Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

O potrzebie poezji

Z prof. Piotrem Śliwińskim, kuratorem festiwalu Poznań Poetów, rozmawia Anna Kochnowicz.

. - grafika artykułu
prof. Piotr Śliwiński, fot. mat. CK Zamek

Anna Kochnowicz: Pamiętam jedną z naszych rozmów o poezji. Dziesięć lat temu. Akurat ruszał pierwszy Festiwal "Poznań Poetów", było wiele obaw, czy to się uda. Poetów Poznaniowi akurat ubywało - ciągle jeszcze byliśmy w szoku po wyprowadzce do Krakowa Ryszarda Krynickiego. Stan napięcia wprowadzały też kolejne sondaże, z których wynikało, że czytelnictwo w Polsce zanika, a skoro nie czytamy powieści, to tym bardziej i poezji. Wówczas powiedziałeś: "Myślę, że czasy sprzyjają małym formom literackim; jesteśmy zagonieni, a one są w sam raz do autobusu czy tramwaju - między jednym a drugim przystankiem można przeczytać wiersz, który tyle nam dostarczy materiału do przemyślenia, ile cała powieść". Proroctwo się spełniło?

Piotr Śliwiński: W jakimś sensie, bo nie wszystko da się przemyśleć w drodze do pracy. Z perspektywy jurora nagród literackich widzę jednak, jak wiele powstaje utworów na pograniczu poezji, drobnych zapisów, jak wyraźną daje się zauważyć skłonność autorów do małych form. W ubiegłym roku czymś takim obdarowali nas np. Ewa Lipska, Darek Foks, Andrzej Stasiuk. Czy to łatwiejszy po prostu rodzaj pisania w obecnych czasach, w co wątpię, czy może efekt, że z jakichś powodów wielka narracja, pełnowymiarowa powieść, w Polsce się nie rozwija? Nie myślę tu o literaturze popularnej, która się u nas trochę odrodziła, ale jeszcze nie zadowala, bo często zbyt wiele ją łączy z telenowelą. Mamy niewątpliwie pogłębiający się kryzys czytania, ale - paradoksalnie - literatura na niego odpowiada poetyzacją, nie szuka wielkiego audytorium dla siebie, tylko kieruje się ku odbiorcy mniej licznemu, ale za to wiernemu, szuka form syntetycznych, gęstych. W Polsce zawsze więcej się pisało poezji i nadal pozostajemy takim przedziwnym rynkiem, na którym widoczna jest przewaga właśnie książek poetyckich nad powieściami. Podobnie jest w Irlandii, może i w Rosji. Wszędzie indziej głównie powstaje proza.

Mam wrażenie, że ostatnio najmodniejszy jest dramat, zwłaszcza wśród młodych twórców.

- On jest atrakcyjny, obiecuje bezpośredni kontakt z publicznością, więc kusi i pociąga. Także debiutantów i tych, którzy mają za sobą doświadczenia prozatorskie czy poetyckie. Nie bez znaczenia są liczne konkursy i fakt, że teatry same, poszukując nowych tekstów, ułatwiają ich wystawienie. Nieporozumienie u najmłodszych autorów polega na przekonaniu o łatwości jego tworzenia. Rozpisanie czegoś na dialogi, poprzez odpisywanie z publicystyki, trudne może nie jest, ale żeby temat pogłębić, wybić z rutyny, trzeba się sporo napracować... Ale i tak jestem pewien, że w Polsce najwięcej pisze się poezji. Choć niekoniecznie idzie to w parze z czytaniem. Niedawno byłem jurorem na konkursie zorganizowanym przez studentów, i to nie polonistów, nadesłano na niego około stu zestawów poezji.

Może dlatego, że przez poezję każdy musi przejść, jak przez choroby wieku dziecięcego?

- Rzeczywiście, jest coś takiego. Okazuje się, że czasami tylko język poezji jest w stanie wyrazić nasze uczucia. Gdyby wszyscy ci, którzy piszą wiersze, czytali wiersze - mielibyśmy sytuację nadzwyczajną. Tak się jednak nie dzieje.

Dlaczego? Kiedy piszemy - czytamy, odrzucamy później...

- Może dlatego właśnie, że to doświadczenie jest trochę epidemiczne? Trochę jest "stanem nadzwyczajnym duszy"? A jak dusza się ustabilizuje, na pewien okres ułoży swoje relacje ze światem, wynegocjuje pewne warunki z upływającym czasem, to poezja przestaje być ważną formą komunikacji? Pamiętajmy, że czytelnik wierszy postrzega siebie jako współtwórcę, jego wysiłek jest współmierny do procesu twórczego. Może więc zanika impuls artysty, bardzo potrzebny, by być odbiorcą? Ale co ciekawe... ten, kto interesował się poezją za młodu, powraca do niej w wieku dojrzałym, gdzieś około pięćdziesiątki. Wtedy znowu tracimy poczucie oczywistości swego istnienia, znowu pojawiają się fundamentalne pytania, powraca refleksyjność.

