Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

Nowa siła koreańskiej animacji

Platforma MOJEeKINO.pl w kwietniowej ofercie umieściła minifestiwal koreańskiej animacji K-animation. W programie znalazło się zarówno kino mainstreamowe, produkcje skierowane dla młodzieży, jak i filmy artystyczne. W ramach festiwalu odbywa się retrospektywa twórczości Jeong Da-hee, cenionej niezależnej reżyserki i producentki filmów animowanych.

. - grafika artykułu
"Ruchy", reż. Jeong Da-hee, 2019, fot. materiały dystrybutora

Pierwsza południowokoreańska animacja powstała dopiero w 1967 roku. Hong Gil-dong było reinterpretacją lokalnej baśni. Kilkuletnie przerwy w produkcji krajowej, które występowały w kolejnych dekadach, jak papierek lakmusowy odzwierciedlały niestabilność lokalnego rynku kinowego, skażonego korupcją, mafijnymi mechanizmami finansowania i coraz bardziej starzejącą się infrastrukturą kin. Na przełomie lat 70. i 80. powstało około sześćdziesiąt kreskówek - a większość z nich była wtórna, wzorowana na estetyce ówczesnych japońskich filmów science fiction. Paradoks kolejnego okresu 1987-1993 polegał na tym, że podczas gdy nie wyprodukowano żadnych południowokoreańskich animacji, lokalny przemysł służył jako wół roboczy dla japońskich i amerykańskich animatorów. W połowie lat 90. Koreańczycy byli podwykonawcami aż połowy produkcji filmów animowanych na świecie!

Na braku oryginalnych tytułów lokalnych zaciążyła również niezwykle silna pozycja twórców komiksów manhwa. Na tym prężnie rosnącym rynku autorzy mieli o wiele więcej do powiedzenia, niż komiksiarze w Japonii i USA. W tamtych krajach dominował model korporacyjny, w którym komiks był zaledwie częścią maszyny produkcyjnej, połączony z adaptacjami animowanymi, filmowymi i rynkiem zabawek. Z kolei wolność artystyczna, prawa i tantiemy koreańskich artystów były na tyle duże, że nawet Daiwon, potężna firma wydająca komiksy - świadoma dużych kosztów przy stosunkowo małych zyskach - sceptycznie podchodziła do realizacji kreskówek na podstawie manhwa. Stąd te dwa rynki rozwijały się w zasadzie osobno.

Dopiero w 1994 roku południowokoreański rząd zaczął finansowo wspierać produkcję kreskówek. Przemysł zapewne by na tym wielce skorzystał i rozkwitł, lecz rosnące płace pracownicze w Korei Południowej spowodowały, że firmy zagraniczne z czasem przeniosły zlecenia na rozwijające się rynki Filipin, Wietnamu i Korei Północnej (tę ostatnią wizytuje zresztą Guy Delisle jako reprezentant francuskiego producenta animacji telewizyjnych w słynnym komiksie Phenian). Nim to nastąpiło, lokalnym twórcom nie udało się też odnaleźć własnego, autorskiego głosu. Jak stwierdził gorzko reżyser animacji Nelson Shin - "Technika Koreańczyków jest w porządku, lecz nie mają oni pojęcia o tworzeniu".

Takie opinie pokutowały przez bardzo długi czas również i w Polsce. Ostatnia dekada przyniosła jednak trochę zmian - również i rynkowych. CJ Entertainment, którego rola w rozwoju nowego, południowokoreańskiego kina żywej akcji i lokalnej rewolucji cyfrowej jest trudna do przecenienia, ostatecznie przekonał się do finansowania lokalnych animacji, stawiając głównie na kino mainstreamowe oraz jakościowe filmy dla dzieci. Zagraniczną publiczność zaczęły coraz bardziej zaskakiwać wytrawne artystycznie filmy z Korei Południowej, które dziwiły wysokim poziomem technicznym - można było wręcz odnieść wrażenie, że ich jakość wzięła się trochę "znikąd".

