Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Od "Tajemnicy woźnego" po "Juni"

Rozmowa z Piotrem Bojarskim*, zwycięzcą konkursu "Poznań - miasto to powieść".

. - grafika artykułu
fot. archiwum prywatne

Pytanie klasyczne i nudne, ale mam nadzieję na interesującą odpowiedź: kiedy to się zaczęło?

Rzeczywiście dawno, dawno temu... Kronikarską i trochę chyba pisarską żyłkę odkryłem u siebie bardzo wcześnie. Zachowały mi się do dziś kroniki meczów naszej piłkarskiej drużyny podwórkowej - Victoria! i tam można przeczytać np., że "obiecująco zaprezentował się młodzik Lech Bojarski". To był mój młodszy brat, którego tak wspaniale określiłem. A więc coś mnie pchało do odnotowywania tego, co przeżyłem i widziałem, a potem przekształciło się to w marzenie o dziennikarstwie sportowym...

Niespełnionym tylko w części, bo jednak Bojarski jest dziennikarzem. A co z pisarstwem?

Próby podejmowałem bardzo wcześnie. Były w klimacie Niziurskiego, ale była tam już fabuła. Np. taka Tajemnica woźnego. Bracia, pierwsi czytelnicy, śmiali się ze mnie, że już w tytule odkryłem zagadkę, ale mnie chodziło nie tyle o wykrycie sprawcy kradzieży - podbierał chłopakom pieniądze w szatni -  ile o cel, jaki sobie ów woźny postawił: chciał dotrzeć do skarbu zakopanego pod moją Wschową...

Miejsce znakomite na taką akcję. Jedno z moich ulubionych i dobrze znanych - stare miasto z ciekawą historią, z wieloma zachowanymi zabytkami.

Ja  tam  się wychowałem, chodziłem do szkoły i pobierałem pierwsze lekcje historii. U mojego dziadka, ułana Wołyńskiej Brygady Kawalerii. Były fascynujące i nie wiem, czy one najbardziej nie zaważyły na moich późniejszych wyborach. Sam wybuch wojny, zaskoczenie 1 września, bitwa pod Mokrą niedaleko Częstochowy etc., a z drugiej strony Czterej pancerni i pies... Dziadek  nie wtajemniczał mnie w skomplikowane alianse, co dziś bardzo dobrze rozumiem, i pamiętam moje wielkie zdziwienie, gdy kolega z podwórka roześmiał mi się w nos, gdy mówiłem o Rosjanach, naszych wojennych sprzymierzeńcach. Prawie wszyscy mieszkańcy Wschowy skądś po 45 roku przyjechali. Moja  polsko-ukraińska rodzina z bardzo daleka, z Brodów. Babcia, będąc w ciąży, ukrywała się w lesie i szczęśliwie przeżyła ten straszny czas na Wołyniu...

Był Pan kiedyś w tamtych stronach?

Jeszcze nie, ale ciągnie mnie bardzo. Chcę wybrać się tam z braćmi, niech tylko uspokoi się sytuacja na Ukrainie.

Wracajmy do Wschowy.

Oprócz dziadka moje zainteresowanie przeszłością pobudzał pan Ryszard Ratajczak, nauczyciel historii. Robił to bardzo umiejętnie. W latach 80. w podręcznikach już pojawił się Katyń, ale - pamiętam to dobrze - jako wykonawców zbrodni podawano i Rosjan, i Niemców. Do ucznia należało wybranie właściwej odpowiedzi. Pan Ratajczak naprowadzał nas na właściwy trop.

W domu też mówiło się o innej rzeczywistości niż ta oficjalna. Ojciec słuchał Wolnej Europy, opowiadał np. o strajkach 1968 roku, kiedy studiował na Politechnice we Wrocławiu, a potem też o tym, że przynależność do partii decydowała o stanowisku dyrektora. Doświadczył tego na własnej skórze. A ja w moim bardzo porządnym wschowskim liceum razem z kolegami zdobyłem się na podobną jak we Włoszczowej akcję z krzyżem. Znaleźliśmy go na strychu szkoły i zawiesiliśmy w szatni naszej sali gimnastycznej. Awantura była niesamowita.

Rozmawiała Grażyna Wrońska

*Piotr Bojarski - pochodzi ze Wschowy. W 1994 r. ukończył historię na UAM. Od tego czasu pracuję w mediach (Gazeta Poznańska, Gazeta Wyborcza). Jako autor książek zadebiutował zbiorem reportaży historycznych Cztery twarze Prusaka (2010) i powieścią  Kryptonim Posen (2011). W następnych latach ukazały się kolejne powieści retro: Mecz, Rache znaczy zemsta, Pętla oraz Arcymistrz. Napisał też Ściemę - współczesną powieść sensacyjną oraz zbiór reportaży historycznych Poznaniacy przeciwko swastyce