Kultura w Poznaniu

Festiwale

opublikowano:

SPUTNIK. W obronie ojczyzny

- Moim celem było stworzenie broni dla ochrony granic ojczyzny. To nie moja wina, że kałasznikow stał się bardzo znany na całym świecie i był używany w wielu trudnych miejscach. Powinno się raczej obarczać za to winą politykę tych krajów, a nie projektantów - stwierdził  Michaił Timofiejewicz w wywiadzie z 2001 roku. Twórcy epickiego filmu Kałasznikow podkreślają poczucie obowiązku, które czuł skromny rosyjski samouk wymyślając pierwszy karabinek automatyczny w czasie, gdy trwała jeszcze Wielka Wojna Ojczyźniana.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

- Czemu to robię? - zastanawiam się, przeglądając AK-47 & Kalashnikov variation - katalog różnych odmian słynnej radzieckiej broni, wydany przez Dai-Nippon Co. Ltd. w 1991 roku. Dziś zamieszczone w nim kolorowe zdjęcia Kałasznikowa wyglądają uroczo staroświecko. Starszy pan z typowym dla jego pokolenia zaczesem - praktycznie tym samym, co miał w latach 40., tyle że już posiwiałym - pozuje w garniturze z karabinkiem swojego projektu na tle metalowych regałów pełnych kałachów. Kolejne ujęcie to migawka ze strzelnicy. Michaił Timofiejewicz w luzackiej, szarej koszuli z krótkim rękawem i pagonami duma nad stołem z leżącym na nim AK, lewą ręką podpiera głowę, a prawą trzyma jakiś rysik. Może wspomina czasy projektowania? Na następnym - profilowa fotografia, wręcz idealna na okładkę biografii, na której Bohater Federacji Rosyjskiej mierzy z karabinka w słuchawkach, znów w innym stroju (tym razem to bluza moro z niedbale podwiniętymi rękawami). I jeszcze jedno ujęcie, od pleców, by popatrzeć na cele ze strzelnicy. No dobra, przejdźmy do odmian AK - jest ich bardzo wiele, jakby nazbyt wiele, a pochodzą z różnych państw. AK-47 modyfikowano nie tylko w Bułgarii, NRD, Węgrzech, Polsce (PMKM, PMKMS, KA wz.88, niechlubny WG-GS-4 do tłumienia zamieszek), Rumunii, Czechosłowacji, Jugosławii, ChRLD, Korei Północnej, Finlandii... ale i również w Izraelu, Holandii, Republice Południowej Afryki, Włoszech, Szwecji, Indiach, Danii...

Przy seansie biograficznego filmu Kałasznikow powinniśmy się wczuć w kolekcjonera broni czy fascynata militariów, zakupującego albumy omawiające uzbrojenie danego kraju w danym konflikcie, układającego na półce kolejne albumiki z cynowymi żołnierzykami. Pomyśleć o tych chłopcach w wieku kilkunastu i kilkudziesięciu lat, którzy lubią się bawić zabawkowymi czołgami z klocków konstrukcyjnych COBI (z radzieckich są dostępne modele T-34/76 i T-34-85)... Wczuć się w ich życie hobbystyczne, aby zrozumieć, czego mogliby oczekiwać od takiego filmu, jak rzeczy o konstruktorze legendarnej broni.

W życie Michaiła Timofiejewicza wchodzimy in media res, obserwując jego ostatni dzień jako dowódcy czołgu, gdy został ranny i nigdy więcej nie wrócił na front. Potem doświadcza on tego, co może przynieść zawodność broni w sytuacji, gdy nie powinna ona zawodzić. Następnie zastajemy go przy kolejnych, nieudanych próbach zbudowania karabinka automatycznego, który ma być niezawodny i ochronić ojczyznę przed nazistami. Pełen wątpliwości Ałtajczyk jednak nie poddaje się mimo braków w edukacji, czy niskiego statusu w armii...

