Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

Filmy z innej planety

O sytuacji kina niezależnego w Poznaniu i nadchodzącym festiwalu filmowym opowiadają Tomasz Śmigielski, Przemysław Murawski oraz Marcin Kozłowski, część kolektywu Nektar z innej planety*.

. - grafika artykułu
Pokaz filmowy "Nektaru z innej planety", fot. materiały organizatorów

Kim jesteście i co robicie w życiu?

Tomasz Śmigielski: Nektar powstał jako oddolna inicjatywa wynikająca z naszej zajawki, pasji, chęci zrobienia czegoś związanego z filmem. Zaczęło się od koleżeńskich relacji, znajomości, wszyscy jesteśmy studentami trzeciego roku filmoznawstwa na poznańskim UAM-ie - zgadaliśmy się w kilka osób i zaczęliśmy organizować wieczory filmowe, pierwsze pokazy odbyły się w piwnicy baru, w Amore.

Przemysław Murawski: Poznaliśmy się na uczelni, wszyscy poczuliśmy potrzebę wypełnienia luki w kulturze filmowej, która już od dłuższego czasu jest zauważalna. Wszystko tak naprawdę funkcjonuje w kinach. Uznaliśmy, że chcemy zrobić coś innego, coś co wynika z naszej pasji do rzeczy niezależnych i bardziej offowych.

Możecie pozwolić sobie na wyniesienie się z kina i wiele więcej...

T.Ś.: Inaczej organizuje się pokazy w domu kultury, a inaczej te, które puszczamy w barze. Mamy jednak poczucie, że luz i bezpośredni kontakt z widownią to silnie związane z Nektarem elementy. Dzięki temu pokazy często kończą się na wymianie zdań, dyskusjach, to jest bardzo ważny aspekt naszej działalności i tego, w jaki sposób odbierają nas widzowie.

Jaka jest historia nazwy, Nektaru?

P.M.: Na jednym z wykładów kina dokumentalnego nasz prowadzący, dr Pławuszewski, pokazał nam film Szkło (reż. Bert Haanstra) - to krótki, ale wybitny dokument o hucie szkła. Wszyscy zakochaliśmy się w tym shorcie od razu, weszliśmy na Filmweb, spojrzeliśmy do sekcji komentarzy i przeczytaliśmy jeden, autor porównywał szkło do nektaru z innej planety ("Nektar z innej planety, który w drodze do szkła przechodzi przez jazzowość ludzkich rąk i płuc. Piękne ukazanie głośnej i monotonnej pracy i wyższości człowieka nad maszyną." - K.S.). To sformułowanie najpierw przeszło do naszego codziennego języka, rzeczy unikatowe nazywaliśmy nektarem lub nektarami.

Marcin Kozłowski: Pierwotnie kolektyw chcieliśmy nazwać "Rezonansem", ale szybko porzuciliśmy ten pomysł i stwierdziliśmy, że "Nektar z Innej Planety" będzie trafniejszym wyborem. Nazwa przyjęła się doskonale, jest łatwa do zapamiętania.

Pamiętacie pierwsze wydarzenie, które zorganizowaliście?

P.M.: Pierwsze wydarzenie było właściwie czymś w rodzaju testu, próby generalnej - chcieliśmy sprawdzić, jak nam pójdzie. Na kolejne, oficjalne wydarzenie do udziału zaprosiliśmy kilkunastu twórców z Uniwersytetu Artystycznego, z Katedry Animacji, niektórzy pojawili się na pokazie. Dostaliśmy od nich filmy, pamiętam, że wybieraliśmy te, które najbardziej nam się podobały, działaliśmy wtedy według formuły: pokaz filmów, wypowiedzi twórców, pytania publiczności. Już wtedy mieliśmy pełną salę. Pierwsze wydarzenie prowadził Marcin, ale nasze funkcje dość szybko uległy przetasowaniu.

M.K.: Na początku stworzyłem naszą grafikę i dobrałem font do Nektaru, potem prowadziłem kolejne wydarzenie, później przyszedł czas na Tomka. Wymieniamy się funkcjami, każdy robi praktycznie wszystko. Uczymy się na bieżąco, na początku organizacja pokazów filmowych wiązała się przede wszystkim z dużą ekscytacją, nie mieliśmy jeszcze dużego doświadczenia i nie potrafiliśmy stwierdzić, jaka liczba filmów będzie optymalna.

