Autor jest izraelskim dziennikarzem, lecz jego praca - dla prasy i telewizji - nie ogranicza się do Bliskiego Wschodu. Jest - dosłownie i w przenośni - globalna. I to właśnie globalizacji przygląda się w Rewolcie Nadav Eyal, choć przygląda to chyba zbyt delikatne określenie - dziennikarz bierze ją pod lupę, wywraca raz na lewą, raz na prawą stronę, wreszcie nierzadko poddaje wiwisekcji. Jego pisana przez niemal dekadę książka stała się już światowym bestsellerem. I trudno się dziwić - autor zgrabnie łączy mistrzostwo reporterskich relacji z najróżniejszych miejsc świata z analizą zjawisk, które dziś tym światem może jeszcze nie rządzą, ale z coraz większą częstotliwością zdają się niepokojąco potrząsać.
Nadav Eyal zabiera więc czytelników m.in. na Malediwy, by pokazać nam od podszewki kryzys klimatyczny, do USA, byśmy zobaczyli kryzys liberalizmu (bo jak inaczej tłumaczyć wybór Donalda Trumpa na stanowisko prezydenta?), na granicę węgiersko-serbską czy grecką wyspę Kos, gdzie jak w soczewce obserwować można to, co dzieje się dziś z uchodźcami, czy do japońskiej wioski wypełnionej lalkami ludzkich rozmiarów, bo coraz mniej w niej żyjących mieszkańców - tak, to boleśnie dosłowny obraz kryzysu demograficznego. Mogłabym tak dalej, bo to wciąż nie wszystkie kryzysy, o których traktuje Rewolta. Nadav Eyal pokazuje nam też oblicza współczesnych nacjonalizmów i fundamentalizmów, nie waha się sięgnąć i po wymieranie różnych gatunków zwierząt, czy rosnące w skali globalnej bezrobocie, związane m.in. z automatyzacją wielu dziedzin życia. Wreszcie - last but not least - kryzys prawdy i zaufania, którego przejawem i dowodem jednocześnie jest właściwie każdy fake news.
Za dużo grzybów w tym barszczu? Też miałam chwilami takie wrażenie podczas lektury Rewolty. Lecz Nadav Eyal potrafi zgrabnie wybić czytelnika z tego przekonania. W swojej narracji nieraz wzbija się wyżej i wyżej, i niczym z lotu ptaka ogarnia więcej, ostatecznie rysując obraz szerszy, i szerszy, i jeszcze... aż już zaczynamy mieć chwilami dość świata wokół nas, tego świata, w którym przyszło nam żyć, a który co najmniej jest na zakręcie, o ile już nie stoi nad przepaścią. Kiedy i jak się to stało? Kiedy i jak się zaczęło? I tutaj autor Rewolty daje nam ciekawe tropy, nieraz sięgając do - często pomijanej w Polsce - historii czy to Haiti, Chin, czy RPA. To te obszary, o których zwykło się mawiać w redakcjach "polskiego czytelnika to nie interesuje". Naprawdę? Bo jednak warto tam zaglądać, a jeszcze bardziej sięgnąć w głąb historii niejednego z tych miejsc. Nieraz okazuje się, jak wielkie znaczenie mają one dla obecnych procesów globalizacyjnych i dla kryzysu, w jakim globalizacja się znalazła. Nieraz bowiem były poligonem doświadczalnym.
Ewidentnie w tym procesie coś poszło nie tak, a teraz wręcz pędzi w niepożądanym kierunku; i to na wielu polach, z których sporo już wyliczyłam powyżej. Czy ludzkość (tak, wiem, brzmi poważnie, ale globalizacja też nie jest jedynie o tym, że niemal wszędzie można kupić puszkę coli) jest jeszcze w stanie ten pęd ku przepaści jakoś zahamować? Albo choć zwolnić? Co zrobić, by udało się zawrócić? I czy to w ogóle możliwe, czy jednak jesteśmy już skazani na ten przedsionek piekła, a może i na dalsze piekielne kręgi? Nadav Eyal chwilami stawia te pytania, choć rzadko wprost. Chwilami próbuje szukać na nie odpowiedzi, choć nie zawsze. I to jest kolejną siłą Rewolty po szerokim spojrzeniu z lotu ptaka. Ten moment, gdy autor nas przytrzymuje, zostawia z pewnymi pytaniami, zmuszając do refleksji, na którą nierzadko na co dzień, w globalnym pędzie (sic!), nie mielibyśmy czasu. I z tego punktu widzenia Rewolta to u progu trzeciej dekady XXI wieku lektura obowiązkowa.
Aleksandra Przybylska
- Nadav Eyal, Rewolta
- tłum. Magdalena Sommer
- Wydawnictwo W.A.B.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021