Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

SESJA FOTOGRAFICZNA. Uczę się pokory

- Ostatnio mamy przyjemność, bądź nieprzyjemność, żyć w czasie wielkich przemian mentalnych w polskim społeczeństwie. I to jest największe pole do eksploatacji dla fotografów - mówi Marek Lapis*, fotograf.

. - grafika artykułu
"BIAŁO-CZERWONA", Poznań, fot. M. Lapis

Ile lat byłeś fotografem zanim zacząłeś studia na UAP?
Myślę, że z dwadzieścia osiem, może trzydzieści.

To dlaczego się tam znalazłeś?
Od zawsze chciałem studiować fotografię, ale gdy skończyłem liceum nie było żadnej uczelni wyższej, która by dawała taką możliwość. Wybrałem szkołę pomaturalną w Warszawie - Zespół Szkól Fototechnicznych im. Jurija Gagarina. Dwa razy zdawałem do FAMU w Pradze i chociaż byłem w pierwszej dwójce na dwa miejsca dla Polaków - nie dostawałem się.
Zacząłem pracować. Najpierw we "Wprost", potem w "Poznaniaku", by wreszcie na własny rachunek współpracować z czasopismami ogólnopolskimi. Przyszła żona, dzieci, i trzeba było myśleć o rodzinie, a nie o studiowaniu. Ale gdy dzieci były już odchowane uznałem, że pora rozwinąć swoje spojrzenie na fotografię. 

Łatwo się było przestawić? Nie próbowałeś forsować swojego sposobu myślenia?
Podświadomie na pewno - nie można zaprzeczyć całemu swojemu dorobkowi. Chociaż z drugiej strony moja praca dyplomowa dostała się na short listę festiwalu Nowych Mediów w Madrycie. Praca, w której prezentowałem zdjęcia po ciemku i były one odbierane sensorycznie, przez opuszki palców.

A fakt, że jeśli ktoś wpisze "Marek Lapis" w wyszukiwarkę, to pokazuje się lista wystaw, nagród i medali przeszkadza? Jesteś bardziej utytułowany od niektórych z wykładowców.
Nie stawiam siebie w roli tego kto umie więcej. Wiadomo, niektórzy moi koledzy ze studiów mogli być moimi dziećmi, bo kończę w tym roku 50 lat. Jednak umiem się odnaleźć w nowym środowisku i ta wyuczona przez lata fotoreporterki cecha bardzo mi tutaj pomogła.

Czego jako - bądź co bądź ukształtowany fotograf - jesteś w stanie się jeszcze nauczyć?
Cały czas uczę się pokory. Ale też innego myślenia, niż tego dokumentalisty, który przychodzi i fotografuje; znajduje swój moment i czas zgodnie z Cartier-Bressonowską zasadą decydującego momentu czy wręcz jak to mówił zaprzeczając Bressonowi Krzysztof Miller "Nie-decydującego momentu". Próbuję poznać proces fotograficzny - strukturę obrazu, jak to wpływa na odbiorcę, jakie są uwarunkowania w kulturze wizualnej. Po tych trzech latach mam inne zaplecze merytoryczne i estetyczne, ale oczywiście pozostałem wierny sobie i dokumentowi.

UAP nie jest uczelnią słynącą z wychowywania fotoreporterów.
To jest wielka trudność, gdyż dokumentalista opiera się na faktach, nie drąży paralelnych światów, ideologii. Moje zdjęcia zawsze były symboliczne i alegoryczne. Staram się by nie były ilustracją tematu, a zadawały pytania. Jeśli chociażby jedna osoba będzie miała chwilę refleksji to jest to dla mnie sukces.

Zanim zacząłeś studiować, sam prowadziłeś już warsztaty.
A także opracowałem pionierski program nauczania fotografii dla osób niesłyszących i uczyłem go przez cztery lata. Trzy razy brałem udział w nauce osób z odmienną motoryką, a do tego przez ostatnie dwa lata podjąłem się nauki fotografowania osób niewidomych, które nigdy nie widziały światła. Uważam, że to bardzo duże wyzwanie.

Dlaczego skierowałeś się w stronę osób niepełnosprawnych?
Wiedziałem, że mają dużą empatię. To ludzie bardzo szczerzy - czasem aż do bólu - ale daja mi niesamowity ładunek emocjonalny.

Będziesz próbował działać dwutorowo - jako artysta i dokumentalista?
Myślę, że zderzenie mojej doświadczenia czysto reporterskiego, dokumentalnego ze światem sztuki może przynieść dobre efekty, czego obecność w Madrycie wydaje się być przejawem.

Skąd pomysł na "Biało-czerwoną"?
Zacząłem projekt 10 lat temu, w zeszłym roku skończyłem. To było 9 lat ciężkiej pracy. Zastanawiałem się nad Stanami Zjednoczonymi...

Tak, dla nich flaga jest bardzo ważna.
Pytanie - jak ważna? Jest ważna na uroczystościach - składana z wielkim szacunkiem, w białych rękawiczkach, oddawane są wojskowe honory. A z drugiej strony w społeczeństwie amerykańskim występuje na koszulkach, strojach kąpielowych. Dla nas to brak szacunku.
Zastanawiałem się, jak to wygląda w naszym polskim społeczeństwie - a jako dokumentalista sam chciałem tego doświadczyć. Bo fotoreporter musi być na miejscu i sam coś sfotografować by zrozumieć. Po pierwszych dniach zdjęciowych zrozumiałem, że to nie chodzi o samą flagę, to nie ona jest problemem. W tylu miejscach publicznych gdzie przebywamy te barwy istnieją, ale czy są faktycznie dla nas ważne? Czy zwracamy na nie uwagę? To chciałem udokumentować - jak te barwy, wpływają na nasze życie. To zbiegło się z okresem przemian kulturowych, społecznych, mentalnych w naszym społeczeństwie.

