnie, że natrętny wielbiciel nie tylko ponowił propozycję małżeńską, ale wystosował też żądanie, by ukochana zerwała kontakty z Teatrem Polskim i wyjechała z nim do Warszawy. Każdy, kto miał do czynienia z niechcianym adoratorem doskonale wie, że sam fakt powtarzania się propozycji, których przyjąć niezmiennie nie chcemy, jest niemiły sam w sobie, a nakazy i zakazy stanowią coś tak odpychającego, że zupełnie nie do zniesienia staje się osoba stosująca takie praktyki!

Kolejna odmowa była rzeczą oczywistą. Nikt nie mógł się jednak spodziewać jej konsekwencji. Przeczytajmy najbardziej zatrważającą część tej opowieści: "Wywiązała się ostra sprzeczka, czasie której Chiluta wyciągnął z kieszeni nóż i napadł na artystkę, zadając jej kilka ran. Z rozciętej tętnicy bryznęła krew. Kislinżanka poczęła się rozpaczliwie bronić przed ciosami noża. Wreszcie udało się jej zbiec do łazienki i zamknąć drzwi na klucz". Chiluta ruszył jednak za swoją ofiarą, a ta w popłochu wyskoczyła z okna wysokiego parteru na bruk podwórza. Skok i uderzenie wywołały wstrząs, a zaraz potem utratę przytomności. Reakcja sąsiadów była jednak błyskawiczna - wezwano pogotowie, które niezwłocznie udzieliło poszkodowanej pierwszej pomocy i przewiozło do Szpitala Sióstr Diakonisek. Jak się okazało, rany na szczęście wyglądały na znacznie niebezpieczniejsze, niż w istocie były. Artystka musiała co prawda na pewien czas zrezygnować w występów w Teatrze Polskim oraz tournée sztuki pt. On i jego sobowtór, jednak jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.

A co się działo z niedoszłym sprawcą morderstwa? Na miejsce zdarzenia szybko przybyły nie tylko służby medyczne, ale również władze śledcze i prokuratorskie i "natychmiast wdrożono energiczny pościg za napastnikiem". Policja rozesłała telegramy. Niedługo potem otrzymano wiadomość ze Zbąszynia - Chiluta został aresztowany: "Posterunkowy, pełniący służbę na dworcu, zauważywszy zdenerwowanego osobnika, zatrzymał go. Okazało się, po porozumieniu z Poznaniem, że to sprawca napadu na Kislinżankę. Został on zakuty w kajdany i odesłany do Poznania, gdzie przebywa w więzieniu na Młyńskiej. Poddany przesłuchaniu Chiluta przyznał się do napaści, twierdząc, że przyjechał do Poznania, aby się ostatecznie rozmówić z Kislinżanką. Ignorowała ona jego uczucia i wykpiła go. Samego przebiegu zajścia sobie nie przypomina. «Nie wiedziałem, co czynię» - powiedział". Aresztowany nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego znalazł się w Zbąszyniu. Twierdził jednak, że chciał wrócić do Warszawy, aby pożegnać się z synem, a następnie dobrowolnie oddać w ręce policji. Był "psychicznie zupełnie złamany".

Tak oto okazuje się kolejny raz, że życie pisze najlepsze scenariusze. Niespodziewane nawet dla tych, którzy obyci są ze sceną. Do czego niekiedy zdolny jest zakochany i odrzucony człowiek, pisać już nawet nie muszę...

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022