Skazany na Lecha
Członek bramkostrzelnego tercetu ABC, bombardier z Dębca, znany też jako Diabeł, był czwartym dzieckiem Maksymiliana i Jadwigi Aniołów. Rodzina mieszkała przy ul. Wspólnej na Dębcu. Ojciec pracował na kolei. Sportowa droga Teodora była w zasadzie przesądzona. Zwłaszcza że jego starsi bracia, Józef i Leon, trenowali boks i piłkę nożną w wildeckim HCP Poznań. Ratowanie kolejarskiego honoru rodziny przypadło więc Teodorowi, który 1 czerwca 1945 roku wstąpił do KKS-u. Miał wtedy 20 lat - jak na dzisiejsze standardy, późno na robienie piłkarskiej kariery. A jednak bardzo szybko okazało się, że to talent czystej wody.
Po debiucie przeciwko Polonii Jarocin (1 lipca 1945 r.), w którym zdobył trzy bramki, a KKS rozgromił rywali 11:1, trener Franciszek Bródka powiedział: "Teodor, będą z ciebie ludzie". Trener nie wiedział, że mówi do najlepszego strzelca w historii klubu. Anioła przez kolejne dziesięć lat - od 1947 do 1957 - był najskuteczniejszym zawodnikiem Lecha. W sezonach 1949-1951 trzykrotnie zdobył koronę króla strzelców I ligi. To właśnie w tamtych latach Teodor Anioła tworzył z Edmundem Białasem i Henrykiem Czapczykiem legendarny tercet ofensywny "ABC", który siał postrach na boiskach I ligi. O Bombardierach z Dębca mówiła wtedy cała piłkarska Polska. Co ciekawe, w powszechnej opinii Anioła uchodził za najsłabszego piłkarsko z całej trójki. Nie dryblował jak Białas, nie miał też technicznej maestrii Czapczyka. Ale był wytrzymały, zawzięty i strzelał z każdej pozycji. Koledzy z drużyny mówili o nim "czołg".
Był idealnym kandydatem na bohatera trybun. Chłopak "stąd", który cechami fizycznymi i zaangażowaniem dla klubu nadrabiał wszelkie inne niedostatki. Przede wszystkim jednak trafiał do bramki. I to seryjnie, a jego niemal diabelska skuteczność przekładała się na wyniki zespołu: dwukrotnie doprowadził Kolejorza do trzeciego miejsca w lidze. Tomasz Stefaniszyn z Gwardii Warszawa, jeden z najlepszych polskich bramkarzy lat 50. XX wieku i olimpijczyk z Helsinek i Rzymu, przyznał kiedyś, że w życiu bał się najbardziej dwóch rzeczy: wybuchu III wojny światowej i Teodora Anioły z Kolejorza. To pokazuje, jak ogromny respekt wzbudzał wśród rywali poznański napastnik.
Teodor Anioła, podobnie jak wielu innych zawodników jego pokolenia, miał pecha - urodził się za wcześnie. Jego kariera przypadła na czas, gdy futbol dopiero stawał się masowym i globalnym fenomenem, ale brakowało jeszcze mediów i machiny promocyjnej, która dziś pozwala piłkarzom zdobywać sławę. Nie było też dostępnych powszechnie transmisji sportowych. Paradoksalnie ta niedostępność sprawiła, że piłkarze tamtej epoki otoczeni byli aurą tajemniczości. W oczach kibiców stawali się niemal herosami, a pamięć o ich dokonaniach przetrwała przede wszystkim dzięki opowieściom szczęśliwców, którzy widzieli ich na żywo. W przypadku Anioły w ten sposób w pamięci kibiców ukształtowała się figura napastnika idealnego, o czym świadczyć może fakt, że jeszcze przez wiele lat po zakończeniu kariery piłkarskiej wygrywał on kolejne nagrody dla najlepszego sportowca Wielkopolski.
Mijają dekady, a kolejne pokolenia kibiców Lecha Poznań mają swoich bohaterów. Był Okoński, Reiss, dziś bożyszczem trybun jest Mikael Ishak. Pomimo to legenda Anioły wciąż pozostaje żywa, a pamięć o najwybitniejszym napastniku w historii klubu pielęgnują także jego władze, ogłaszając rok 2025 rokiem Teodora Anioły. Bo choć zmieniają się czasy i nazwiska, Anioła był pierwszy. I do dziś jest największy.
Paweł Michalak
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również
Porozmawiajmy o uczuciach
Po czwarte - Paderewski!
PROSTO Z EKRANU. Święta racja