Między mocnymi produkcjami dla dorosłych a wartościowym kinem dla młodzieży

Główna sekcja festiwalu Autorzy K-Animation obejmuje pięć produkcji pełnometrażowych. Wśród nich znalazł się kultowy debiut Yeona Sang-ho z 2011 Król świń. To mocny, wstrząsający thriller psychologiczny o dawnych przyjaciołach z dzieciństwa, którzy spotykają się po piętnastu latach milczenia, aby powrócić do wypartych, traumatycznych wspomnień z czasów szkolnych. Kyung-min i Jong-suk wspominają Kim Chula. Ten zamknięty nastolatek z ubogiej rodziny pewnego dnia sprzeciwił się opresyjnym zasadom hierarchii panującym między uczniami, stając się tytułowym Królem świń - i płacąc za to najwyższą cenę. Debiut Yeona może co prawda formalnie kojarzyć się z anime, lecz fabuła, charakterystyka postaci czy problematyka są jak najbardziej koreańskie. Reżyser podjął problem kwestię klasowego i ekonomicznego rozwarstwienia społeczeństwa, temat często obecny w lokalnej kinematografii.

Innym równie charakterystycznym motywem dla kina południowokoreańskiego jest kryzys męskości. W niezwykle ironiczny i przewrotny sposób podjął go Lee Yong-sun w Będę mieszkać na półwyspie (2017). Główny bohater - znajdujący się w kryzysie wieku średniego nauczyciel aktorstwa Oh JunKoo - cierpi na brak szacunku zarówno ze strony żony, współpracowników, uczniów, jak i własnych dzieci. Gdy pojawia się niespodziewana szansa na to, aby otrzymał etat i został profesorem na uczelni, mężczyzna waha się. Uzyskanie stabilności finansowej jest co prawda kuszące, ale zagranie drugoplanowej roli w serialu telewizyjnym, w czym JunKoo widzi możliwość osiągnięcia wymarzonego sukcesu, jest znacznie bardziej pociągające. Lee zrealizował swój debiut za śmiesznie niski budżet, stawiając nacisk na wypracowanie scenariusza i pogłębionej charakterystykę postaci. Czerpiący z karykatury minimalistyczny, rysunkowy styl Będę mieszkać na półwyspie, czy zdolność Lee do oddania socjologicznych obserwacji przywodzą trochę na myśl Rodzinkę Yamadów Takahaty. Trudno jednak byłoby wyobrazić sobie, aby tamten japoński reżyser zrobił film, w którym pojawia się tak dosadna nagość czy wątek wykładowcy-seniora wykorzystującego seksualnie młodą studentkę.

Kwestie obyczajowe, tym razem na poważnie, zostały podjęte również w Najdroższej. Kim Sun-Ah, Park Se-Hee napisali scenariusz i wyreżyserowali gorzki film o świecie małomiasteczkowych, pełnych hipokryzji konwenansów. Do rodzinnej wioski powraca z Seulu In-Hye i próbuje rozwikłać zagadkę dziecka, którego matka zmarła przy narodzinach - i ustalić, kto jest jego ojcem. Mieszkańcy nie chcą jej jednak w tym pomóc.

W tej sekcji znalazły się też dwa skrajnie od siebie różne filmy, których bohaterami są psy. W unikającej taniej melancholii opowieści Moje psy, Jinjin and Akida obserwujemy rzeczywistość Korei Południowej lat 80. z perspektywy chłopca Jae-younga. Został on adaptowany przez dysfunkcyjną parę - ojciec jest alkoholikiem, a matka ma obsesje na punkcie religii. Co gorsza, mężczyzna zdaje się bardziej kochać tytułowe psy niż adoptowane dziecko. Jae-young jest jednak silny - i tej siły zdaje się posiadać dość, aby przezwyciężyć pozornie niemożliwą do przełamania sytuację.

