Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Tam, gdzie nie masz prawa być

Podczas lektury Podziemi z pewną tkliwością wspominałam, jak to w latach 90. uparcie uprawialiśmy rodzinną turystykę samochodową, w myśl zasady "dobrze jest tam, gdzie dojadą nasze cztery koła". Lubię sobie wyobrażać, że Robert Macfarlane pewnie już wtedy zakładał trapery, strugał kij włóczęgi i łazikował tam, gdzie jeszcze długo nie będzie mowy o tym, by pojawiły się jakiekolwiek cztery koła.

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Ten wstęp może i nie zapowiada szczególnie oryginalnej opowieści, bo przecież autor Podziemi nie jest pierwszym włóczęgą, który skazuje swoje ciało na poniewierkę, byle tylko dotrzeć do bardzo dalekiego punktu Z, a później, nie szczędząc środków i pięknych fraz, opisać swoją trasę. Jest jednak coś niesłychanie fantastycznego w strukturze wszystkich jego włóczęg - zaczęło się od "poziomej" podróży słynnymi, pielgrzymimi szlakami (w książce Szlaki), później kreska stała się pnącą do góry krzywą (w Górach), a teraz zalicza krzywą prosto w dół, bo w Podziemiach autor postanawia zbadać to, co ukryte pod nami i to tak skutecznie, że nie wiemy o tym prawie nic. I chybanikt przed nim nie zbadał podziemi z tak szeroką perspektywą, zarówno geograficzną (Grendlandia, Norwegia ale także Włochy) jak i tematyczną (naturalne jaskinie, grzybnie, ale także podziemne laboratoria badawcze).

W swoją podróż zabiera urnę z prochami (z prośbą od przyjaciela, by zostawić ją tak głęboko, jak tylko się da) oraz figurkę sowy, pełniącą rolę talizmanu, mającego rozświetlać drogę w ciemnościach i dodawać otuchy, gdy ta będzie wyjątkowo potrzebna. Zaczyna się zatem jak w baśni lub micie - bohater, nim zejdzie w dół, nim odbędzie swoje katabasis (literacki topos schodzenia pod ziemię), musi zostać wyposażony w artefakty. Eneasz miał przecież swoją złotą gałązkę, a Frodo Baggins flakon Galadrieli.

Ten początek dobrze określa, czego czytelnik może spodziewać się po Podziemiach. Reportażu podróżniczego, ale takiego, który nieraz zabalansuje na granicy prawdy i fikcji, nie będzie pozbawiony odniesień do legend i do mitotwórczej funkcji podziemi. Faktów, ale podkolorowanych niekiedy mistrzowską wyobraźnią autora, którego czujne zmysły zawsze widzą i słyszą więcej. Na maleńkiej północnej wyspie stoi zakapturzona postać, choć nikt nie ma prawa tam stać. W katakumbach paryskich widać cienie niemożliwe do zaistnienia na tych przestrzeniach.

Pisanie tutaj o wszystkich miejscach, które eksploruje autor, byłoby psuciem czytelniczej przygody. Bo to prawdziwa przygoda, odkrywać, rozdział po rozdziale, gdzie tym razem zejdzie, zeskoczy lub zanurkuje Macfarlane. Czy to będzie podmiejska, klaustrofobiczna przestrzeń osnuta kurzem historii, czy porośnięte mchem leśne labirynty, sugerujące niejedną tajemnicę? Dawno nie czułam takiego dreszczyku napięcia, może dlatego, że perspektywa wizyty w podziemiach budzi podziw, ale też grozę, pierwotny strach przed pogrzebaniem, przed ciemnością i charakterystyczną, głuchą ciszą. Autor oraz jego nie mniej ciekawi towarzysze poskromili ten strach. Większości z nas, czytelników, musi wystarczyć przeżywanie wszystkich tych wędrówek (na szczęście?) tylko w wyobraźni.

Izabela Zagdan

  • Robert Macfarlane, Podziemia
  • tłum. Jacek Konieczny
  • Wydawnictwo Poznańskie

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020