Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

SESJA FOTOGRAFICZNA. Opowiadam historie kobiet

- Stwarzam modelce pewne ramy, opowiadam o historii, którą chcę uchwycić, ale nie mówię jej: "masz być dokładnie taka". Proszę, by spróbowała to zagrać - opowiada Szymon Brodziak*, fotograf, autor czarno-białych fotografii, w których główne role grają kobiety.

. - grafika artykułu
"Jodła Kaukaska", Poznań 2013, fot. Szymon Brodziak

Łatwiej fotografuje się żonę czy modelkę?

Łatwiej pracuje się z modelką. To inna relacja, zawodowa. Czegoś oczekuję i wiem, że mogę wymagać. A w sytuacji prywatnej tak nie jest. Ania (żona) często strzela fochy i szybko się niecierpliwi. Lubi mówić: "dobra, masz już to" - a ja się dopiero rozkręcam i przeklinam pod nosem. Wszystko oczywiście pół żartem, pół serio. Jednak dzięki naszej emocjonalnej więzi, zdjęcia są zupełnie inne.

Zaczynałeś pod powiększalnikiem i w ciemni?

Dokładnie tak. Pierwsze próby związane z klasyczną czarno-białą fotografią podejmowałem jeszcze w liceum, w przydomowej ciemni kumpla. W Nowym Sączu wraz z kolegami ze studiów, założyłem kółko fotograficzne Fotosekta; tam zaznajomiłem się z ciemnią. I tak mi już zostało z tą czarno-białą fotografią. Zakochałem się w niej i w klimacie, który ze sobą niesie. Chciałbym, żeby w przeciągu następnej dekady - jeśli ktoś pomyśli o czarno-białej fotografii - pomyślał o Brodziaku.

Miałeś ciemnię w łazience?

Wiadomo. Raz Ania zapaliła światło, gdy nawijałem film na koreks. Tak zakląłem, że pół bloku słyszało! Wtedy to była kwestia życia i śmierci. Zaklęte w tych 36 czy 12 klatkach moje wizje, wysiłek, emocje. Odpowiedzialność była ogromna. To był niezwykle magiczny, ale też bardzo mozolny i pracochłonny czas. Bardzo fajnie go wspominam.

Teraz tyle samo czasu spędzasz przed monitorem.

Już selekcja jest bardzo ciężkim etapem, a co dopiero retusz - muszę się zmobilizować, żeby zabrać się do edycji. W photoshopie uciekam się głównie do pracy ze światłem i cieniem, czyli zabiegów, które wykonałbym w klasycznej ciemni. Nawet jak prowadzę warsztaty fotograficzne, uczestnicy są zaskoczeni, że mam tak prymitywne, a zarazem efektowne sposoby obrabiania zdjęć.

Masz każde zdjęcie rozrysowane? Wiesz jak będzie wyglądało jeszcze przed zrobieniem?

Wiele zdjęć powstaje zanim nacisnę spust migawki. Jeśli szykuję duży projekt, to staram się stworzyć scenariusz sesji poprzedzony wizją lokalną i rozmowami z klientem. To bardzo pomocne narzędzie do tego, by samemu wiedzieć, co chce się zrobić, wprowadzić w ten świat modelki i ekipę produkcyjną. To sprowadza się do tego, by się dobrze przygotować i sprawnie działać - mieć odpowiednie rekwizyty, stylizację, światło. Czasami scenariusz ma prowadzić nas przez sesję, ale na miejscu okazuje się, że coś nie gra, nie wygląda tak jak myśleliśmy. I wtedy staram się dopasować do sytuacji.

Lubię sam siebie zaskakiwać i kończyć sesję z poczuciem, że wyszedłem poza własny schemat. Mam wiele zdjęć, które powstało spontanicznie, pomiędzy zaplanowanymi ujęciami. To też lubię w fotografii.

Jesteś reżyserem? Pracujesz z wieloma osobami na planie.

Chcę, by każdy, kto uczestniczy w projekcie, wiedział po co tam jest. Żeby fryzjer, stylistka czy makijażystka wiedzieli, że mają swoje podwórko, na którym mogą się wyszaleć artystycznie. I to samo dotyczy modelki. Stwarzam jej pewne ramy, opowiadam o historii, którą chcę uchwycić, ale nie mówię jej: "masz być dokładnie taka". Proszę, by spróbowała to zagrać. W tym kontekście jestem reżyserem. Ale nie siedzę na krzesełku i nie pokazuję palcem. Lubię sobie ubrudzić ręce.

Mówiłeś w wywiadzie dla www.fotoblogia.pl , że myślisz czarno-bielą. Na czym to polega?

Widzę w głowie efekt finalny. Tą przestrzeń, całą sytuację już w czerni i bieli. Nawet jeżeli w rzeczywistości funkcjonuje kolor, ja go eliminuję i jestem w stanie ocenić, czy to zdjęcie będzie miało moc w monochromie.

Czym się inspirujesz? Taki Helmut Newton nie inspirował się fotografami, a muzyką i filmem.

