Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Pochwała poezji, która ratuje świat

Rozmowa z Jerzym Satanowskim, reżyserem spektaklu "Mister Barańczak". Premiera 25 października w Teatrze Nowym.

Jerzy Satanowski. Fot. materiały Teatru Nowego - grafika artykułu
Jerzy Satanowski. Fot. materiały Teatru Nowego

Po Agnieszce Osieckiej, Edwardzie Stachurze i Julianie Tuwimie sięgnął Pan po twórczość Stanisława Barańczaka. Dlaczego?

Powodów jest wiele. Abstrahując od moich osobistych relacji z autorem - byliśmy prawie w tym samym czasie na studiach i jeszcze przez moment Barańczak był moim profesorem - przede wszystkim jestem czytelnikiem jego poezji. Wielkość jego oryginalnej i translatorskiej twórczości nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości. A nawet wydaje mi się, że z biegiem czasu jego poezja znacznie zyskuje na wartości. Kiedyś sporo ludzi - ja zresztą też - uważało, że jest ona zbyt polityczna, za bardzo zamknięta w uniwersyteckiej skorupie i za bardzo erudycyjna. Teraz, kiedy czytam np. te "nowofalowe" wiersze, wydaje mi się, że są one znacznie bardziej osobiste niż wtedy, kiedy je czytałem. Wiersze Barańczaka, oceniane kiedyś z punktu widzenia polityki, miały smak doraźności. Czytane dzisiaj stają się wierszami absolutnie uniwersalnymi, a przy okazji fantastycznie napisanymi.

Czy Barańczak jest bardziej inspirujący dla pana jako reżysera, polonisty czy kompozytora? W końcu pisał teksty, które są bezpośrednim odniesieniem do muzyki...

Dla kompozytora odniesieniem jest inny kompozytor. A dla twórcy teatru - w tym wypadku również polonisty - Barańczak jest po prostu autorem słów, które chce ludziom przybliżyć. Tak więc Barańczak nie może mnie inspirować w sensie muzycznym. Ale może mnie za to inspirować jego umiejętność umuzykalniania tekstu albo fantastyczna zdolność tłumaczenia, której efekt bywa czasem znacznie lepszy od oryginału...

Sięgnął pan po jakieś konkretne utwory?

Barańczak nie pisał tekstów piosenek. Powstało natomiast sporo utworów do jego wierszy i kilka takich utworów mamy w spektaklu. Inne utwory śpiewane to piosenki, które powstały do tłumaczonych przez niego wierszy. Głównie Josifa Brodzkiego z muzyką Mirosława Czyżykiewicza. Jest też kilka utworów Beatlesów w jego tłumaczeniu i z innej beczki - fragmenty "Opowieści zimowej" z muzyką Szuberta. W tym spektaklu więcej się mówi niż śpiewa.

Czy, oglądając spektakl, poznamy Barańczaka - byłego członka Solidarności, współzałożyciela KOR-u, pracownika naukowego, poetę?

Mariusz Puchalski, odtwórca głównej roli, to wędrujący poeta, wykładowca, również ktoś prześladowany przez policje "jawne, tajne i dwupłciowe". Nie robimy jednak spektaklu biograficznego, więc ta tożsamość jest z natury "nieszczelna".

Na stronie internetowej Teatru Nowego możemy przeczytać, że "Mister Barańczak" będzie jednym dniem z życia poety. Jak w takim razie będzie wyglądał ten dzień?

To coś symbolicznego. To przedstawienie poetyckie, tworzone na zasadzie wolnych skojarzeń. Nie ma w nim fabuły jako takiej.

Jest bardziej muzyczne czy poetyckie?

Boje się obu tych określeń. W tym spektaklu jest mocno eksploatowane ogromne poczucie humoru Barańczaka i pisarzy przez niego tłumaczonych. Może to będzie: "poetycki kabaret z piosenkami". Staramy się nie zanudzić widza, a nawet rozśmieszyć, nie rezygnując jednocześnie z sensu.

Poezja Barańczaka była życiowa, kameralna, głęboko zakorzeniona w upodlonej rzeczywistości. Czy pana premierowy spektakl również taki będzie?

Nie. Z tym się nie zgadzam. Taka wizja jest mylna. Barańczak w swojej poezji postulował, że mimo tego iż rzeczywistość jest okrutna, to poeta ma za zadanie porządkować tę rzeczywistość i nadawać jej sens. W związku z tym nie robię spektaklu, który jest pochwałą bezsensu, tylko poezji. Pochwałą poezji, która ratuje świat.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

  • "Mister Barańczak"
  • wybór tekstów, reżyseria i opracowanie muzyczne: Jerzy Satanowski
  • Teatr Nowy, Scena Nowa
  • 25.10, g. 19.30 - premiera
  • kolejne spektakle: 26, 27, 29, 30 października, g. 20.30