Styl fińskiego reżysera Akiego Kaurismäkiego jest rozpoznawalny od pierwszego ujęcia. To statyczna kamera, proste kadry, często swoim oświetleniem przypominające obrazy Edwarda Hoppera. Suchy, cierpki humor i nieskomplikowana, podobna do ballady opowieść, której bohaterami są zawsze outsiderzy.
W najnowszym filmie Kaurismäki łączy losy dwojga samotników. Ansa (Alma Pöysti) pracuje w supermarkecie i nie ma w domu nawet drugiego talerza, na którym mogłaby podać kolację ewentualnemu gościowi. To i tak bez znaczenia, bo nikt jej nie odwiedza. Holappa (Jussi Vatanen) jest robotnikiem na budowie i alkoholikiem. Po raz pierwszy drogi Ansy i Holappy skrzyżują się w barze karaoke. Będzie jednak musiało minąć trochę czasu, zanim się do siebie zbliżą.
Reżyser, swoim zwyczajem, zawiesza opowieść w dziwnej bezczasowości. Z jednej strony z radia nieustannie dobiegają wieści o wojnie w Ukrainie, z drugiej bary, mieszkania, ubrania wyglądają jak wyjęte z lamusa. Bohaterowie nie mają też komórek. Ansa korzysta w domu z aparatu z... tarczą obrotową. Kaurismäki wplata do fabuły elementy różnych konwencji - melodramatu, ale także komedii omyłek. Daje również, jak zwykle, wyraz swojej kinofilskiej pasji, której znakiem są często pojawiające się w tle plakaty filmowe. Na pierwszej randce zaś bohaterowie idą do kina obejrzeć film Jima Jarmuscha Truposze nie umierają. Nade wszystko jednak widać w Opadających liściach sympatię, jaką reżyser okazuje ludziom nieuprzywilejowanym, niechcianym, zepchniętym na margines. To także stała cecha wszystkich jego filmów. Podobnie jak delikatny optymizm pojawiający się w finale.
Bartosz Żurawiecki
- Opadające liście, reż. Aki Kaurismäki
- premiera: 9.02
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024