Z kolei Lee Chun-baek, Oh Sung-yoon w wizualnie zachwycającym Underdogu podjęli temat bezdomnych psów - czyniąc to z perspektywy współczesności. Po porzuceniu przez właścicieli Moong-chi odnajduje swoje nowe stado wśród grupki zwierząt, które spotkał taki sam los. Underdog zapowiada się co prawda jako typowe przygodowe kino familijne z poddanymi antropomorfizacji psami, lecz potrafi zaskoczyć publiczność nieoczekiwaną przenikliwością. Poza intrygującą fabułą, film jest też po prostu świetnym reprezentantem kina wysokiej jakości, pod względem walorów produkcyjnych.

Struktura świata

W ramach festiwalu K-animation odbywa się też retrospektywa krótkich metraży Jeong Da-hee. To wybitna artystka, która po uzyskaniu edukacji na paryskim EnsAD (National School Supérieure Des Arts Décoratifs) powróciła do Korei Południowej, aby tworzyć niezależne animacje artystyczne. Jej filmy posiadają dość charakterystyczny styl. Swoje postaci ludzkie i nieludzkie Jeong szkicuje cienką, niezwykle giętką linią, wypełniając kontury płaskimi plamami barwnymi o subtelnej, delikatnej kolorystyce. Jej bohaterki i bohaterowie przeżywają kryzysy egzystencjalne, wpadają w zadumę nad otaczającą ich rzeczywistością, bądź wręcz podważają podstawy swojego życia. A jednak te filmy nie przytłaczają widza - a przenika je ciepła melancholia, spokojne pogodzenie z losem, rezygnacja z buntu i chęć poddania się rytmowi natury.

Tytułowy bohater Mężczyzny na krześle (2014) to puszysty człowiek o "buddyjskich" kształtach, który siedząc nagi w zaniedbanym pokoju wypełnionym przez książki, coraz głębiej pogrąża się w introspekcyjnych refleksjach. W pewnym momencie poddaje nawet w wątpliwość własne istnienie.  - To zaledwie obraz, który stworzyłam... Być może ja również jestem takim obrazem, zrobionym przez kogoś innego? - przekornie komentuje ten film Jeong Da-hee.

Nawet realizując zlecenie, artystka potrafi opowiedzieć przy okazji fascynującą historię. Tysiąc buddów to zaledwie minutowy trailer festiwalu Indie-Anifest z 2014 roku. A jednak w tym czasie Jeong Da-hee zmieściła historię mnicha wykonującego tytułowych tysiąc rzeźb buddy, który przeżywa kryzys i popada w paranoję. Ta pesymistyczna historyjka z jednej strony sprawia wrażenie koanu, czyli buddyjskiej przypowieści z trudnym do uchwycenia, przenikniętym paradoksem przesłaniem, a z drugiej sprawia też wrażenie odważnej, antyreligijnej wypowiedzi.

Najbardziej znana animacja Jeong Da-hee to Ruchy (2019), która była prezentowana na bardzo wielu festiwalach, w tym w Cannes (tam wcześniej artystka pokazała też Mężczyznę...). - Uważam, że jestem osobą żyjącą w normalnym tempie. Pewnego dnia przyjaciel powiedział mi, że jestem zbyt szybka. Równie dobrze mogę jednak sprawiać wrażenie powolnej osoby w oczach kogoś, kto jest ode mnie szybszy. Stąd zaczęłam uważać, że nasze tempo jest względne. W filmie stworzyłam piątkę postaci, które poruszają się z różną prędkością - wyjaśniła reżyserka. Te postaci to jednak nie tylko ludzie, ale i pies czy drzewa. Na poły magiczne, a z drugiej strony metarefleksyjne Ruchy to jedna z najwybitniejszych południowokoreańskich animacji artystycznych, którą w Polsce można było obejrzeć na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Animowanych ANIMATOR w Poznaniu. Teraz, dzięki K-animation, polska publiczność będzie miała szansę odkryć pełnię bogactwa fascynującej twórczości Jeong Da-hee.

Festiwal posiada też osobny program różnorodnych krótkich animacji różnych artystów.

Marek S. Bochniarz

  • festiwal filmowy K-animation
  • do 25.04
  • mojeekino.pl
  • bilety: 10 zł na pojedynczy seans

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021