Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Tu teraz jest energia

Z Jolą Starzak i Dawidem Strębickim z pracowni Atelier Starzak Strebicki rozmawia Jakub Głaz.

. - grafika artykułu
fot. Atelier Starzak Strebicki

Cztery lata temu wróciliście z Holandii i Belgii, by otworzyć w Poznaniu własną pracownię projektową. Czy jest szansa, że przestrzeń będzie tu kiedyś równie dobra - "holenderska"?

Jola Starzak: Powiem więcej: mamy szansę na kawałek dobrej Polski w Polsce. Dlatego wróciliśmy. Tu jest teraz energia i sporo zmienia się na lepsze. W zeszłym roku byliśmy we Włoszech na festiwalu dla młodych architektów i wszyscy pytali, jak nauczyć się polskiego i czy rzeczywiście u nas jest tak zimno.

Dawid Strębicki: Wielu architektów z Europy Zachodniej było zaskoczonych Polską i możliwościami, jakie oferuje. Faktycznie: tu się sporo dzieje, choć uderza kontrast między prowincją a miastem. To dwie różne prędkości rozwoju.

Jak szybko pędzi Poznań?

J.S.: Odnoszę wrażenie, że przyspieszył nagle kilka lat temu. Wcześniej działali tu rozproszeni aktywiści, coś kiełkowało, aż nagle ludzie dostrzegli, że przestrzeń publiczna należy także do nich, i zaczęli się nią interesować.

A Wy ją meblujecie. Wasza specjalność to formy tymczasowe, jak Generator Malta na placu Wolności - tętniące życiem festiwalowe miasteczko. Czy takie formy to przyszłość miejskiej przestrzeni?

D.S.: Zastanawiamy się, co jest dziś lepsze, biorąc pod uwagę szybko zmieniające się potrzeby współczesnego społeczeństwa: tworzenie przestrzeni na stałe, np. na 50 lat, czy kreowanie form tymczasowych, na kilka sezonów. Nie mamy jednoznacznej odpowiedzi.

J.S.: Łatwiej jest wprowadzić zmianę projektem tymczasowym. Bo nikt nie traktuje jej do końca serio i można odważniej eksperymentować. Takie rozwiązania są traktowane przez nas, miasto oraz mieszkańców jako laboratorium działań miejskich, a nie jako gotowe rozwiązania. Ludzie często boją się zmiany, a działania tymczasowe pokazują, że może być ona pozytywna.

Czym Was najsilniej zaskoczył plac Wolności?

D.S.: Najprostszymi sprawami: brakiem strategicznego rozmieszczenia podłączeń wody, kanalizacji i prądu.

J.S.: Oraz tym, że nad stropem parkingu jest tylko 30 cm nawierzchni, co uniemożliwia zasadzenie na stałe dodatkowych drzew.

D.S.: A są one bardzo cennym elementem tkanki miejskiej. Na placu Wolności najważniejszą kwestią jest stworzenie latem miejsc oferujących cień i chłód. To pozwala na przyciągnięcie wszystkich grup użytkowników, także tych najbardziej wrażliwych, jak małe dzieci i osoby starsze.

W takim duchu przerabiacie dziedziniec Urzędu Miasta. Zielone poduchy, drzewka w workowych donicach. Wszystko mobilne.

D.S.: To tymczasowe rozwiązanie - zwiastun zmian. W przyszłym roku pojawi się docelowa realizacja, bardziej poważna, odpowiadająca randze miejsca.

J.S.: Ale nadal wszystko będzie mobilne, by można elastycznie dostosować się do potrzeb różnych grup użytkowników.

Kilka lat temu projektowaliście też estetyczne mobilne stragany na Jarmark Świętojański. Dlaczego nadal musimy oglądać koszmarne budki?

J.S.: Niestety nasza współpraca zakończyła się na etapie koncepcji, ale doświadczenie zdobyte podczas projektowania przydało się nam w opracowaniu projektu mobilnych straganów, które pojawią się w przyszłym roku na Starym Rynku.

A jak powinien wyglądać Jarmark i miejskie rynki?

J.S.: Niebawem spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, przygotowując koncepcję zagospodarowania targowiska na Świcie.

D.S.: Poznańskie rynki trochę dziś straszą...

J.S.:...ale są też pełne życia! Wydaje mi się, że Rynek Jeżycki stał się bardzo modny. W soboty towary drożeją, bo kupcy wiedzą, że przychodzą tłumy, choć rynek jest brudny i zaniedbany.

Może na porządny rynek nikt nie przyjdzie?

J.S.: Fakt. Dwa lata temu moi studenci ze School of Form badali Rynek Jeżycki. Jedna z grup przeprowadziła eksperyment i najęła się na jeden dzień do pracy na straganie. Studenci estetycznie ułożyli sprzedawane produkty. Obrót spadł, bo klienci pomyśleli, że tam, gdzie panuje ład, jest drożej.

To warto coś zmieniać?

J.S.: Oczywiście, tylko trzeba pogodzić oczekiwania mieszkańców, kupców i zarządcy - co nie jest proste. Rynek musi zarabiać i być jednocześnie przyjazną przestrzenią publiczną. Takie miejsca mają wielki potencjał kulturowo-społeczny, np. jako miejsca zakupów, spotkań czy degustowania potraw.

Kupcy niechętnie mówią o zmianach.

J.S.: Owszem, bo jest to kompleksowe, wielowarstwowe zagadnienie. Dotyczy to nie tylko samych kupców, ale także oczekiwań mieszkańców oraz sposobu zarządzania przestrzenią targowisk. Tu nie pomoże tylko urbanistyka i architektura, lecz także zmiana strategii działania rynków, jako przestrzeni handlowej i publicznej.

D.S.: Nie zmienia to jednak faktu, że większość rynków w Poznaniu trzeba poddać rewitalizacji, a ich przestrzeń wymaga ulepszenia i dostosowania do współczesnych oczekiwań, np. wyrównania płyty placu od pierzei do pierzei lub rozważenia możliwości składania straganów.

Co jeszcze wymaga zmian w Poznaniu?

J.S.: Marzę o zagospodarowanej przestrzeni między Arsenałem a Wielkopolskim Muzeum Wojskowym. To serce rynku, które jest martwe i nie działa, choć szklane elewacje obu budynków mogłyby otwierać się na tętniący życiem pasaż. To miejsce ma w sobie wielki potencjał.

D.S.: Brakuje nam także urozmaiconej oferty muzealnej. Jak na miasto tej wielkości, uważamy ją za bardzo skromną i hermetyczną.

Kolejny temat, którym się zajęliście: próba ożywienia amfiteatru na Cytadeli.

D.S.: To fantastyczne miejsce, warto zastanowić się, jak je wykorzystać. Zrobiliśmy research projektowy, ale w przypadku takiego zadania potrzebna jest szersza strategia, dotycząca nie tylko architektury i urbanistyki. Należy zadać sobie wiele pytań, np.: Ilu ludzi chciałoby tam przychodzić? Jak można dojść lub dojechać w takie miejsce? Czy w pobliżu jest podobna przestrzeń? Itd., itp. To wszystko wymaga analiz, których w Polsce zazwyczaj się nie robi.

Prowadziliście też konsultacje społeczne na temat zagospodarowania terenów wokół Rusałki.

J.S.: To było dla nas ciekawe doświadczenie, bo równolegle pracujemy nad projektami urbanistycznymi w Belgii i tam także prowadzimy takie konsultacje. Widzimy różnice w podejściu do tego tematu.

D.S.: W Belgii konsultacje mają czytelną formułę i są efektem wieloetapowego procesu. Po wielu wewnętrznych dyskusjach urzędników, projektantów i instytucji publicznych rodzi się konsensus i tę czytelną wizję przedstawia się mieszkańcom. W przypadku Rusałki każda instytucja przedstawiła swoją wizję, często niespójną z pozostałymi. To naszym zdaniem spowodowało, że mieszkańcy mogli czuć się zagubieni.

Krótko mówiąc: jeszcze mnóstwo pracy przed nami. Co może pomóc w kreowaniu lepszej przestrzeni?

J.S.: Architekci mają czasem trudności w komunikowaniu swoich postulatów, bo często dyskusja sprowadza się jedynie do estetyki, pomijając inne istotne kwestie. Potrzebna jest więc poprawa relacji na styku architektury, polityki i relacji społecznych, zwłaszcza w kwestii wzajemnego zaufania.

rozmawiał Jakub Głaz

Jola Starzak i Dawid Strębicki - architekci i urbaniści. Po ukończeniu studiów w Holandii i pracy dla pracowni projektowych w Belgii i Holandii, otworzyli w 2011 r. w Poznaniu własną pracownię projektową Atelier Starzak Strebicki. Pracują nad projektami z dziedziny projektowania mebli, wnętrz, architektury oraz urbanistyki, w Polsce i Belgii. Od 2011 r. współpracują z poznańską School of Form, a od 2013 r. z magazynem Zawód: Architekt, pisząc artykuły mające na celu przybliżenie polskim projektantom kondycji wykonywania zawodu architekta w Belgii i Holandii.