Newton jest moim mistrzem, to inna kategoria niż inspiracja. Imponował mi tym co robił, tym czego dokonał w fotografii, jaki miał życiorys. Pokazał mi nie jak robić zdjęcia, tylko że w ogóle można takie zdjęcia robić. Że można jednym kadrem opowiedzieć historię, że można tworzyć własne światy.

Uwielbiam kino. Nawet niedawno, gdy oglądałem film z Johnem Malkovichem była tam scena, gdzie pijany nalewa swojemu kuzynowi wino do kieliszka, który nie istnieje. Automatycznie zrobiłem pauzę i aparatem w telefonie utrwaliłem tą scenę, by ją kiedyś zrobić po swojemu.

Gdzie jest granica między fotografowaniem dla siebie a dla klienta?

Granica jest niewielka, bardzo często robiąc zdjęcia na zlecenie wyżywam się artystycznie. Rozmowa z klientem odbywa się na zasadzie partnerskiej, sprowadzającej się do tego, że mamy produkt, usługę, a ty Szymon wymyśl jak ma być zrobione zdjęcie. Tak było z kalendarzem Porsche, tak było z Posnanią i wieloma innymi projektami. To jest efekt wieloletniej konsekwencji. Pokazuję siebie jako twórcę czarno-białych fotografii z nietypową koncepcją, w nietypowym miejscu. Gdy klienci się do mnie zgłaszają, to oczekują, bym zrobił dla nich kampanię w moim stylu.

Gdy podróżujesz to widzisz wszędzie kadry i plany zdjęciowe?

Podróże są ogromnie inspirujące. Czasami - jeżeli coś mi wpadnie w oko - notuję. Sytuację, miejsce, zakątek, czasem robię zdjęcie telefonem. To się kumuluje i gdy przychodzi czas, że mam robić zdjęcia, to wykorzystuję pomysły, które pasują do koncepcji i wdrażam je w życie.

Jak podróżuję sam z Anią, to mamy taki zwyczaj, że zabieramy do walizki kilka bardzo prostych stylizacji, by łapać kadry. Nie dalej jak miesiąc temu byliśmy na Sycylii, to była nasza 13 rocznica ślubu i pojechaliśmy tam dlatego, że już jako studenci odwiedziliśmy to miejsce, podczas podróży przez Europę citroenem saxo bez klimy. Zrobiliśmy wtedy jedno zdjęcie na pomniku Gibellina, w głębi Sycylii. Ania była ubrana w koszulkę w paski, jakaś straszna sprawa, stylówa popsuła całe zdjęcie. W tym roku uznaliśmy, że warto to powtórzyć. Powiedziałem, że wracamy tam, rozbierasz się do naga i robimy. Pod koniec czerwca się udało. No i zdjęcie wyszło tak, jak chcieliśmy. Prawdopodobnie ukaże się w moim nowym albumie, nad którym właśnie pracuję.

Fotografujesz czasami w Poznaniu?

Nie widać na zdjęciach, że to Poznań, ale bardzo często fotografowałem w naszym mieście. Posnania, Biblioteka Uniwersytecka, Blow Up Hall, Stara Rzeźnia, robiłem zdjęcia pod pomnikiem na Wzgórzu św. Wojciecha. Powstały też fotografie przy moim prywatnym żywopłocie, który ilekroć ścinałem, to marzyłem by wykonać fotografię kobiety wpadającej bezwładnie w ten gąszcz. Albo stragan z choinkami przy Tesco.

Stragan z choinkami?

Od dawna chciałem wykonać to zdjęcie. To jedno z tych ujęć, które powstało na długo zanim nacisnąłem spust migawki. Musisz znaleźć modelkę, która jest na tyle szalona, wyzwolona i odważna, by to zrobić.

A jak zareagował sprzedawca choinek, gdy zaprezentowałeś pomysł?

Kupowałem dla siebie choinkę i spytałem, czy mogę przy okazji wsadzić modelkę do tego podajnika i zrobić zdjęcie. Było sporo osób na placu, które po prostu wybierały choinkę do domu, a my obok z Magdą biegaliśmy i robiliśmy swoje. Nie wiedziałem do końca, jak to będzie wyglądać, dopóki tam nie weszła. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, nie chciałem by zamarzła, bo to w końcu był grudzień.

Jak siebie określisz? Fotograf kobiet?

"Visualteller" - "opowiadacz historii". Chciałbym być gościem, który za pomocą fotografii opowiada czarno-białe historie, w których główną rolę grają kobiety.

rozmawiał Adam Jastrzębowski

*Szymon Brodziak - wizjoner i visualteller czarno-białej fotografii, wielokrotnie nagradzany na międzynarodowych konkursach. Pierwszy Polak i najmłodszy artysta, którego prace zostały wystawione w Muzeum Fotografii - Fundacji Helmuta Newtona w Berlinie. Tworzy wizje czarno-białego świata, w którym główną rolę odgrywają kobiety, piękno i emocje. Prace Szymona można na co dzień obejrzeć w Brodziak Gallery w Poznaniu i Warszawie.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018