Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

OFF CINEMA. Pies, co pogryzł PJ Harvey

"A Dog Called Money", który można było zobaczyćna najpopularniejszym festiwalu filmów dokumentalnych w Polsce Millennium Docs Against Gravity, trafił również do programu poznańskiego Off Cinema. To opowieśćwizualna o procesie powstawania albumu PJ Harvey"The Hope Six Demolition Project".

. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Formułę 23. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych Off Cinema odświeża w tym roku sekcja dokumentów muzycznych "Dźwięki dokumentu". Autorem koncepcji programu jest Stanisław Bitka, który łączy kompetencje filmoznawcy i muzyka (jest gitarzystą w zespole Loth). A że jednym z jego głównych zainteresowań jest właśnie kino faktów dedykowane zjawiskom muzycznym (rok temu organizował na festiwalu konferencję "Obrazy muzyki"), wydawał się doskonałą osobą do tego kuratorskiego zadania. Podoba mi się też jego koncept zwięzłych lapidarnych i żartobliwych wprowadzeń do filmów.

Pod względem konkretnych tytułów, zaproponował niekanoniczną koncepcję z reprezentacją filmu eksperymentalnego - acz takiego, który (może właśnie poprzez obecność muzyki) jest dedykowany wciąż szerokiej publiczności. Obok "Symfonii fabryki Ursus" Jaśminy Wójcik - pięknego i nieoczywistego portretu zbiorowego ludzi pracy wykluczonych na wiele sposobów, którzy symbolicznie odzyskują godność i dumę - najciekawszym tytułem sekcji jest "A Dog Called Money".

Filmowiec nieoczywisty

Autorem filmu jest Seamus Murphy, który z racji swojego zaplecza i bogatego doświadczenia na polu fotografii reporterskiej i dokumentalnej bardzo wadzi zagranicznym krytykom filmowym. Wierzy on uparcie w to, że da się odszukać rzeczy wspólne dla tworzenia obrazów statycznych i ruchomych. No ale jak to tak - nagle robić z tego kino, i to jakieś dziwne, nieludzkie? Czy nie mógłby pan szanowny dalej zbierać nagrody World Press Photo i uwieczniać cierpienia ludzkie, zamrażając je w czasie? - zdają się natrząsać z niego malkontenci. Podejrzeniom towarzyszy też irytacja podsuwanymi co jakiś czas przez irlandzkiego artystę potężnymi moralniakami. Twórczość Murphy'ego jest zaangażowana politycznie i społecznie. Próbuje wzbudzić w nas empatię względem słabszych, o których jednak jako Europejczycy wolimy nie wiedzieć bądź już chcielibyśmy zapomnieć.

Jak przykład można podać "Węża", w którym Murphy i Eliza Griswold pojechali do Afganistanu w poszukiwaniu ulotnej, ludowej poezji pasztuńskich kobiet. Przybiera ona formę dwuwersowych wierszy o 22 sylabach - tyczących się udręk miłości, domu rodzinnego, rozłąki i nieustającej wojny. Gdy Murphy ucieka od kina faktów, popada w groteski w rodzaju "Henry potrzebuje nowego domu" (2019). Główny bohater mieszka z pieskiem w klaustrofobicznym pokoju, który w innej skali staje się dziurką od klucza - i ten metalowy przedmiot co jakiś czas wpada przez drzwi, wprawiając pokój w ruch obrotowy i demolując go (i zresztą w pewnym momencie mordując biedną psinkę). Film miał premierę na MFF w Melbourne, i nawet w tamtejszej selekcji osobliwych szortów odstawał ekscentrycznością.

Zacietrzewieni krytycy z zapałem biczują również i "A Dog Called Money", gdyż Irlandczyk nie zrealizował takiego filmu o PJ Harvey, jakiego by sobie życzyli. Murphy nie przeprowadził typowych wywiadów do kamery, nie przepytał tej zamkniętej w sobie, introwertycznej artystki o to, co, skąd, po co, którędy. Nie dostaniemy twardych faktów, jasnych słów. Bez jasno sprecyzowanego celu fotograf zaprosił piosenkarkę do podróży w swoje rewiry - do Afganistanu, Kosowa, czarnych gett Waszyngtonu...

Surowe piękno

Te wędrówki bez celu nie są jednak turystyką w ramach voyeurystycznego podglądania cudzego cierpienia, jak określają je krytycy. Seamus i PJ nie wymyślili też nam na poczekaniu recepty na to, jak powstrzymać zło (mam nadzieję, że nikt też tego od nich nie oczekuje), aby ogłosić te rewelacje widzom. Ich trudne podróże antyturystyczne opatrzone są komentarzem w formie ambiwalentnych cytatów z dzienników Harvey. Gdzieś pomiędzy kadrami, poza relacjami prostych związków przyczynowo-skutkowych widzimy artystkę pogrążoną w pracy nad tekstami pozbawionymi wszystko-tłumaczących-komentarzy. Przesłona tajemnicy nie zostaje zerwana, a raczej zostajemy wciągnięci w sam środek trudnych do określenia uczuć. "No każdy by się wkurwił", że zacytuję poetkę - i nie dziwię się, że "A Dog Called Money" jest dla krytyków przyzwyczajonych do kina mainstreamowego koniem czarnym i do tego dość szpetnym.

Idąc jednak drogą making-of i behind-the-scenes, uznamy jego film za rozszerzoną prezentację zaplecza z powstawania albumu "The Hope Six Demolition Project". PJ Harvey zamknęła się w studiu o lustrach weneckich, a gawiedź mogła oglądać ich przy pracy w ramach osobliwego, muzycznego reality show. Murphy również i w tych momentach nie jest intruzem w życiu artystów - a na ten okres wycofał się zupełnie z życia zespołu i stał się - jak sam to ujął - muchą na ścianie, obserwując z dystansem i chłodnym okiem pracę twórczą.

Reżyser-fotograf co prawda jawi się krytykom jako osoba samopogrążająca się w tworzeniu. ale czy taka właśnie nie jest też sama PJ Harvey? I tak oto zamiast szkolnego dokumentu o muzycznej kreacji otrzymujemy angażujące i dość dezorientujące dzieło o charakterze bliskim wideo artu. Jego surowe piękno jest godne wyjątkowej bohaterki. Myślę, że "A Dog Called Money" sprawdzi się nie tylko jako obraz dla fanów spragnionych widoku uwielbianej, ekscentrycznej diwy i chcących poznać metodę jej pracy. To również mocne, nieprzejednane i nonkonformistyczne kino eksperymentalne, mocujące się z trywialnym, wyświechtanym językiem filmowych konwencji i przekazów zerojedynkowych, i z tych zapasów wychodzące z zaskakującym zwycięstwem. Nawet, jeśli pozostawiające widza z poczuciem niedosytu i wielu pytań, kłębiących się w głowie po seansie.

Marek S. Bochniarz

  • Off Cinema: "A Dog Called Money"
  • 19.10
  • Kino Pałacowe

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019