W międzyczasie wkraczamy coraz głębiej w trochę uproszczony i wyidealizowany, acz złożony obraz Rosji końca II wojny światowej. Przy wszystkich, wręcz oczekiwanych przez widownię mainstreamowych filmów biograficznych, wygładzeniach i zeszlifowaniach ostrych kantów nadmiernej szpetoty frontu domowego, zachwycą nas złożone scenografie, z pietyzmem przygotowane kostiumy. To doskonałe dekoracje dla cichej charyzmy Jurija Borisowa. Odtwórca głównej roli trochę dystansuje resztę aktorów pierwszego planu, którym trudniej jest wykrzesać ogień ze swoich postaci. Ci, co pamiętają Borisowa z zeszłorocznego Byka Borisa Akopowa przyznają zresztą, że jego obsadzenie w Kałasznikowie było doskonałym, a przy tym jakby oczywistym wyborem.

Na liście scenarzystów Kałasznikowa wymieniony jest Siergiej Bodrow. Po seansie filmu być może początkowo trudno będzie nam dopasować charakter twórcy scenariusza i reżysera Czyngis-chana do wystawnego biopicu Busłowa. Niemniej utylitarność podjętych wątków i sensowność ograniczenia tych elementów życiorysu konstruktora, które nadmiernie wydłużyłyby czas trwania sensu sprawiają, że mimo wszystko da się w konstrukcji opowieści wyczuć zwięzły styl Bodrowa. Co najwyżej będziemy się domyślać, że już samo wykonanie mogło być trochę odległe od tego, co dla Kałasznikowa zamierzył Bodrow.

Niech zresztą krytyk filmowy z kraju, w którym nigdy nie zmontowano inszej wariacji kałasznikowa, bądź nigdy zeń nie wystrzelono, pierwszy strzeli z karabinka w stronę filmu biograficznego Konstantina Busłowa... Jeśli spojrzymy na ten film w kontekście innych współczesnych rosyjskich filmów biograficznych, to zapewne odruchowo połączymy Kałasznikowa z Gagarinem Pawła Parchomenki czy Salut 7 Klima Szypienki. Trochę wręcz dziwi, że filmowcy tak długo zwlekali ze stworzeniem biopicu o twórcy AK-47. Wszystkie te dzieła łączą podobnie wyśrubowane production values, tryb poważno-patriotyczny, czy spora dawka sentymentu do analogowego, niewyszukanie pięknego świata radzieckiego życia - prostych rozwiązań technologicznych, heroizmu ludzi i surowych uroków wielkiej ojczyzny. Zdecydowanie przyjemniejsze to seanse i w ładniejszym języku są prezentowane, niż amerykańskie kino wytrwale głoszące wielkość i chwałę USA.

- Gdy spotkałem ministra obrony Mozambiku, to podarował mi flagę swojego kraju, na którym znalazł się kałasznikow. I opowiedział, że gdy żołnierze walki o niepodległość powrócili do swoich wiosek, to nazywali synów Kałaszami. Myślę, że to nie tylko sukces militarny, ale i zaszczyt. To życiowy sukces, że ludzie są nazywani na moją cześć, Michaiła Kałasznikowa - przyznał projektant we wspomnianym wywiadzie z 2001 roku. Poza dość lakonicznymi uwagami końcowymi brakuje w filmie Busłowa szerszego kontekstu, przywołującego dość nieoczekiwaną, międzynarodową skalę kariery AK-47. A jednak dla targetu złożonego z pasjonatów militaryzmu takie wtręty byłyby zapewne przywitane ze złośliwymi uwagami na temat zwykle obecnych w nich uproszczeń.

Dostajemy za to serię retrospekcji z dzieciństwa konstruktora, ilustrujących dziecięce fascynacje samopałami, które są jednak tak tandetnie i schematycznie zrobione, że tęsknimy za poziomem takowych scen we Wrogu u bram. Jeśli jednak wzruszymy ramionami i zignorujemy te dość kiepskie, lecz na szczęście bardzo krótkie fragmenty-migawki, to Kałasznikow nie powinien zawieść pokładanych w nim oczekiwań gatunkowych, historycznych i rozrywkowych. Zwarta fabuła i prostota tego filmu mają w sobie coś z przejrzystej konstrukcji AK-47. Jeśli chcemy się dowiedzieć, jak Rosjanie postrzegają postać Michaiła Kałasznikowa i na czym polega jej legenda - powinniśmy zobaczyć ten biopic, złożony z "doskonale spasowanych ze sobą części".

Marek S. Bochniarz

  • Kałasznikow
  • reż.  Konstantin Busłow
  • 14. Festiwal Filmów Rosyjskich Sputnik Nad Polską - Kalejdoskop Nowego Kina Rosyjskiego
  • 12-20.12
  • online

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020