Wyłanianie się
Najnowszy spektakl Mielech zadebiutował na deskach Sceny Wspólnej 15. listopada. "Hekate" to projekt wieńczący ponad dwuletnie eksploracje i doświadczenia związane z podróżami do Azji i Nowej Zelandii. Za warstwę muzyczną odpowiada Anna Suda, za światło Paweł Murlik, a za kostiumy Marzanna Gruszczyńska. Produkcja została zrealizowana w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, we współpracy z GoshGosh Dance Company i Jaggy Polski.
Jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu otrzymujemy od artystki dwa, istotne dla zrozumienia spektaklu, klucze. Pierwszy z nich to tytuł, który w oczywisty sposób odnosi do symboli związanej z Hekate, boginią granic i świata podziemnego. Drugi trop to często wybrzmiewające w kulturze popularnej słowa "jedyną stałą w życiu jest zmiana" wypowiedziane przez Heraklita z Efezu. Mielech tworzy dość uniwersalną i pojemną opowieść, w której łatwo się odnaleźć. Podobną taktykę artystka wykorzystała w kilku poprzednich spektaklach, w ramach których poruszała uniwersalne, ale wciąż aktualne tematy takie jak granice sztuki, proces redefiniowania wolności czy wreszcie strach rozumiany jako siła destrukcyjna, ale i pozwalająca przetrwać.
Ikonograficzne przedstawienia Hekate to najczęściej figuralne wyobrażenie trzech połączonych plecami postaci uosabiających Hekate Rozdroży. Motyw triady powraca w spektaklu regularnie, kumuluje się także w stroju, który przywdziewa Mielech. Na scenie pojawia się bowiem w białej sukni, która łączy w sobie elementy klasycznego, baletowego tutu oraz spódnicy o balonowym kształcie. Całość uzupełnia gorset pokryty drobnymi "nacięciami". Artystka wkracza na deski Sceny Roboczej powoli, oddychając głośno, z trudem przesuwając konar młodego, pozbawionego liści drzewa. Scenografia jest minimalistyczna, ale to ruch i cielesność są esencją tego spektaklu.
W tle słyszymy dźwięki bulgoczącej wody, Mielech zaczyna tańczyć w blasku księżycowego, niebieskosrebrnego światła. Porusza się gwałtownie, wykonywane przez nią sekwencje wydają się rwane, a sylwetka momentami zanika w natężeniu szybkich, intensywnych ruchów. Nie brakuje im jednak lekkości. Tancerka łączy w nich elementy klasycznego baletu, skrupulatnie przygotowanej choreografii oraz tańca improwizowanego. Od czasu do czasu zastyga w intrygujących pozach, które przywodzą na myśl mitologiczną ikonografię, a nawet kompozycje ruchowe kojarzące się z bliżej nieokreślonymi sztukami walki. A może to walka z własną cielesnością? Dużo w tej opowieści skrajności, które jednak ze sobą współistnieją. Gra przeciwieństw rozpoczyna się wraz z wykonaniem pierwszego gestu i trwa do samego końca, przybierając na intensywności w poszczególnych momentach spektaklu. Olbrzymią rolę w tym balansie skrajności odgrywa ścieżka dźwiękowa, która zdaje się niemal sterować ruchami tancerki, prowadzić ją przez podróż, której końca nie widać.
W pewnym momencie bohaterka na swojej drodze napotyka tytułową Hekatę, która przemawia z otchłani, oferując wybór pomiędzy przeszłością, teraźniejszością lub przyszłością i zapraszając do swego rodzaju gry. To gra z własnymi myślami i podszeptami intuicji, które, choć gotowe prowadzić bohaterkę przez ścieżki teraźniejszości, często bywają ignorowane. Hekate staje się w tym kontekście wspomnianym głosem intuicji, symbolem przekraczania granic, ale i przejść, transformacji. Postać Mielech wchodzi w dialog z tajemniczym głosem, wkracza w sterowany laserami świetlny labirynt, wsłuchuje się w słowa Hekate, która stara się przeprowadzić ją przez tę skomplikowaną grę. To jeden z najbardziej intensywnych momentów spektaklu, zarówno muzyka, jak i ruchy Mielech stają się bardzo gęste, a przecinające scenę intensywne światła sprawiają, że z niecierpliwością wyczekujemy finału tej rozgrywki. Zmienia się też strój tancerki, która z kieszeni wydobywa trzy długie płachty materiału. Czy sama na chwilę upodabnia się do Hekate? Warstw sukni jak niepotrzebnego już pancerza pozbędzie się tuż po znalezieniu drogi wyjścia ze świetlnego labiryntu. Rozplącze też warkocze, które do tej pory tworzyły trzy koki przypominające trzy głowy greckiej bogini.
Tempo spektaklu nieco zwalnia, a taniec Mielech staje się spokojniejszy, nieśmiało przemawia przez niego pewna beztroska. Powracają też odgłosy bulgoczącej wody, które wybrzmiewały na początku opowieści. Tym razem dodatkowo słyszymy narastający świergot ptaków - tancerka kieruje się w stronę porzuconego na początku spektaklu drzewa, które z tak wielką trudnością wprowadziła na scenę. Tym razem podnosi je bez najmniejszego wysiłku i unosi wysoko w geście triumfu.
Historia opowiadana przez artystkę nia ma początku, ani końca. Jolanta Brach-Czaina w "Szczelinach istnienia" pisała: "Nie jesteśmy istotami wyłonionymi, lecz wyłaniającymi się (...)". I właśnie to "wyłanianie się" rozumiane jako trwanie i podleganie nieustannym zmianom, dokonywanie wyborów obfitujących w nieoczekiwane zwroty rzeczywistości, wybrzmiewa z historii wytańczonej przez Mielech. To warunkowane podszeptami intuicji trwanie.
Klaudia Strzyżewska
- "Hekate"
- Scena Wspólna
- premiera: 15.11
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również
Weź wdech
Kod Kalinowskiego. Tajne notatki kinomana
Ruszył nabór do My Name Is Poznań 5.0