Zachwyt nad żywiołem

"Mam wielką frajdę, z tego, że moja nowa płyta ujrzała światło dzienne. Są na niej utwory bardzo różne, bo sama jestem jak one - lubię skrajności i ciągły ruch między nimi. (...) Zabieram Was w podróż ekstremalną, po mojej estetyce, guście, wrażliwości i eksperymencie" - mówiła ze sceny niekwestionowana królowa jazzu, Urszula Dudziak o swoim najnowszym albumie zatytułowanym "UlaNova".

Urszula Dudziak z zamkniętymi oczami, skrzyżowanymi na piersi dłoniami, uśmiecha się. - grafika artykułu
fot. Maciej Kaczyński - CK ZAMEK

Listopadowa, 69. odsłona cyklu "JazZamek", stała się jednym z najjaśniejszych punktów na nieboskłonie muzycznego Poznania. Zanim jednak salę wypełnił komplet publiczności, dało się odczuć atmosferę ekscytującego oczekiwania na spotkanie z artystką, która od dziesięcioleci rozświetla polską scenę - zarówno swoim głosem, jak i osobowością. Urszuli Dudziak nikomu przedstawiać raczej nie trzeba - należy do absolutnej czołówki polskich wokalistek jazzowych i od lat jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci światowej sceny muzyki improwizowanej. Od 60. lat nieprzerwanie rozwija swoją karierę, która przeniosła ją z polskich klubów jazzowych na najważniejsze estrady Europy i Stanów Zjednoczonych. Jej znakiem rozpoznawczym jest imponująca technika wokalna - szeroka skala, perfekcyjne poczucie rytmu, charakterystyczne, instrumentalne traktowanie głosu połączone z wykorzystywaniem różnorakich jego przetworników i scat (jazzowy styl śpiewania, w którym wokalista używa sylab zamiast słów, naśladując brzmienie instrumentów - przyp. red.), w którym jest mistrzynią.

Występowała u boku takich gwiazd jak Herbie Hancock, Bobby McFerrin czy Gil Evans. Nagrała kilkadziesiąt albumów, które do dziś stanowią arcyciekawe studium jej muzycznych eksperymentów łączących jazz z elektroniką, funkiem, world music i klasyką. To właśnie ta różnorodność sprawia, że Dudziak jest artystką kompletną, a jednocześnie nieustannie poszukującą i nietracącą kontaktu z własnym twórczym rdzeniem. Jej koncerty od lat uchodzą za doświadczenie niemal immersyjne: w jednym momencie potrafi zahipnotyzować publiczność medytacyjną frazą, by chwilę później eksplodować rytmiczną improwizacją, która nie pozwala słuchaczom wysiedzieć w miejscu.

Wiele z tych elementów znalazło się również na jej najnowszej płycie, którą odbieram nie tylko jako manifest siły, ale przede wszystkim urzekającej radości życia i sięgania do niewyczerpanego źródła twórczego potencjału. Sama artystka nazywa swój album "pięknym kolorowym ptakiem" o wielu twarzach, spośród których każda promienieje szczęściem - zupełnie jak ona sama. Wokalna wirtuozeria (niewiele znam głosów, które tak mocno opierałyby się upływającemu czasowi), międzygatunkowa swoboda i urzekająca charyzma sprawiają, że "UlaNova" to album, do którego chce się wracać.

W piątkowy wieczór razem z Dudziak wystąpili Jan Smoczyński - pianista, akordeonista, aranżer i producent tej płyty, Tomasz Torres - perkusista, Krzysztof Pacan - basista, Robert Cichy - gitarzysta oraz Łukasz Poprawski - saksofonista, czyli czołówka polskich muzyków sceny rozrywkowej. To towarzystwo nie tylko ją wspiera, ale i stwarza przestrzeń, w której jej zanurzony w bogatych aranżacjach głos nabiera dodatkowej głębi. Każdy z muzyków wnosi do projektu własną wrażliwość, a przerywniki w nadawaniu albumowego repertuaru - takie jak solowy utwór Tomka Torresa na handpanie - robią dodatkowe miejsce na chwilę zatrzymania.

Nagrane utwory to między innymi mieszanka kompozycji od dawna zalegających w szufladzie artystki, którym kształt nadał producent, Jan Smoczyński, oraz utworów, które powstały z okazji Międzynarodowego Festiwalu Mozartowskiego "Mozartiana" w edycji 2016. Dostajemy cały wachlarz muzycznych doznań - od jazzu i klasyki przez ten jazzowy filtr przepuszczonej, aż po elektronikę i bossa novę. Portret "UliNovej" to połączenie Uli, którą doskonale znamy, z Ulą, która jak nikt inny wciąż udowadnia, że niezależnie od tego ile mamy za sobą, najpiękniejsze wciąż może być przed nami.

Na koncercie nie usłyszeliśmy wszystkich utworów z płyty, co w moim odczuciu sprawia, że po tak atrakcyjnej zapowiedzi live, jeszcze chętniej się po nią sięga. Sama w ten sposób odkryłam utwór "Mówią mi" - kompozycję otwierającą album, której tekst (wcale nieczęsto spotykany w twórczości Dudziak, która głównie operuje przecież wspomnianym już scatem) trafia w czułe sedno. Na żywo ogromne wrażenie zrobiły na mnie mozartowe, jazzowe reinterpretacje (wśród których pojawił się między innymi "Marsz turecki"), które pokazują, że muzyka w istocie jest przestrzenią spotkania. Udowadnia tym samym, że nie ma ram, z których nie dałoby się wyjść, decydując się na opowiedzenie doskonale znanych nam historii po swojemu. W Zamku usłyszeliśmy także "Mango dance" - kwintensencję artystki, przywodzącą nieco na myśl kultową "Papayę", której także nie zabrakło oraz "Ulenię", która chwyta słuchacza przyjemnym, mocno zakorzenionym w elektronice klimatem (na płycie słyszymy dodatkowo rap Miki Urbaniak, córki artystki - polecam również i tę wersję!).

Koncert Urszuli Dudziak był nie tylko potężną dawką fantastycznej muzyki, ale i stand-upem artystki, która ze swadą dzieliła się swoimi życiowymi przemyśleniami i doświadczeniami, raz za razem wywołując salwy śmiechu. Jej poczucie humoru - celne, autoironiczne, cudownie bezpośrednie, to nieodłączony dodatek do jej muzyki. Stąd mój wniosek: koncerty Urszuli Dudziak powinny być przepisywane na receptę - najlepiej taką, którą zrealizować będą mogli wszyscy, o każdej porze i bez limitu. Zbieram podpisy pod petycją - kto z Państwa jest za?

Marta Szostak

  • Koncert Urszuli Dudziak promujący album "UlaNova"
  • CK Zamek
  • 14.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025

Zobacz także: