Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Prawdziwe w intencjach

- Założenia mamy cały czas takie same. Od początku chciałyśmy, żeby nasze spektakle poruszały widzów swoją prostotą, piękną muzyką i scenografią - mówią Monika Kabacińska i Beata Bąblińska z Teatru Atofri, który w 2018 roku będzie obchodził swoje 10. urodziny.

. - grafika artykułu
Spektakl "Pan Satie", fot. materiały Teatru Atofri

Dziesiąte urodziny to dobry moment, żeby powspominać. Pamiętacie jeszcze raczkujące Atofri?

Beata Bąblińska: Pierwsza myśl, żeby założyć teatr dla "najnajów", pojawiła się po moim udziale w seminarium Teatr dla najnajmłodszych zorganizowanym przez Zbigniewa Rudzińskiego w Centrum Sztuki Dziecka. Wzięłam udział w Plumplumdzyńdzyńbum..., jednym z pierwszych polskich spektakli najnajowych. Wyreżyserowała go Irena Lipczyńska.

Do pierwszej premiery Teatru Atofri wszystko potoczyło się dość szybko. To zasługa Bogdana Żyłkowskiego, który przyjął nas pod skrzydła Poznańskiej Fundacji Artystycznej. Uwierzył w nas i zachęcił do działania. I tak w kwietniu 2008 roku wraz z Moniką Kabacińską i Grażyną Grobelną rozpoczęłyśmy - premierą Tańczące wiolonczele, działalność niezależnego teatru dla dzieci najmłodszych.

Czy przyświecają Wam takie same cele jak na początku? Jak szybko założenia sprzed 10 lat zweryfikowało życie, dzieci?

Monika Kabacińska: Założenia mamy cały czas takie same. Od początku chciałyśmy, żeby nasze spektakle poruszały widzów swoją prostotą, piękną muzyką i scenografią. Szczególnie zależało nam na muzyce, gdyż w tym kierunku zdobyłyśmy wykształcenie. W związku z tym też często decydowałyśmy się na tę graną przez nas na żywo lub zapraszałyśmy do współpracy innych muzyków czy kompozytorów.

B.B.: Myślenie o teatrze dla dzieci skłoniło nas do nowych poszukiwań formalnych. Zadawałyśmy sobie pytania: jak ma wyglądać przestrzeń teatralna, jak forma plastyczna, muzyka, podział na widownie i scenę. Stanęłyśmy przed trudnym zadaniem - stworzenia nowego rodzaju kontaktu i oddziaływania sztuką na wrażliwość bardzo małego dziecka.

Dziś też to się sprawdza? Pytam o to, bo obecnie dzieci nie potrafią się np. samodzielnie ubrać, ale z kolei smartfon nie ma przed nimi tajemnic.

B.B.: Sprawdzało się do tej pory zawsze. Dzieci - szczególnie te najmłodsze, mają ogromną wyobraźnię, abstrakcja jest im bliższa niż nam, dorosłym.

Jak dziś miewa się teatr najnajowy w Polsce? Atofri przecierało ten szlak.

B.B.: Myślę, że nasze działania są doceniane. Przełomem były dwie pierwsze nagrody, które zdobyłyśmy na Międzynarodowym Festiwalu Teatrów dla Dzieci i Młodzieży Korczak w Warszawie. Tam w 2011 roku dostałyśmy Grand Prix za spektakl Pan Satie, a rok wcześniej nagrodę "Kota w worku" za spektakl Jabłonka.

Ciekawym momentem w Polsce było wejście spektakli najnajowych do teatrów instytucjonalnych. Dla nas ten moment był równie ważny, gdyż w 2014 roku na zaproszenie pana Marka Waszkiela - ówczesnego dyrektora Teatru Animacji, zrealizowałyśmy tam Soko Loko, spektakl dla dzieci od 1. roku życia.

Ile w Waszych realizacjach jest podręcznikowej teorii, a ile intuicji?

M.K.: Jest w nich i teoria, i intuicja, ale teraz dodatkowo też doświadczenie. Każdy spektakl uczy nas czegoś nowego. Obserwujemy, jak dzieci zareagują na daną scenę, na zmianę światła, na dźwięk i formę. To dla nas bardzo ciekawe i nadal często zaskakujące.

