Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Dr Stani Zavaska

Tak na arenie międzynarodowej nazywano jedną z najpopularniejszych śpiewaczek operowych w Europie - Stanisławę Zawadzką! Artystkę, która gościła również na scenie poznańskiego  Teatru Wielkiego. I to niejednokrotnie!

. - grafika artykułu
Stanisława Zawadzka, fot. M. Ryś, Poznań, 1936, ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Gwoli wyjaśnienia dodam jeszcze, że "dr" przed jej nazwiskiem nie jest dziełem przypadku, a edukacji. Stanisława Zawadzka studiowała bowiem medycynę, i to z sukcesami, uzyskując w 1926 roku w Medycznym Instytucie w Petersburgu tytuł doktorski i specjalizację w bakteriologii. Jej historia przeczy tym samym złośliwym nierzadko komentarzom, że bujanie w obłokach i stąpanie po niezwykłym gruncie sztuki jest domeną artystów i artystek, odbierającą im zdolność twardego kroczenia po ziemi i zdobywania wykształcenia w innych, ścisłych nawet dziedzinach!

Pretekstem, by o Stani Zawadzkiej wspomnieć jest jeden z artykułów "tk" w "Kurierze Poznańskim", który ukazał się 5 października 1935 roku (nr 457/1935), a którego tytuł brzmiał Zagraniczne sukcesy poznańskiej primadonny. Wypada tu jednak wyjaśnić, że Stanisława Zawadzka niezupełnie kwalifikowała się jako całkiem poznańska primadonna. Tytuł jasno sugeruje, że była poznańska w stopniu niezaprzeczalnym, podczas gdy faktycznie przeprowadziła się do Poznania w 1935 roku, a więc w tym samym czasie, w którym powstał cytowany dzisiaj tekst. Okupację spędziła w Warszawie, a po wojnie wróciła nawet do Poznania, ale mimo to właściwsze byłoby określenie jej może primadonną warszawską, bo to właśnie w stolicy się urodziła, edukowała i przez lata pracowała, tam też została pochowana. Ale nic to - trzeba było sobie artystów i artystki "wyrywać" z rąk, szczególnie takie, czyniąc je bardziej lokalnymi, dzięki czemu zaszczyt i chwała spływały na całe miasto!

Autor artykułu pisał we wstępie: "W sobotę opera poznańska zainauguruje tegoroczny sezon premjerą opery Ludomira Różyckiego «Beatrix Cenci». Rolę tytułową objęła w niej znakomita śpiewaczka, dr. Stani Zawadzka. Stali bywalcy operowi pamiętają to nazwisko na programach sprzed siedmiu lat"*. Była to zapowiedź rozmowy "tk" z artystką, czyli tego, co czytelnicy nie tylko prasy codziennej lubią najbardziej. Zawadzka potwierdziła udział w występach w operze poznańskiej, wspominając: "W roku 1928 jako początkująca artystka śpiewałam w tutejszym Teatrze Wielkim Aidę i Toscę. Miałam za sobą wtedy kilka zaledwie występów w Warszawie. Były to moje pierwsze kroki na scenie. Bo trzeba panu wiedzieć, że przedtem nie myślałam o karierze  śpiewaczej. Studjowałam i skończyłam medycynę. Po występach poznańskich, zachęcona do sceny i śpiewu, wyjechałam zagranicę i tam karjera moja potoczyła się nadzwyczaj pomyślnie". Teraz może nawet nieco usprawiedliwione wydaje się, dlaczego "tk" w tytule taki nacisk położył na "poznańskość" śpiewaczki. To Poznań miał być miejscem, od którego zaczęło się wszystko, co w życiu artystycznym Zawadzkiej było wielkie i wspaniałe.

Siedem lat trwała jej wędrówka po świecie, przede wszystkim po Włoszech, gdzie gościła w Mediolanie, Rzymie, Wenecji, Genui, Turynie, Weronie, Palermo, Katanii, Parmie, Bolonii, Mantuia... Rzecz można, że łatwiej wymienić miasta pięknej Italii, w których jej nie było niż te, w których publiczność miała ją przyjemność słuchać i oglądać. Wszędzie brała udział w występach klasy najwyższej. Stawała na scenie u boku gwiazd o niepośledniej renomie, jak choćby Alessandro Bonci, któremu towarzyszyła w ostatnich jego spektaklach. Na Włoszech się jednak nie skończyło. Dalej była chociażby Hiszpania i występy w Barcelonie, Walencji, San Sebastián, Saragossie i Oviedo. Był i Madryt, gdzie z Hipolito Lazaro pojawiła się w operze Pietra Mascagniego pt. Mały Marat, oglądanej przez samego króla hiszpańskiego. Bywała też we francuskiej Nicei, występowała w Monte Carlo, a w Holandii gościła na scenach Amsterdamu, Rotterdamu i Hagi. Dotarła również do portugalskiej Lizbony. Co więcej - publiczność miała przyjemność usłyszeć ją nawet w Egipcie! Stani Zawadzka bywała bowiem w Kairze i Aleksandrii.

Co sama zainteresowana uważała za swój największy sukces sceniczny? "Za jeden z największych swych sukcesów uważam występy w londyńskiem Covent Garden. Śpiewałam tam z całym zespołem, zaproszonym z La Scali «Falstaffa» Verdiego pod batutą dyrygenta Metropolitainu. Mogę się poszczycić, że byłam pierwszą Polką w czasach powojennych [po I wojnie światowej - przyp. red.], którą na występy do tego niedostępnego teatru zaproszono. Sezon tam jest krótki i angażuje się bardzo niewielu artystów. W sezonie, w którym śpiewałam, zaangażowano tylko cztery śpiewaczki: jedną z Paryża, jedną z amerykańskiego Metropolitainu i dwie (łącznie ze mną) z La Scali" - odpowiadała, zachęcając dziennikarza do przejrzenia archiwum recenzji jej występów, który miała ze sobą. Wszystkie potwierdzały jej talent i klasę.

Po powrocie do Polski, dr Stani Zawadzka uczestniczyła w trzech spektaklach w Warszawie, a oprócz tego dała kilka koncertów transmitowanych przez Radio Polskie. W planach miała inne jeszcze występy objazdowe, zagraniczne, do których się przygotowywała, jednak publiczność poznańska mogła poczuć się wyróżniona, że to właśnie w Poznaniu artystka zamierzała zatrzymać się na dłużej - nie tylko z uwagi na operę Beatrix Cenci, ale też rolę w Adriannie Lecouvreur, Andrei Chanier i w Aidzie. Przy okazji tej ostatniej reporter pozwolił sobie na komentarz okolicznościowy: "Pomyślało mi się, że w Aidzie będziemy mieli nielada sensację, gdy Aida (dr. med. Zawadzka) rozpocznie duet z Amneris (dr. med. Roesler-Stokowska). Bezmała konsyljum lekarskie"!

Na koniec udało się "tk" zdobyć od śpiewaczki zdjęcie z autografem - dla szanownych czytelników rzecz jasna. Skala artyzmu Zawadzkiej skłoniła go jednak, by zajrzeć do dyrektora Teatru Wielkiego, Zygmunta Latoszewskiego - najmłodszego bodaj wówczas dyrektora opery w Europie, któremu podziękować chciał "za zdobycie dla naszej opery tak cennej, o europejskim zasięgu siły śpiewaczej".

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

  • Książka Justyny Żarczyńskiej Felietony z nie pierwszej strony. Rewelacje kulturalne w poznańskiej prasie dwudziestolecia do kupienia tutaj

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024