Twój projekt zbiegł się z 2010 rokiem i Smoleńskiem.
Akurat wtedy leżałem w domu po wypadku. Przez te dziewięć lat sukcesywnie zbierałem materiał, który puchł. Jeździłem w różne miejsca - i te oficjalne, jak rocznica Smoleńska, i te mniej oficjalne, jak zlot morsów. Szukałem tych barw w miejscach nieoczywistych. Próbuję zerwać jedną z tysiąca masek które codziennie na siebie zakładamy. A fotoreporter dokumentalista ma dwa zadania. Pierwsze: pokazać to, czego inni nie widzą bądź nie mogli zobaczyć, i drugie: zobaczyć to, na co wszyscy patrzą, ale co dostrzega tylko oko dokumentalisty.

Jako fotoreporter widzisz inaczej?
Największą sztuką jest zrobić zdjęcia we własnej kulturze, koło własnego domu. Zwracać uwagę na to, co jest obok nas.

Stanąć z boku samego siebie?
I do tego jeszcze nie być intruzem. To jest najtrudniejsze. Myślę, że po części mi się udało.

To skończony projekt?
Myślę, że tak. Finalizacją ma być książka - bo wystawy, publikacje, laury, nagrody, nie są czymś tak namacalnym jak książka, którą można położyć na półkę i ona przetrwa. Ostatnio mamy przyjemność, bądź nieprzyjemność, żyć w czasie wielkich przemian mentalnych w polskim społeczeństwie. I to jest największe pole do eksploatacji dla fotografów. Fotografowie zachłystują się nowinkami technicznymi, a nie potrafią powiedzieć co chcą pokazać na zdjęciu. To jest największa bolączka współczesnego świata fotografii prasowej i dokumentalnej.

A co Ty byś chciał pokazać na zdjęciu?
Chciałbym pokazywać szczere emocje człowieka, jego naturalne zachowania, jego korelacje z innymi ludźmi. Fotoreporter bywa w różnych sytuacjach. Widzimy wiele, niejednokrotnie pracujemy w skrajnych warunkach. Tysiąc osób pracujących w stałej pracy nie przeżyje tyle co dziennikarz wizualny. I ta wielka odpowiedzialność, by mówić prawdę. Tutaj jest bardzo duże pole do manipulacji, a największą zaletą dobrego fotoreportera jest szczerość i autentyczność. Kiedyś amatora od fotografa zawodowego odróżniała granica technologii. W dzisiejszych czasach na tym polu granica się zatarła i tym wyznacznikiem jest granica szacunku dla osoby fotografowanej i tego, czy odpowiadam za zdjęcie które zrobiłem. Czy go nie zmanipuluję. Czy szczerze opowiadam o świecie.

Ty jako profesjonalista nie masz prawa manipulować, a amator może?
Profesjonalista bierze za to odpowiedzialność. Jeżeli mam być głosem który przemówi - zdjęcia profesjonalisty mogą być w nakładzie setek czy milionów egzemplarzy za pośrednictwem internetu czy telewizji - to moja odpowiedzialność, że nie będę przekłamywać przekazu jest bardzo duża. Powinniśmy być oczami dla tych, którzy siedzą przed monitorem, czy przed gazetą. To co my zobaczymy, potem widzą odbiorcy.

Wierzysz w obiektywność fotografii?
Sam moment podjęcia decyzji o fotografowaniu bądź nie już jest momentem wyboru. Technologia zawęża nam możliwość wykonywania zdjęć - przez dobór obiektywu, aparatu, czy wreszcie kadru. To sprawia, że fotografia jest autorska, subiektywna. Obiektywna musi być w szerszym ujęciu - nie manipulujemy, nie nakładamy kolejnej maski, nie robimy fotomontaży. Bo patrząc dosłownie - żadna fotografia nie jest obiektywna.

W takim razie dlaczego w Twoich kanałach w social media Twoje zdjęcia są czarno-białe? Przecież fotografujesz kolorowy świat.
Zgadza się. Odpowiedź jest bardzo banalna. W wielu fotografiach kolor zawłaszcza sobie główną rolę, spychając wartość informacyjną fotografii. By ten przekaz był czysty, bardziej skoncentrowany, pozbywam się koloru. Świadomie pozbywam się go, bo nie chcę opierać się na ułudzie piękna, harmonii pełnej palety barw.

To chyba też kwestia tego, że nie potrafimy czytać fotografii czy szerzej obrazu. Nikt nas tego w szkole nie uczył.
Niestety nie jesteśmy społeczeństwem wykształconym wizualnie i to jest problem, bo zatraciliśmy umiejętność oceny co jest wartościowe, a co nie pod względem merytorycznym czy artystycznym. Dlatego wyznacznikiem jakości zdjęcia stało się niestety to kto na nim jest. Nie dostrzegamy innych walorów fotografii.

rozmawiał Adam Jastrzębowski

*Marek Lapis - gnieźnianin, rocznik 1968, mieszka w Koziegłowach koło Poznania. Absolwent Fotografii na UAP i członek ZPAF. Odznaczony medalem "Za Zasługi dla Fotografii Polskiej (1918-2018) w 100 rocznicę odzyskania niepodległości Polski". Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Laureat prestiżowych konkursów fotograficznych.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018