Wyznania kolektywu
Dobrze widzieć Was znowu, chociaż znowu gracie w czwartek. Nie możecie dla odmiany w środku tygodnia zagrać w Warszawie?
Afrojax: Znowu w czwartek? C*****o, bo nie mam już urlopu, trzeba będzie w busie dżingle robić. Łeee. Poznań, przepraszamy, ale za to zawsze jesteście pierwsi. na trasie, w sercach i w tabeli ekstraklasy. (sprawdza) A nie, akurat nie, ale Legia jeszcze niżej!
Dopowiem, że te dżingle to dla radiowej Trójki, w której pracujesz pewnie z 20 lat. Wracając do trasy - czy to dobrze, że zaczynacie od nas, bo nie będziecie zmęczeni, czy źle, bo jeszcze się nie rozkręcicie?
A.: Szczerze?
Tylko.
A.: Pierwszy koncert dla wokalu akurat jest zawsze najcięższy, bo przepona jeszcze nierozpracowana. ale za to instrumentaliści zwykle grają najlepiej, bo jeszcze nie ma rutyny, jeszcze jest świeżość.
Dobre i to. W 2023 roku byliście u nas dwukrotnie, grywacie u nas też w ramach innych projektów. Dlaczego tak lubicie Poznań?
Miłosz Wośko: Poznań był - od kiedy pamiętam - istotnym miastem dla Afro. Od "Czarno Widzę" koncertujemy w Poznaniu przy okazji każdej trasy - poza Minogą były to m.in. kluby Blue Note, Piwnica 21, Meskalina i najczęściej wiązało się to także z ciekawymi spotkaniami towarzyskimi. Przy okazji ostatniego naszego koncertu pamiętam nocną wycieczkę z Michałem Wiraszko oraz kolegami z zespołu Wczasy - pokoncertowym miejskim wojażom sprzyja fakt, iż w Poznaniu większość miejsc jest osiągalna krótszym lub dłuższym spacerem.
Michał Szturomski: Poznań to trochę mój drugi dom. Tu w 2008 roku poznałem moją przyszłą żonę, do której bardzo długo przyjeżdżałem. Tu jest też cała ekipa od Michała Wiraszki z zespołu Muchy - razem zrobiliśmy między innymi Provinz, a ostatnio pomagałem mu przy kilku utworach z solowej płyty. Bardzo lubię Poznań - to duże, bardzo piękne miasto, ale w porównaniu do Warszawy sprawia wrażenie jakby bardziej kompaktowego i wygodnego. Wszędzie jest blisko, a układ urbanistyczny wydaje się dużo bardziej logiczny.
No to skoro wokalowi jest na początku, najciężej, przejdźmy do Basi, drugiej wokalistki. Basiu, przypomnę czytelnikom, że śpiewasz w zespole Chłopcy kontra Basia, zajmujesz się folkiem, ludowością, storytellingiem, a przede wszystkim - religiami. Jakim cudem wylądowałaś w ekipie? To zupełnie różne porządki.
Basia Derlak: Jest jak mówisz. Mój tydzień potrafi wyglądać tak, że jednego dnia hajpuję Afro (te niewybredne linijki również), następnego dnia w mazowieckiej zapasce uczę dzieci zabaw ludowych. Gdybyśmy naprawdę oczekiwali ode mnie spójności, to można by mi zasądzić kamienie hańbiące i wysłać do kąta. Na szczęście policja obyczajowa nie istnieje, więc korzystam z przywileju robienia, co mi się podoba. A Afro Kolektyw podoba mi się bardzo. To soundtrack mojej wczesnej dorosłości i linijki, które weszły do mojego języka codziennego, jeszcze zanim założyłam zespół Chłopcy kontra Basia. Myślę, że nikt nie odmówiłby sobie okazji wystąpienia na scenie z tak ważnym dla siebie zespołem, nawet jeśli miałoby to stać w sprzeczności z tym, jaki buduje wizerunek.
W jakich okolicznościach dołączyłaś do kapeli?
B.D.: Z Afrojaxem poznaliśmy się w drzwiach Trójki.Wymieniliśmy się kontaktami i po jakimś czasie pojawiła się pierwsza okazja, żeby popracować razem - realizacja chórów i wokali na "Nikt nie słucha tekstów". Później był teledysk do "Czarnego lakieru" i zakusy na wspólne rekonstruowanie koncertowe Surowej Kary za Grzechy, co pokrzyżowała pandemia. Niebawem pojawiła się najintratniejsza z ofert - zaproszenie do pracy przy "Ostatnim słowie" i do zespołowego busa.
Czy czasem nie bywa Ci ciężko, gdy Afro miewa swoje "Afrojaxowe" momenty?
B.D.: Rozumiem o czym mówisz i każdy, kto widział Afro na scenie, pewnie też zrozumie. Michi wnosi na scenę pewne komponenty nieprzewidywalności, niebezpieczeństwa i eksperymentowania z granicami. Owszem, czasem drżę o to, czy nie odpłyniemy w kierunku performance'u w stylu Legendarnego Afrojaxa i prawdopodobnie byłoby to dla mnie trudne, gdybyśmy ze sobą koncertowali i przebywali non stop.Trasy Afro Kolektywu są jednak rzadko, traktuję tę sytuację karnawalicznie. Wszystko jest na opak, król błaznem, ja jestem facetem, a ty dziewczyną; 15 minut kręcimy loopa Karla Malone, gramy na klawiaturze od peceta, a potem tańczymy "Sabado i już!". Co było na scenie, zostaje na scenie. Maciejówka na łeb i do wyjścia.
Maćku, podobnie jak Basia do składu dołączyłeś w roku 2022. Jak do tego doszło, że zasiliłeś szeregi Afro Kolektywu?
Maciej Szczyciński: Tak naprawdę z Afro Kolektywem zdarzało mi się już grywać koncerty wcześniej w czasach płyty "Czarno Widzę". Ze Sztu chodziłem do jednej klasy w liceum i nawet mieliśmy razem jakiś zespół. Miłosza poznałem też jak chodziłem na Bednarską, a on nas nagrywał na Akademii Muzycznej. Artur z kolei zawsze był w piaseczyńskiej orbicie muzycznej i zdarzało nam się razem grać z moimi rodzicami jako Mikroklimat. Jeśli chodzi o oficjalne dołączenie do składu, tak naprawdę zaczęło się od propozycji nagrania paru piosenek na "Ostatnie Słowo". I były to nagrania zdalne, więc się nie spotykaliśmy, tylko wymienialiśmy pomysłami, wysyłaliśmy nagrania, ktoś to montował. O koncertach jeszcze nikt nie myślał - był to czas pandemii. Jak już ruszyły koncerty, dołączyłem też do składu koncertowego.
Grasz z rodzicami we wspomnianym Mikroklimacie. Powiesz coś o tym zespole?
M.SZ.: Mikroklimat to zespół z nurtu tzw. piosenki z tekstem. Można też go podpiąć trochę pod piosenkę studencką, turystyczną, poezję śpiewaną, chociaż moim zdaniem do końca nie wpisuje się dokładnie w żaden z tych nurtów - głównie dlatego, że warstwa muzyczna jest bardziej zaawansowana w porównaniu do średniej prezentowanej w tych gatunkach. Korzenie zespołu sięgają głębokich lat 70.. Natomiast nazwa Mikroklimat pojawiła się w latach 90. i był to zespół składający się z moich rodziców i Leszka Mateckiego, który jest gitarzystą wybitnym. Leszka mogę chyba nazwać moim pierwszym gitarowym guru. Z czasem dołączyłem do zespołu, a Leszek zaczął grać gdzie indziej. Od czasu do czasu zdarza nam się coś zagrać i jest to zawsze super przeżycie móc grać z rodzicami, bo to jakiś rodzaj porozumienia, którego próżno szukać gdzie indziej. Warto dodać, że ojcu zawdzięczam wczesną edukację muzyczną i to, że dość wcześnie zacząłem funkcjonować w środowisku.