A jak było na początku?

M.K.: Na początku była idea, działanie poparte doświadczeniem scenicznym i pedagogicznym. Poszukiwania teatru bez kiczu, w szczerości i kontakcie z widzem.

B.B.: Kiedy jeszcze definiowałyśmy to, co chcemy robić, pomógł nam Bogdan Żyłkowski. To on nauczył nas myślenia abstrakcją. I dbał o to, żebyśmy na scenie były prawdziwe w intencjach.

Często myślicie, że coś na pewno zadziała, a jednak dzieciaki tego "nie kupują"?

M.K.: Oczywiście, to się zdarza - np. na pierwszym pokazie spektaklu Lulajka dzieci przestraszyły się dźwięku harmonii. Wiedziałyśmy wtedy, że musimy je wcześniej z nim oswoić. Przed następnym spektaklem powitałyśmy dzieci we foyer. Wyszłyśmy do nich z harmonią i zaśpiewałyśmy fragment kołysanki. Tak zostało do dziś.

Atofri bardzo ewaluowało?

B.B.: Trudno powiedzieć. Same możemy nie być obiektywne. Dużo jeździmy po świecie ze spektaklami, spotykamy różnych ludzi, odwiedzamy różne miejsca. Na pewno nasze postrzeganie świata jest inne niż 10 lat temu.

Czy są rzeczy, które w Polsce się nie przyjęły?

M.K.: Dla nas ciekawym doświadczeniem był spektakl Ślady, który zrealizowałyśmy w kooperacji z niemieckim teatrem Helios. Prezentowałyśmy ten spektakl w wielu krajach, między innymi we Francji. Tam był oglądany z uwagą przez roczne dzieci. W Polsce natomiast musiałyśmy podwyższyć granicę wieku - kierujemy go do widzów od 3 lat.

Wasi pierwsi widzowie mają już nieco ponad 10 lat. I raczej nie pamiętają Atofri...

M.K.: Pięć lat temu poprosiłyśmy dzieci o to, żeby narysowały to, co zapamiętały ze spektakli. Powstały piękne prace. Co zostaje w dzieciach na później? Dźwięk, kolor, wrażenie, piosenka, emocja...?

A Wy pamiętacie swój pierwszy raz w teatrze?

M.K.: Ja spędziłam dzieciństwo w Biurze Wystaw Artystycznych, którego mój tata był dyrektorem. Pamiętam wernisaże, wystawy, spotkania. Wszędzie pełno obrazów, ludzi, zapach werniksu i dymu z papierosów.

B.B.: Ja pamiętam jedynie teatr w domowych zakamarkach, szafach i zegarach.

Jakie numery wywinęły dzieci na spektaklach Atofri? I nie uwierzę, że nic takiego się nie dzieje. Albo że tego nie pamiętacie.

M.K.: Oczywiście, zdarzają się śmieszne sytuacje. Jedna z nich miała miejsce na premierze Jabłonki. Spytałam w trakcie spektaklu - gdzie jest jabłko, a córka koleżanki odpowiedziała: "No przecież Becia ma!".

B.B.: Na jednej z pierwszych edycji Sztuka Szuka Malucha grałyśmy Tańczące wiolonczele. Była tam scena, w której ciągnęłyśmy wiolonczelę we trzy, jak w Tuwimowskiej Rzepce. Do tej sceny podłączyli się chłopcy z pierwszego rzędu. Postanowili nam pomóc!

Skoro wiecie, że tak się dzieje, to pracujecie od razu nad kilkoma możliwymi wersjami?

M.K.: Nie, mamy po prostu otwartą głowę. Takich sytuacji nie da się przewidzieć i jest to frajda na nie reagować.

Wracając do jubileuszu, wyprawicie Atofri huczne urodziny?

B.B.: Planujemy różne atrakcje. Na początek chciałybyśmy wznowić nasz projekt -Muzeowanie i zaprosić widzów na spektakle w przestrzenie poznańskich muzeów. Grać będziemy w kwietniu. Wtedy też zaprosimy na wystawy plakatów i zdjęć z naszych przedstawień. Planujemy również premierę nowego spektaklu. Ale szczegóły niech pozostaną jeszcze tajemnicą!

rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik