Jedna z najświetniejszych i najoryginalniejszych polskich wokalistek nagrała kolejną znakomitą płytę. Tym razem jest to krążek inspirowany (jak wolno się domyślać) podróżami i klimatem wielu europejskich miast - każdy z utworów ma w podtytule konkretną geograficzną wskazówkę. To jednak bardzo osobista, autorska opowieść - większość numerów (zarówno kompozycje, jak i teksty) stworzyła sama Krystyna Stańko lub towarzyszący jej muzycznie od lat wibrafonista Dominik Bukowski. Natchnienia płynęły z różnych stron: od Lwowa po Porto, od Oslo do Aten, a po drodze był m.in. tak bliski artystce Gdańsk. W tej podróży - która jest pełna wyrafinowanych kompozycyjnych i melodycznych pomysłów i, co nie mniej ważne, wykonawczego kunsztu - poza własnym kwintetem wokalistki towarzyszą jej goście specjalni: wybitny norweski trębacz Arve Henriksen, świetnie znany w naszym kraju portugalski wokalista Joao de Sousa, ukraińska wokalistka o armeńskich korzeniach Laura Marti i węgierski klarnecista Daniel Mester. Ich obecność dodaje dodatkowych barw w i tak pięknych, poruszających muzycznych obrazkach kreowanych przez Stańko. De Sousa klimatycznie kołysze, Henriksen czaruje choćby paroma dźwiękami, a Marti prawdziwie wzrusza, w niezwykłym duecie z liderką, w piosence wieńczącej całość, mówiącej o ukraińskiej wojnie widzianej z perspektywy kobiet. Fantastyczny to album, kolejny w dyskografii wokalistki, godny tego, by po jednym przesłuchaniu słuchać go znów i znów, i znów.
- Krystyna Stańko, Eurodyka (Music Corner)
Ani jednego dźwięku perkusji, a narracja całkiem nie jazzowa - taka (a przy tym jakże fascynująca!) jest nowa płyta sygnowana nazwiskiem Bartłomieja Olesia. Ten znakomity perkusista i kompozytor, połowa niezwykłego duetu - dopełnianego przez jego brata Marcina - który dał nam w ostatnim ćwierćwieczu tyle wspaniałych płyt, tym razem prezentuje się nam wyłącznie jako autor siedemnastu miniatur na fortepian solo! Prostota, a zarazem głębia tej muzyki, jej lekkość, a jednocześnie wyrafinowanie sprawiają, że słuchając tego krążka odczuwamy przyjemność czy satysfakcję na wielu poziomach.
To, zgodnie z tytułem, kocie piosenki, choć, jak wspomniałem, płyta jest w całości instrumentalna. Kot jest tu na ważnym miejscu - na pierwszej stronie okładki (na zdjęciu autorstwa samego Olesia), bo to też jemu w jakimś sensie dedykowana jest ta płyta: nieżyjącemu już domownikowi. Stąd może i ta melancholia, ten szczególny klimat. W podtytule płyty mamy też owe haiku - bodaj jako wyraz pozornie prostej, kameralnej całości, kryjącej w sobie głębię przemyśleń. W sensie formalnym sam kompozytor na okładce sugeruje wyraźne tropy, jakimi są twórczość Erika Satie czy pamiętne Children's Songs Chicka Corei. Ale fakt, że utworów jest 17 - tyle, ile sylab w klasycznym haiku - pozwala słuchaczowi i na inne skojarzenia.
Kompozycje Bartłomieja Olesia wykonuje Mira Opalińska - i świetnie odczytuje zamysł autora, który czuwał nad nagraniem i jest producentem całości. To więc zarazem dość liryczny, intymny portret kompozytora, ale też pokaz interpretacyjnej weny, wiarygodności pianistki. Niezwykle udany album.
- Bartłomiej Oleś, Mira Opalińska, Cat's Songs. Haiku no 1 to 17 (Audio Cave)
Dwaj wybitni instrumentaliści, improwizatorzy, dwie mocne i wyraziste osobowości, czołowi polscy przedstawiciele kręgu jazowego - trębacz Piotr Damasiewicz i pianista Dominik Wania - spotkali się w pracy nad kompozycjami Artura Olendra (autora, skrótowo mówiąc, muzyki bliższej popu i rocka z uduchowionym, ewangelicznym przekazem). Dla owego spotkania warunki mieli chyba optymalne: studio S1 Polskiego Radia, czyli słynne Studio im. Witolda Lutosławskiego, a za konsoletą zasiadł niezwykle czujny mistrz w swoim fachu, Tadeusz Mieczkowski.
Szesnaście utworów składających się na ten dwupłytowy album stanowi spójną, zamkniętą całość. Muzyczne impresje mają swe źródło w kompozycjach Olendra, a zarazem ożywają dzięki szczególnemu dialogowi instrumentalistów - skupionemu, pełnemu natchnienia, uważnego słuchania siebie nawzajem, a także dzięki niekłamanej pasji interpretatorskiej. Gdzieś w tle jest tu tradycja jazzowych duetów, otwartość na swobodną improwizację, ale też i świadomość muzyki wcześniejszych epok. Bez fałszywych gestów, tanich chwytów, skoncentrowani na dźwięku obaj muzycy snują niezwykłą opowieść. Już sam tytuł wydawnictwa odsyła do ewangelicznych tropów, do słów Jezusa. To przesłanie w symbiozie z warstwą muzyczną i wykonawczą - pełną zaangażowania, a zarazem skupienia - daje niesamowity efekt. Staje się dla słuchacza przyczynkiem do szczególnych przeżyć estetycznych, muzycznych, ale również duchowych.
- Piotr Damasiewicz & Dominik Wania, The Way, the Truth and the Life (Buen Camino)
Jakub Paluszkiewicz to w Poznaniu postać dobrze znana. Przed laty ceniony dziennikarz radiowy, później (chyba wolno tak powiedzieć) prywatny przedsiębiorca. Dla nas ważne jednak jest przede wszystkim to, że od lat tworzy piosenki - prezentowane podczas koncertów, jak i w internecie, a niedawno opublikował swą drugą płytę.
Za jedno z głównych źródeł jego śpiewania można uznać tradycję pieśni żeglarskiej, ale utwory Paluszkiewicza to oryginalna próba wpisująca się w krąg szeroko rozumianej piosenki autorskiej, poetyckiej, lirycznej ballady. To refleksje mężczyzny, który jak sam śpiewa ma już "dziesiąt lat", mierzy się z przeszłością, snuje plany na przyszłość, śpiewa o niełatwych często relacjach z kobietami, o nadziejach i - jednak - o tym, by powrócić do swoistej arkadii: na jeziora. Głos, gitara akustyczna, harmonijka, tu i ówdzie kontrabas czy subtelnie zaznaczane perkusyjne brzmienia nadają adekwatny muzyczny wymiar tym interesującym osobistym wyznaniom i przemyśleniom autora. To piosenki nie tylko na długie jesienne czy zimowe wieczory.
- Jakub Paluszkiewicz, Klucz (wyd. własne)
Tomasz Janas
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024