P.M.: Na etapie tworzenia programu pokazu zacząłem myśleć o różnych zmiennych - nie wystarczy, żeby film był dobry, istotny jest także sposób, w jaki całe wydarzenie zostanie "poskładane" i odebrane przez widzów. Na początku nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, ilu twórców możemy zaprosić, a nasza baza cały czas się powiększa. Ze środowiska poznańskiego szybko trafiliśmy do środowiska ogólnopolskiego, a nawet ogólnoświatowego. Byliśmy zaskoczeni pozytywnym odbiorem - kiedy odzywamy się do twórców z prośbą o udostępnienie filmu na pokaz, praktycznie zawsze otrzymujemy odpowiedź pozytywną. Wszyscy są na tak, mimo że działamy przecież non-profit.

Czy wyróżniacie w historii Nektaru najważniejsze, przełomowe wydarzenie, które przyniosło Wam większą popularność?

T.Ś.: Kluczem do tego miejsca, w którym jesteśmy teraz, była regularność i konsekwencja organizowanych wydarzeń. Z pokazu na pokaz przychodziło coraz więcej osób. Równolegle dbaliśmy także o rozwój mediów społecznościowych, które pozwalają na podbicie zasięgów.

M.K.: Było takie jedno spotkanie w Nowym Amore, last man standing, puszczaliśmy filmy tak długo, jak ludzie chcieli je oglądać. Wydarzenie rozpoczęło się o godzinie 20, a skończyło o 2 nad ranem.

P.M.: Organizowaliśmy pokazy w różnych miejscach i to właśnie w zależności od przestrzeni zmieniał się zarówno charakter, jak i atmosfera wydarzenia. Byliśmy w Domu Tramwajarza, Schronie, w Psie Andaluzyjskim, w Zinku. Nowe Amore jest dla nas stałą miejscówką, swego rodzaju bazą wypadową. Obawiamy się jednak, że z czasem przestrzenie, w których bywamy staną się za małe dla naszej publiczności - mieliśmy taki problem już przy okazji ostatniego pokazu w Domu Tramwajarza, dużo ludzi stało z tyłu lub siedziało na podłodze.

Jak wygląda typowy wieczór z Nektarem? Czy zawsze jest dyskusja, czy zawsze są artyści?

T.Ś.: Praktycznie zawsze oddajemy publiczności jakąś formę głosu. Czasami na pokaz przyjeżdża twórca, wtedy jest to okazja do zadawania pytań, organizowaliśmy też wieczorki dyskusyjne, chociaż te nie zdarzają się regularnie. Ten ostatni był wyjątkowy, ale na pewno będziemy chcieli to powtórzyć.

P.M.: Klasyczny wieczór z Nektarem jest zupełnie inny niż ten spędzony w kinie czy na festiwalu. Na każdy pokaz przygotowujemy zestaw wybranych filmów i zaczynamy zapowiedzią - zapowiadamy każdy film, cały czas angażujemy siebie i widownię. Chcemy, by osoby, które przyszły na pokaz wiedziały, co oglądają, często opowiadamy o twórcach, staramy się przybliżyć jakąś historię, każdemu shortowi poświęcamy kilka słów. Nie chodzi nam o to, żeby "usadzać" publiczność przed ekranem na półtorej godziny. Chcemy, żeby widzowie czuli naszą pasję do filmów, które pokazujemy i wyszli z pokazu z jakimś wspomnieniem, żeby pamiętali swoje ulubione filmy, czuli, że to była jakaś jednolita wizja.

Na jakiej zasadzie dobieracie filmy?

P.M.: Ja zajmuję się dobieraniem programów - czasami set jest wynikiem tego, co mam już swoich zbiorach, dobieram filmy, o których wiem, że będą do siebie pasowały, ale zdarzają się też pokazy, które nie są w ogóle tematyczne albo łączą je jedynie motywy wizualne. Mieliśmy na przykład pokazy poświęcone twórcom eksperymentów z Akademii Sztuki w Szczecinie, pokaz filmów Kobiety i eksperymenty, sety animacji. W Psie Andaluzyjskim mieliśmy motyw zwierząt i klimatu wyluzowania. Staramy się odpowiadać na przestrzeń, w której jesteśmy. Oczywiście mamy określone spojrzenie na świat - na naszym pokazie nie znajdziecie filmów konwencjonalnych, bardzo rzadko prezentujemy fabuły, raczej wybieramy prace niszowe, nieoczywiste. To łączy się z naszą nazwą, która sama w sobie sugeruje nieco surrealistyczny charakter. Interesują nas eksperymentalne produkcje, filmy wyjątkowe. Na naszych wydarzeniach czasami pojawiają się filmy, których nie można zobaczyć kompletnie nigdzie - są amatorskie, ale przechodzą naszą selekcję.

