Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

To skomplikowane

Nadzwyczajne posiedzenie Miejskiej Rady Narodowej w ratuszu, wieńce na cytadeli, defilada przed zamkiem i akademia w Teatrze Wielkim, a także uniżone hołdy dla Armii Czerwonej i przymykanie oczu na charakter jej obecności w kraju. Obchody pierwszej rocznicy "wyzwolenia" Poznania.

. - grafika artykułu
Zrujnowane dachy Starego Miasta od zachodu, fot. Z. Zielonacki / cyryl.poznan.pl

23 lutego 1945 roku to bez wątpienia jedna z najważniejszych dat w najnowszych dziejach Poznania. Tej prostej konstatacji, zgodnie formułowanej przez historyków, publicystów czy też osoby sprawujące wysokie publiczne funkcje, w ostatnich latach towarzyszy jednak wyraźnie dostrzegalne napięcie wzbudzające niekiedy nadzwyczaj gorące spory i polemiki. Pozostawiając je na boku, należałoby stwierdzić, że istotna ranga tego dnia winna się wiązać przede wszystkim z zakończeniem wyjątkowo długiej i dojmującej niemieckiej okupacji, która polskim i żydowskim mieszkańcom Grodu Przemysława przyniosła pozbawienie elementarnych praw, segregację rasową, powszechny terror, masowe wysiedlenia, grabież mienia, aresztowania, wreszcie kaźń tysięcy ofiar.

Wszystko to nie może jednocześnie przesłaniać faktu, że nowa polityczna rzeczywistość, której zręby poczęto budować w Poznaniu już w czasie wielkiej bitwy toczonej w jego murach w styczniu i lutym 1945 roku, była bardzo daleka od tej, o jakiej marzyli zniewoleni dotąd przez Niemców Poznańczycy. Zdobycie miasta przez Armię Czerwoną oraz działania podejmowane przez operujące na jej bezpośrednim zapleczu związki taktyczne spod znaku NKWD wiązały się wszak z rozciągnięciem parasola ochronnego nad garstką miejscowych działaczy komunistycznej PPR (i jej akolitów), a także ich ideologicznych towarzyszy delegowanych bezpośrednio z Lublina, którzy starali się zaprowadzić na podległym sobie terenie zupełnie nowy, pojałtański ład.

Polityczna presja, w której znaleźli się mieszkańcy Poznania i z której notabene doskonale zdawali sobie sprawę, czego dowodem m.in. wielka poznańska radość z dającego promyk nadziei przybycia do kraju Stanisława Mikołajczyka latem 1945 roku, nie zmienia bynajmniej kwestii, że w ciągu pierwszego powojennego roku z powodzeniem dźwigali oni na swoich barkach trud odbudowy ukochanego miasta. Ów wielki zbiorowy wysiłek, łączący się bezpośrednio z naturalnym pragnieniem odtworzenia przedwojennej, mieszczańskiej (w dobrym tego słowa znaczeniu) "normalności" z całą pewnością należy docenić.

Miarą tego sukcesu niech zaś będzie nie tylko podniesienie Poznania z morza ruin i uruchomienie jego kluczowych zakładów komunalnych, ale również samoistna, oddolna odbudowa prywatnego handlu, rzemiosła i usług czy też restytucja imponującej liczby organizacji i stowarzyszeń. Wciąż słabo dostrzegalny tragizm właścicieli owych drobnych biznesów oraz członków towarzystw i związków polegał zarazem na tym, że chcąc zachować pewne iluzoryczne status quo, godzili się oni na kolejne cesje i ograniczenia narzucane im przez "ludową" władzę, które w krótkim czasie doprowadziły do ich zguby.