Michał Szturomski w tamtym roku wydał album "Ptaki Polskie" - muzykę inspirowaną śpiewem naszych ptaków. Na płycie udzielili się też Miłosz i Maciej. Kogo może zainteresować ten album?
M.SZ: "Ptaki" wymyśliłem jako projekt, który jest spełnieniem moich różnych marzeń. To kontynuacja płyty "Sowy Polski. Podział gatunkowy". Chciałem zebrać wszystkich najlepszych muzyków, jakich znam, i stworzyć muzykę, która będzie nieść pewną pozadźwiękową treść. To projekt interdyscyplinarny - opowieści o ptakach Oli Maj łączą się z improwizowaną muzyką oraz warstwą elektroniczną.
Na płytę, poza muzykami, udało się zaprosić Filipa Kosiora, najlepszego obecnie lektora czytającego audiobooki. Cała ekipa - z Jerzym Mazzollem, Maćkiem, Miłoszem i Adebem - to zespół moich marzeń. Wszystko filmował Artur Jędrzejak - ponownie wątek poznański, bo Artura właśnie tu poznałem, gdy kręcił na Spring Break. To niezwykle zdolny artysta wizualny, z wielką wiedzą o muzyce, filmie i sztuce.
M.W: Zagraliśmy we wrześniu na Great September i zarówno frekwencja, jak i odbiór publiczności wskazywały na całkiem spore zainteresowanie. Jest dużo miejsca na muzykę instrumentalną i jest publiczność dla takiej muzyki. Myślę, że przez improwizacje sytuujemy się z "Ptakami" gdzieś na obrzeżach jazzu, choć nasza muzyka jest dosyć spokojna, medytacyjna. Istotna jest warstwa tekstowa. To kwestia podjęcia decyzji: jedziemy, inwestujemy w dotarcie do publiczności w sposób bezpośredni. Myślę, że to w zasadzie jedyny sposób na wymierne sprawdzenie tego zainteresowania - które - sądząc po odzewie - jest.
Michale, przed "Ptakami" w 2016 roku wydałeś wspomniane "Sowy Polski.Podział gatunkowy" Czy masz w planach jakiś inny ciekawy projekt?
M.SZ.: Mam kilka projektów w głowie. Jeden z nich ma szeroki kontekst społeczny - chciałbym, nawiązując do "Ptaków", opowiedzieć trochę więcej o ludziach. Jeśli pojawią się finanse, na pewno to zrealizuję.
Przejdźmy do waszego perkusisty, Artura. Google podpowiedział mi, że zajmujesz się m.in. aromaterapią i kosmetykami naturalnymi DIY. Moją uwagę zwróciło coś jeszcze - interesujesz się, cytując. "potencjałem intelektualnym, psychicznym i duchowym człowieka". Czy rozwiniesz to w kilku zdaniach?
Artur Chaber: Interesuję się głębiej częścią człowieka, którą nazywamy osobowością, psychiką, duszą czy sercem człowieka, bynajmniej nie tym mięsistym w klatce piersiowej. Tutaj dygresja, okazuje się, że w mięśniu sercowym znajdują się komórki neuronowe i np. osoby po przeszczepie serca mogą otrzymać w pakiecie od dawcy, przykładowo, gust muzyczny.
Przyznam, że mnie zaskoczyłeś.
A.CH.: Zasadnicze pytania, które mnie nurtują, są takie: jak człowiek funkcjonuje, co nim steruje? Co oprócz popędów, emocji i uczuć sprawia, że mamy chęć wstać rano i kontynuować życie w określony sposób? Co odróżnia mnie od świata zwierząt? Czy zawiera się we mnie część jakiejś większej świadomości zbiorowej (Jung), czy może ta moja samoświadomość to konieczne albo przypadkowe następstwo niewiarygodnie dużej ilości neuronów w głowie? Skąd wzięło się to, że potrafimy wyjść z tu i teraz i mieć namysł nad sobą i otoczeniem? Co więcej, jak to jest, że potrafimy dla niematerialnych idei dokonywać wzniosłych ale i okrutnych działań?
