Monika Nawrocka-Leśnik: Znalazłam informację, że są Panie autorkami spektaklu, który powstał w ramach "laboratorium twórczego". Co to takiego?
Karina Adamczak-Kasprzak: Tak naprawdę w "laboratorium" brałyśmy udział tylko my dwie, choć nie taki był zamiar. Praca tego typu wymaga o wiele więcej czasu, w związku z czym musiałyśmy przychodzić na próby z gotowymi pomysłami i projektami choreograficznymi.
Agata Ambrozińska-Rachuta: Pierwotnie chciałyśmy czerpać z naszych wykonawców, czyli tancerzy. Wygląda to tak, że zadajemy im jakiś temat, a oni improwizują ruchowo. Ale w tym przypadku cały ciężar gatunkowy przeniosłyśmy do siebie.
Zainspirowała Panie proza Brunona Schulza. Czy zobaczymy na scenie znaną nam historię z "Sanatorium pod Klepsydrą"?
A. A.-R.: To pewna nieścisłość, ponieważ inspiracją była nie tylko proza Schulza, ale przede wszystkim jednak film Wojciecha Jerzego Hasa. Oczywiście prozę znałyśmy, ale nie miałyśmy śmiałości bezpośrednio się do niej odwoływać. Jest trudna do zinterpretowania i teatr nie jest w stanie przełożyć jej 1:1. Tym bardziej teatr tańca. Czerpiemy za to z nastroju filmu i postaci, które się w nim pojawią.
K.A.-K.: Bliska nam jest wizja świata Schulza według Hasa. Odpowiada nam jego estetyka, poetyka obrazu i to w jaki sposób bawi się i operuje czasem.
No właśnie, w jaki sposób przeniosły Panie na scenę światy, które kreuje w swoich utworach Schulz? To zarówno przeszłość, jak i teraźniejszość. Realizm, ale też nieco magii...
K. A.-K.: Sprawdzimy niebawem czy nam się udało. Tak naprawdę zależy nam na tym, żeby przenieść na scenę klimat, nastrój i wrażenie.
A. A.-R.: Chcemy w ten sposób złożyć hołd tym obu wielkim twórcom, jakim byli w pierwszej kolejności Schulz, a potem Has. Ale jest to trochę "wariacja na temat", w której pomóc ma nam ruch.
A ten temat będzie dotyczył...
A. A.-R.: Kilku opowiadań i postaci. Ich spotkań: z matką, Bianką, Adelą... Sensu życia i przemijania. Zabawy z czasem. W krótkim opisie premiery zawarłyśmy cytat z prozy Schulza, który o tym mówi - co zrobić z czasem, który nie został jeszcze rozdany albo co zrobić z wydarzeniami, które się w czasie nie mieszczą... To dla nas istotne.
K. A.-K.: Będzie to czas, który nie płynie liniowo. Bo ten wraca, ale też nagle skacze do przodu. U Hasa historia ta również nie jest linearna. W naszym spektaklu jest to ciąg spotkań Józefa z poszczególnymi postaciami i zdarzeniami, które przenikają się w czasie.
Podobno w "Sanatorium" zobaczymy nietradycyjnie wykorzystane multimedia...
K. A.-K.: To było zadanie Daniela Stryjeckiego. Nie chcemy zdradzać za wiele.
A. A.-R.: Daniel Stryjecki jest chyba najbardziej znany z wizualizacji, którą zrobił na uroczystość rozdania Paszportów Polityki. Łączy ze sobą rzeczy nieoczywiste i tym nas właśnie zaskoczy...
A co z muzyką?
K. A.-K.: To kompilacja przeróżnych wykonawców.
A. A.-R.: Ze względów budżetowych niestety nie mogłyśmy się zdecydować na kompozytora.
Ale czy dzięki niej cofniemy się do czasów współczesnych Schulzowi?
A. A.-R.: Nie. Ale w warstwie dźwiękowej chciałyśmy uzyskać lekkie echo muzyki żydowskiej. Ta jednak nie będzie podana wprost.
Do kogo kierują Panie swój spektakl?
K. A.-K.: Byłoby miło, gdyby na spektakl dotarli widzowie, którzy nigdy nie byli na spektaklu teatru tańca, a jeszcze milej, gdyby rzeczywiście doszukali się w tym spektaklu Schulza. Tak naprawdę jednak mamy nadzieję, że spektakl będzie na tyle otwarty, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Jesteśmy ciekawe, jak zostanie odebrany.
Rozmawiała: Monika Nawrocka-Leśnik
- "Sanatorium" Polskiego Teatru Tańca
- choreografia i reżyseria: Karina Adamczak-Kasprzak i Agata Ambrozińska-Rachuta
- Sala Wielka CK Zamek
- premiera: 9.10, g. 20
- bilety: 20 zł i 40 zł