Dysponenci nowego porządku w mieście, stale rzecz jasna korzystający z sowieckiej kryszy, z każdym kolejnym miesiącem czuli się w nim coraz pewniej. Czytelnym dowodem takiego stanu rzeczy pozostają szeroko zakrojone, dwudniowe obchody "pierwszej rocznicy oswobodzenia Poznania" zorganizowane 23-24 lutego 1946 roku, inicjujące niejako nowe publiczne teatrum powielane w stolicy Wielkopolski w rozmaitych formach już do końca PRL. Tak czy inaczej ta na wskroś polityczna decyzja chyba w niewielkim stopniu wynikała z analizy nastrojów społecznych, które - choćby tylko z uwagi na skalę powojennej przestępczości żołnierzy Armii Czerwonej - były w Poznańskiem mocno antysowieckie. Co ciekawe, dostrzeżono to nawet w rocznicowym numerze "Głosu Wielkopolskiego", choć trzeba się zgodzić, że uczyniono to w wyjątkowo pokrętny sposób. Mikołaj Rudnicki[!] przyznawał bowiem, że "tu i ówdzie pokazały się nadużycia i gwałty", aby prędko wskazać winnych temu... "maruderów, Ukraińców i białogwardzistów zwerbowanych przez Niemców". Idąc tym samym tropem, przywoływał on "obecne też wypadki niszczenia pomników Armii Czerwonej", podkreślając, że... "są to - chyba prowokacje niemieckie, bo cóż za korzyść może mieć Polska z tych niedorzecznych, a jednak prowokujących wypadków?".

Tymczasem od początku lutego 1946 roku przygotowania do rocznicy szły pełną parą, ich koordynacją zajmował się zaś specjalny Komitet Organizacyjny, w skład którego weszli przedstawiciele wszystkich segmentów władzy w mieście.

Interesujące nas obchody rozpoczęło nadzwyczajne posiedzenie MRN w ratuszowej Sali Królewskiej, której najważniejszym punktem było jednogłośne przyjęcie wniosku Kolegialnego Zarządu Miasta "o przemianowanie ulicy Pocztowej na ulicę 23 Lutego". W tym samym czasie przed ratuszem zgromadzono żołnierzy z poznańskich jednostek, milicjantów, przedstawicieli bliskich władzy stronnictw i organizacji, wreszcie tłum dzieci i młodzieży zwolnionej specjalnie na tę okazję ze szkół. Z ratuszowej loggii przemówił do nich prezydent Poznania Stanisław Sroka, podkreślając z jednej strony imponujące efekty odbudowy miasta, z drugiej zaś wznosząc okrzyki na cześć Armii Czerwonej i Józefa Stalina. Niedługo potem uczestnicy sesji MRN oraz zwarta ciżba poznaniaków udali się na Pocztową. Tutaj prezydent Sroka odsłonił tablicę z nową nazwą ulicy, by następnie przejść na cytadelę, gdzie u stóp pomnika Bohaterów, którego budowę Sowieci wymusili w magistracie zrujnowanego miasta jeszcze w 1945 roku, złożono wieńce i kwiaty.

Drugi dzień obchodów zainaugurowała polowa msza święta na placu Wolności, po czym przeniesiono się na ul. Czerwonej Armii (ob. Święty Marcin), przy której wiceszef MON gen. Karol Świerczewski oraz dowódca Poznańskiego Okręgu Wojskowego gen. Wsiewołod Strażewski odebrali uroczystą defiladę. Całość wieńczyła akademia w Teatrze Wielkim z udziałem m.in. członka Prezydium KRN Wacława Barcikowskiego, w czasie której wystawiono bezpiecznych Krakowiaków i Górali. Na zakończenie dodajmy, że przemówienia większości oficjeli, którzy zabierali głos w tych dniach w Poznaniu, przesycone były frazesami o budowie "w pełni demokratycznej" Polski prowadzonej przez nową władzę "drogą postępu i sprawiedliwości". O szczerości owych zapowiedzi już w maju 1946 roku przekonali się poznańscy studenci.

Piotr Grzelczak

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021