M.K.: Wszyscy jesteśmy na trzecim roku Filmoznawstwa, mamy już zaplecze merytoryczne, można powiedzieć, że pytania, które zadajemy i spojrzenie na filmy, które prezentujemy nie są tylko kwestią naszego gustu, ale także czegoś szerszego: wiedzy i świadomości. To prace, które dla szerszego grona są niedostępne. Większości tytułów, o których piszemy na Facebooku, nie sposób znaleźć w sieci.

P.M.: Każdy znajdzie coś dla siebie na Nektarze. Dla kogoś, kto nigdy nie miał styczności z krótkim metrażem czy z czymś bardziej niekonwencjonalnym lub awangardowym, to zderzenie może być trochę szokujące, ale reakcje są najczęściej pozytywne. Nie chodzi też o to, żeby do każdego pokazu podchodzić na zasadzie, że trzeba go zrozumieć - nie trzeba. Ważna jest także estetyka, wizualia, intuicyjny kontakt, który jest wpisany w odbiór dzieła. Charakter naszych pokazów mocno odbiega od tego, co jest w kinie - tutaj każdy ma prawo zadać pytanie i często wynika z tego jakaś ciekawa dyskusja. Ludzie rozumieją też, że nie jesteśmy "niedostępnym tworem", widzą, że jesteśmy tu na równych zasadach, dlatego też często do nas podchodzą i po prostu z nami rozmawiają. Z kolei dzięki temu coraz bardziej poznajemy publiczność, którą możemy gościć. Mamy grupę kilkudziesięciu osób, z którymi jesteśmy już na "cześć", a przed Nektarem w życiu ich nie spotkaliśmy.

Pogadajmy o festiwalu. Jak się do niego przygotowujecie? Co będziemy mogli na nim zobaczyć? Ostatnio ogłosiliście open call na Facebooku.

T.Ś.: Pomysł na festiwal urodził się już w naszych pierwszych ambitnych planach. W marcu mija rok naszej działalności - z tej okazji chcieliśmy zorganizować coś wielkiego. Na ten moment mamy zaplanowane cztery festiwalowe sety: eksperyment, animacja, dokument i esencja Nektaru - w ostatnim z nich będzie można obejrzeć filmy studenckie, czyli to, od czego zaczynaliśmy.

M.K.: Chcieliśmy wykorzystać przestrzeń, jaką daje nam Dom Tramwajarza, dodać wszystkiemu otoczki i klimatu, dlatego pomyśleliśmy o zorganizowaniu open calla i pokazaniu prac w formie wystawy, która nada całemu festiwalowi szerszego kontekstu.

P.M.: Nieskromnie mówiąc, program festiwalu jest bardzo mocny. Filmy, które pokażemy na festiwalu będą spójne z tym, co można oglądać na naszych pokazach - autorzy shortów to grono bardzo dobrych i ciekawych twórców. Pozostajemy w charakterystycznym dla nas klimacie, czyli jesteśmy w świecie alternatywnym, trochę poza rzeczywistością. Jeśli chodzi o przekrój i pochodzenie tych filmów, to jest zdecydowanie najszersze pod tym względem wydarzenie - pokażemy filmy nie tylko z Polski, ale także z Singapuru, Peru czy Libanu, miejsc, które w kontekście produkcji filmowych są zapomniane. Będzie można także zobaczyć twórców lokalnych, z poznańskiego podwórka, tych, których pokazywaliśmy rok temu - chcemy symbolicznie ukazać ich skuteczne poszukiwania własnego języka filmowego. Od początku przyświeca nam idea promowania młodych twórców i niezależnych produkcji, zależy nam na tym, by pokazać różnorodność, innowacyjność głosu młodego pokolenia. Ta niekonwencjonalność będzie przenikać się z bardziej klasyczną formą niektórych filmów, przede wszystkim dokumentów. Na ekranie można będzie zobaczyć nie tylko filmy, ale także zapowiedzi samych twórców.

A co po festiwalu?

T.Ś.: Na pewno wrócimy do dwutygodniowego trybu działania, być może będziemy też eksperymentować z różnymi formułami, dyskusjami.

P.M: Przed nami także pokazy plenerowe np. na podwórku Amore - to świetne miejsce pod projekcje. Liczymy też na to, że pojawią się nowe miejscówki, które będą dysponowały plenerową przestrzenią i może zechcą nas do siebie zaprosić.

Rozmawiała Klaudia Strzyżewska

*Nektar z innej planety - niezależny kolektyw organizujący wydarzenia filmowe na terenie całego Poznania. Należą do niego: Tomasz Śmigielski, Przemysław Murawski, Marcin Kozłowski, Krzysztof Radziszewski, Michał Kania i Pola Kuszak.

  • Festiwal Filmowy Nektaru z innej planety
  • 31.03-1.04
  • Dom Tramwajarza
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023