Mów dalej.
A.CH.: Juval Noah Harari widzi w człowieku brutalnego zdobywcę (jak Michał w "Niewiarygodnie pozytywnych wibracjach"). Lem wytyka naturze błędy, jakich dopuściła się w człowieku (np. wąskie biodra utrudniające poród itp.) Schopenhauer w psychologii miłości obnaża miłość z romantycznego powabu, sprowadzając ją do zagrywki natury wbrew interesowi jednostki. Vonnegut w "Rzeźni numer pięć" ukazał potencjał człowieka do wyrzynania się na skalę masową. Mimo wszystko podoba mi się myśl, że każdy człowiek rodzi się z potencjałem.
Widzę to po dzieciach. Mam córkę i syna, dwa lata różnicy, ten sam dom, to samo przedszkole i szkoła, a talenty, zachowania, wrażliwość odmienna. Widzę też, że potencjał, jaki mają, może zwiędnąć, można go nie podsycać, a w to miejsce pojawiają się zachowania, skłonności, które jak chwasty, wchodzą na puste pole. Czytam obecnie skrót "Studium Historii" Toynbee'go. Autor ukazuje historię cywilizacji jako mozolne, niepozbawione upadków i regresji, uwalnianie się człowieka od zwierzęcości. Na dzisiaj myślę, że w wymiarze osobistym dokonuje się podobna, codzienna historia.
Wróćmy do Miłosza. Chcę Cię dopytać o inne projekty. Kilka dni przed koncertem Afro Kolektywu zagrasz Czesławem Mozilem w Teatrze Nowym "Herberta Kameralnie". Czy zechcesz coś powiedzieć o tym projekcie?
M.W.: Czesław kilka lat temu wystąpił na płycie "Herbert 3.0." - był to nagrywany w Trójce koncert z poezją Zbigniewa Herberta, gdzie byłem kierownikiem muzycznym i przygotowywałem aranżacje. Na płycie było 10 solistów i pomimo bardzo dobrego odbioru tego wydawnictwa trudno było regularnie grać. Spotkaliśmy się jeszcze kilkukrotnie i czuliśmy, że ta poezja nas inspiruje, chcemy z Czesławem stworzyć z tego kompletny program na mniejszy zespół i na początku tego roku się udało - wraz z dziewczynami z Kwartetu Sonos z Tychów. Jesteśmy świeżo po nagraniu płyty w Radio Lublin i odbiór tego przedsięwzięcia nas nakręca. Jesienią gramy kilkanaście koncertów, cieszymy się na obecność w Teatrze Nowym. Nie ma już biletów, ale na pewno wrócimy do Poznania!
Wykładasz produkcję muzyczną na UMCS. Wyczytałem, że zajmujesz się produkcją cyfrową i muzyką dla mediów. Czy program nauczania uwzględnia zagadnienia związane z rozwojem sztucznej inteligencji?
M.W.: Kwestie sztucznej inteligencji intensywnie eksploatujemy z Pawłem Łuciukiem z Katedry Sztuki Mediów Cyfrowych UMCS, którą mamy tuż obok Instytutu Muzyki. W grafice jej użyteczność wydaje się oczywista, upraszcza wiele procesów. W muzyce prezentuję studentom aplikacje muzyczne, które bazują na programowaniu - jako jedną z ciekawych opcji tworzenia. Z mojej perspektywy, jeśli chodzi o samodzielne utwory, to AI jest plagiatorem.
Ale czy mimo to niebawem nie zacznie nas otaczać twórczość muzyczna AI?
