Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Odmienić poznańskie głowy

O ulepszaniu miasta mówi Paweł Głogowski ze stowarzyszenia Ulepsz Poznań.

. - grafika artykułu
fot. archiwum prywatne

Założone przez Ciebie stowarzyszenie ma już prawie pięć lat. Udało się już ulepszyć miasto?

Nigdy nie powiem: "Ulepszyliśmy Poznań". To proces, który się nie skończy, a polega m.in. na dostarczaniu inspiracji z innych miast i krajów. Od tego zaczęliśmy działalność. Zależało nam, by odmienić trochę głowy poznaniaków.

Jakie są te głowy?

Całe spektrum: od zamkniętych po otwarte i skłonne do zmian. Ale mam wrażenie, że ton nadają wciąż te pierwsze. Patrzą na miasto z perspektywy samochodu. Należą do ludzi, którzy raczej nie chodzą pieszo i nie jeżdżą na rowerze. Nierzadko wyprowadzili się do podmiejskich gmin i pasuje im status quo. Uważają, że niewiele trzeba zmieniać, nie biorą pod uwagę innych użytkowników tego miasta. Dlatego trzeba im podrzucać sprawdzone koncepty z miast, które rozwiązały już problemy podobne do naszych

Lepiej przeszczepiać czy twórczo adaptować obce pomysły?

Kopiowanie nie ma sensu. Dosłowne przenoszenie rozwiązań może zniszczyć istotę pomysłu. Przecież przestrzeń jest zawsze nieco inna, ludzie mają odmienne nawyki i potrzeby, inaczej się patrzy na miasto. Adaptacja lub inspiracja są lepsze.

Dziś nie brakuje już pomysłów na ulepszenie miasta. Od kilku lat mieszkańcy mogą je zgłaszać i wybierać w ramach budżetu obywatelskiego...

...który działa coraz lepiej, choć jest pełen sprzeczności. Jedni mówią, żeby powiększać jego zakres, bo jest wciąż za skromny. Z drugiej strony, niektórym trudno jest dokonać wyboru, odkąd jest więcej propozycji i podział na projekty ogólnomiejskie i dzielnicowe. Szkoda, że wyborowi projektów nie towarzyszy dyskusja głębsza niż dywagacje na temat kosztów i pozycji w rankingu. Partycypacja to coś więcej niż proste głosowanie.

Jak to w ogóle z nią jest? Co robić, gdy mieszkańcy nie chcą zmian, które pomysłodawcy uważają za korzystne?

To przekleństwo partycypacji! Społecznicy lub architekci chcą zmian natychmiast, w docelowej, pożądanej formie. A dla mieszkańców zmiana to ryzyko, bo jej sobie dokładnie nie wyobrażają. Patrzą na swoje otoczenie bez szerszego spojrzenia na miasto. Docenią więc nowe miejsca parkingowe, nawet jeśli to zakorkuje okolicę. Trzeba więc ciągle tłumaczyć, rozmawiać, przekonywać, nawet jeśli efekt nie nastąpi od razu. Na ulicy Taczaka wyszedł jako taki kompromis między zwolennikami i przeciwnikami zmian. Inaczej na Wrocławskiej. Tam wciąż tli się konflikt ludzi, którzy zarabiają na knajpach z wódką, i tych, którzy chcą, by ulica stała się bardziej kulturalna.

Wychowałeś się na Starym Mieście. Jak widzisz jego wymarzoną przyszłość?

Chcę, żeby było pełne działań kulturalnych. I to rozumianych szerzej niż np. koncerty tylko dla hipsterów albo wyłącznie dla starszej publiczności. Wreszcie, wszystkie ulice dochodzące do Starego Rynku powinny być deptakami. Policzyliśmy w naszym stowarzyszeniu, że na Starym Mieście jest ok. 9 tys. miejsc parkingowych. Nie stanie się nic strasznego, jeśli zniknie te kilkadziesiąt postojów w bezpośrednim sąsiedztwie Starego Rynku.

A co z szeroko pojętym śródmieściem?

Konieczna jest kompleksowa odnowa rynków dzielnicowych, co da miastu sto razy więcej korzyści niż budowa kolejnego centrum handlowego. Rynki to poznańska perełka i unikat. Są wciąż żywe, mimo problemów i dominacji tzw. "nowoczesnego handlu wielkopowierzchniowego". No i, choć dla wielu to wciąż herezja, w centrum trzeba ograniczać ruch kołowy. Poza tym cieszą mnie dobre zmiany nad Wartą: plaże, drogi rowerowe, ławki.

Czego jeszcze trzeba nad rzeką?

To proste. Robić to, co już dawno zaplanowano dla tych terenów. Nie mówiąc już o podstawowych sprawach, takich jak oświetlenie, koszenie trawy lub utrzymanie porządku. Ważna jest też jakość tych nowych ławek, barierek i lamp. No i drzewa! Nowe władze miasta rzadko o nich wspominają. Nie spotkałem się dotąd ze znaczącymi nowymi nasadzeniami wysokich drzew w centrum. Gorzej: ZDM zamierza wyciąć 500 istniejących. Ale trzeba brać pod uwagę to, że Ryszard Grobelny rządził 16 lat i pewnie nie da się od razu przestawić miasta na nowe tory. W Urzędzie Miasta wizja rozwoju miasta poprzedniego prezydenta nadal jest mocno obecna. Zmiany są więc raczej powolne, co może denerwować takie osoby jak ja, których oczekiwania były spore. Trzeba uzbroić się w cierpliwość oraz postawić na edukację mieszkańców.

Jak powinna ona wyglądać?

Nie powinni jej prowadzić urzędnicy. Wejście w struktury jakiegokolwiek urzędu niemal zawsze powoduje zmianę myślenia na bardziej zamknięte. Skuteczni są za to doświadczeni animatorzy. Bardzo dobre są warsztaty, podczas których uczestnicy uczą się od siebie i wymieniają doświadczenia. Efekty przynosi też promocja dobrych wzorców, taka jak współorganizowany przez nas konkurs na wzorcowy szyld. Jeszcze inną sprawą jest edukacja najmłodszych. Robiliśmy warsztaty pod nazwą Miasto Dzieci. Niesamowite doświadczenie.

Jakieś szczególne odkrycia?

Nie o to chodzi. Uderzające jest, jak bardzo opinie dzieci ze Starego Miasta były podobne do uwag reformatorów. Narzekają na mało drzew oraz placów zabaw. Parkujące samochody utrudniają im dojście do szkoły. Co ciekawe, nie miały na początku żadnych uwag. Dopiero zapytane odkrywały, co im przeszkadza. Inaczej było na os. Przyjaźni. Tu dzieci od razu chwaliły zieleń, przestrzeń, place zabaw i szkołę, do której nie trzeba chodzić przez ruchliwe arterie. Jedno miasto i zupełnie inna perspektywa!

Poznańska Gazeta Wyborcza okrzyknęła Cię żartobliwie "prorokiem", bo najlepiej przewidziałeś rozwój miejskich wydarzeń w 2015 r. Czas na kolejną prognozę. Uda się porządnie ulepszyć Poznań np. do 2050 roku?

Wierzę, że stanie się to o wiele wcześniej. Im prędzej wprowadzi się zmiany, tym bardziej będą efektywne. Boję się tylko, że poznański tradycjonalizm ograniczy rozmach i pomysłowość. Trudno chyba liczyć na tak świeże pomysły, jak zamiana nowojorskiej estakady kolejowej w zieloną aleję czy berlińskie baseny na barkach cumujących na rzece.

W kraju i mieście słychać coraz silniejsze głosy przeciw "lewackim" zmianom w przestrzeni. Nie boisz się kontrrewolucji zamkniętych głów?

Miasto zawsze będzie polem konfliktów. U nas dotyczą zwłaszcza transportu - napiętych relacji kierowców, rowerzystów i pieszych. Ci ostatni są traktowani szczególnie po macoszemu. Ale skoro nawet w zmotoryzowanym Nowym Jorku udało się oddać pieszym Times Square, to może i u nas będą mieli kiedyś łatwiejsze życie.

Rozmawiał Jakub Głaz

Paweł Głogowski ma 29 lat, jest absolwentem prawa na UAM i prawa europejskiego na Uniwersytecie Kraju Saary w Niemczech. Doświadczenie zawodowe zdobywał, pracując w Komisji Europejskiej, Parlamencie Europejskim i niemieckim think-tanku SWP. Obecnie kierownik projektów w międzynarodowym NGO zajmującym się Europejską Inicjatywą Obywatelską. Prezes stowarzyszenia Ulepsz Poznań oraz Fundacji Junior.