No, ale ów powrót do czytania, bo pewnie nie tylko o poezję chodzi, nie przekłada się na statystyki. Z czytelnictwem jest źle, co sam potwierdziłeś.

- Powiem więcej: uważam nieczytanie za jedną z katastrof społecznych. I nie jest prawdą, że u nas dzieje się tak, jak na całym świecie. Wielokrotnie większe czytelnictwo jest w Czechach, w Szwecji, Niemczech, żeby poprzestać na sąsiadach, u nas zaledwie coś czyta niewiele ponad jedna trzecia ludności. "Coś czyta", czyli na przykład jedną książkę w ciągu roku! Naród głupieje, jak napisała jedna z gazet.

A z czego narodził się Poznań Poetów? Z refleksji o braku powiązania między obfitością pisania a brakiem obfitości czytania?

- Także. Życie poetyckie może się nie rozlewa bardzo szeroko, ale i nie zamiera. Krąg ludzi zainteresowanych trzeba poszerzać. To, za przeproszeniem, "pieski obowiązek" każdego, kto się zajmuje literaturą. Poznań Poetów zrodził się w Zamku, trochę z obserwacji rzeczywistości wokół. Tu działał Klub Poetycki, wydawana była gazeta, organizowany Konkurs im. Klemensa Janickiego, ja z kolei od końca lat 90. razem ze studentami organizowałem mały festiwal "Muzyka do sensu", wtedy też dobrze już funkcjonowały festiwale poezji w innych miastach - np. legnicki Port, Port Wrocław. Oczywiście nie mieliśmy pewności, czy to się tutaj uda. W Krakowie publiczność jest gotowa na tego typu spotkania, a w Poznaniu niekoniecznie. Ale z drugiej strony właśnie dlatego w Poznaniu jest większy sens coś takiego organizować.

Tu jest w ogóle ciekawa sytuacja: z jednej strony mamy poetów opuszczających Poznań, np. Ryszarda Krynickiego czy Edwarda Pasewicza, a z drugiej strony, poza festiwalem, całoroczne spotkania "Seryjni poeci" czy Bibliotekę Poezji Współczesnej.

- W Krakowie funkcjonuje się poetom lepiej, bez wątpienia. Chodzi nie o rytuały, ale o wspieranie "życia żywego", artystycznej codzienności - bez tego środowisko ma problemy z rozpoznaniem samego siebie. Pod tym względem Poznań jest miejscem trudnym. "Seryjni poeci" trochę tę sytuację zmieniają. Wydawnictwo Biblioteki Wojewódzkiej - również. Jest świetne! Ma mnóstwo nagród na swoim koncie. Dziś jest jednym z trzech najważniejszych wydawnictw poetyckich w Polsce. To wszystko daje nam poczucie, że festiwal ma sens. Dziś "Poznań Poetów" jest jednym z największych tego typu festiwali w kraju i ważnym miejscem przede wszystkim dla młodego pokolenia; prezentacja ich twórczości dominuje w programie.

Po co nam poezja?

- By przywracać nas rzeczywistości. Tak zwana normalność, dojrzałość, zdrowy rozsądek - cenione właściwości człowieka ukształtowanego - usuwają z pola widzenia rzeczy fundamentalne. Nie czytamy literatury, bo jesteśmy społeczeństwem nuworyszy, którzy boją się wszystkiego, co ich odrywa od życia praktycznego. Za cnotę jesteśmy gotowi uważać twardy realizm, tyle tylko, że żaden zdrowy rozsądek nie uwolni nas od tego, co należy do natury rzeczy: od doświadczenia naszej kruchości, samotności... Ludzie w jakimś momencie odczuwają niedostateczność wyjaśnień sensu własnego istnienia i sięgają po literaturę. Po cudze teksty lub swoje. Dlatego poezja ma się najlepiej, kiedy jesteśmy młodzi i bardzo doświadczamy tego, że nie wiemy, oraz wtedy, kiedy młodzi już nie jesteśmy i ponownie doświadczamy tego, że nie wiemy... Warto się temu po prostu poddać. Bo to, czego nie wiemy, i tak nas dopadnie. Gdyby jednak komuś to wyjaśnienie wydało się nieprzekonujące lub zbyt dramatyczne, to dodam, że czytanie poezji to również wielka przyjemność.

Rozmawiała: Anna Kochnowicz