M.W.: Być może jedynie z powodu braku tantiem, bo trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś woli świadomie słuchać utworów a'la Beatles zamiast samych Beatlesów. AI może stworzyć miliony utworów dziennie, ale nie stworzy słuchaczy. AI może być pomocnym narzędziem i kreatywnie użyta wspierać działania producenta i wykonawcy. Ludzie wciąż jednak przychodzą na koncerty dla emocji i ludzi i to raczej się nie zmieni.
Skoro jesteśmy przy prawdziwych koncertowych emocjach, cieszy mnie to, że zaznaczacie, że Wasza trasa nie jest trasą pożegnalną. Co dalej z zespołem?
Afrojax: Ja namawiam zespół, że skoro się jakoś nie udaje zmobilizować do robienia nowych numerów, to żeby chociaż moje solowe numery firmować tą nazwą i potem grać na żywo. Ale zespół jest honorowy i z pogardą odrzuca takie propozycje. Zatem: nie wiem, bo nie ode mnie to, jak widać powyżej, zależy.
M.SZ.: Trzeba zrobić nową płytę, ale nic na siłę, Afro kolektyw może, ale nie musi grać - to nie jest projekt zarobkowy - więc możemy sobie pozwolić na to, żeby płyty powstawały wtedy, kiedy chcemy, bez żadnej presji z zewnątrz.
A Ty, Basiu, jak się nastawiasz?
B.D.: Z chęcią nagram niejedną rzecz z Afro Kolektywem, więc jeśli chodzi o mnie - pełna otwartość.
Afro, jak tam u Ciebie sytuacja pisarska - blokada minęła?
A.: Tuż za zakrętem jest singiel, taki singiel singiel, czyli całe dwa numery naraz, do Świąt pewnie skończę. DWA. NARAZ. Doprawdy rozpieszczam swoich słuchaczy.
Na koniec bonusowe pytanie stanowiące ukłon w stronę naszych hip-hopowych czytelników. W słynnym kawałku "bieda bieda bieda", jako Legendarny Afrojax, wyznałeś z rozbrajającą szczerością: "Gdy autobusem jadę, jadę jak Tede w Płocku Eldokę", oddając hołd prześladowanej w Poznaniu legendzie sceny [nawiązanie do głośnego, trwającego konfliktu-beefu pomiędzy raperem Tede i raperem Ten Typ Mes - oprac. red.].
Czy zainteresowało Cię to ostatnie bitewne poruszenie na scenie? Z jednej strony olbrzymi podziw dla bitewnych umiejętności TDF-a, z drugiej strony znajomość z Mesem, z którym nawet miałeś dwa kawałki. Musiałeś być rozdarty jak ta sosna od Tomasza Judyma.
A.: Nie tyle rozdarty, ile zażenowany. Wszystkim tym, formą, treścią, faktem, że dwóch mocno dojrzałych ludzi skacze sobie publicznie do oczu jak gnoje w podstawówce, a widownia ma swoje werbalne Fame MMA rozłożone na etapy. I o ile nie jestem w stanie kontestować konsensusu (śmiech) dotyczącego wyniku beefu, to mam wrażenie, że Piotrek dostaje także za manifestowaną proukraińskość i to jest dla mnie kryminał.
Miało być jajcarskie pytanie z Twojej strony, ale tu odpowiem raz śmiertelnie poważnie: poparcie dla Ukrainy to jest nie tylko podyktowany przyzwoitością obowiązek, ale wręcz nasza kurwa racja stanu. A prywatnie kocham ten kraj, jak by to niepopularne ostatnio nie było. Każde pierdnięcie w jego stronę przekreśla dla mnie rozmowę.
Rozmawiał Jacek Adamiec
- Afro Kolektyw
- 6.11, g. 20
- Klub pod Minogą
- bilety: 65 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również
Zacier, Ranko i Teściowa
Z zupełnie różnych światów
Poznańska Nagroda Fotograficzna - nominowani