Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nie deptać trawników! Jest rewolucja w całej Polsce

28 czerwca minie sześćdziesiąt lat od wybuchu protestów Wielkopolan przeciw władzy. Tragiczne wydarzenia z historii miasta zostały upamiętnione przez twórców widowiska teatralnego Stukot / Czerwiec'56, które mieszkańcy Poznania będą mogli obejrzeń w najbliższą niedzielę na ulicy Młyńskiej. O pracy nad widowiskiem i emocjami związanymi z wydarzeniami czerwcowymi opowiadają twórcy: scenarzysta Adam Suwart i reżyser Janusz Stolarski.

. - grafika artykułu
Wnętrza Aresztu Śledczego przy ul. Młyńskiej, fot. M. Krajewski (Łazęga Poznański)

Jak narodził się pomysł stworzenia i pracy nad projektem?

Adam Suwart: Pomysł rodził się stopniowo, podczas rozmów w ramach naszej dotychczasowej współpracy teatralnej. U jego zarania był talent i dorobek twórczy Janusza oraz moje osobiste przemyślenia czerwcowe, wynikające z faktu, że mój zmarły w 1989 r. ojciec, Jan Suwart, był uczestnikiem wydarzeń sprzed 60 lat. W pewnym momencie zaczęliśmy rozmawiać o zbliżającej się rocznicy Czerwca '56 i o tym, co się podczas niego wydarzyło. Im dłużej opowiadałem, tym bardziej dostrzegałem, jak bardzo Janusza to wszystko fascynowało. Niedzielne widowisko jest artystycznym wyrazem tego, czym obydwoje się zafascynowaliśmy, oraz tego, co wydarzenia czerwcowe zdają się nam mówić.

Co było punktem wyjścia przy tworzeniu scenariusza i wizji reżyserskiej spektaklu?

A.S.: Kluczem stała się ulica Młyńska. Wiele z miejsc wydarzeń czerwcowych jest wyeksploatowanych. Podczas pracy nad widowiskiem braliśmy pod uwagę różne lokalizacje: ulicę Gajową, Kochanowskiego, plac Mickiewicza. Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że jest jeszcze Młyńska - miejsce o bardzo osobliwym statusie wobec Poznańskiego Czerwca, które jakoś do tej pory w poszukiwaniach miejsc pamięci różnym osobom i instytucjom w Poznaniu umykało.

Dlaczego osobliwym?

A.S.: Młyńska była miejscem nagłego zrywu. Wiemy, że, pod wpływem sugestii, od tłumu zgromadzonego na placu Stalina odłączyła się wielka grupa około 10 tysięcy demonstrantów. Ten tłum zdobył więzienie na Młyńskiej i splądrował gmachy komunistycznych sądów i prokuratury. Był to najbardziej anarchistyczny moment w całym marszu - dotychczas bardzo uporządkowanym, "poznańskim". Wielu świadków wskazuje do tej pory, że ten wielotysięczny tłum ominął całkowicie trawniki. Krzyczano nawet "nie deptać trawników!". Spokojny, uporządkowany tłum całkowicie się na Młyńskiej zanarchizował. Po zdobywanym więzieniu biegała dziewczyna w drelichu - jedna z uczestniczek marszu. Trzymając siekierę, krzyczała do zaskoczonych więźniów, że "jest rewolucja w całej Polsce!". Emocje, których nie było w żadnym innym z miejsc Poznańskiego Czerwca, oraz atmosfera wtedy na Młyńskiej panująca, szczególnie nas zainteresowały.

Janusz Stolarski: Ważne jest też to, że nie chcieliśmy się zamykać na jednej ulicy. Chcielibyśmy usłyszeć brzmienie całego miasta.

A.S.: Brzmienie - no właśnie. Wiele osób, które wspomina Czerwiec '56, pamięta wyraźnie doznania o charakterze zmysłowym i moralnym jednocześnie. Jeśli chodzi o te pierwsze, to są to głównie wspomnienia stukotu robotniczych chodaków zwanych w Poznaniu gwarowo "okulakami" albo "okulokami". To metaforyczna sytuacja: ci, których usta zostały zakneblowane, przemówili na początku protestu za pomocą nóg. Ten właśnie odgłos stukających chodaków wydał nam się czymś hipnotycznym, metaforą psychozy tłumu; czymś, co sprawiło, że tłum został zelektryzowany i że dopuścił się rebelii. Co sprawiło, że tłum porwał się na obiekt stanowiący anty-sacrum PRL-owskiej propagandy - gmach UB przy Kochanowskiego? Czy był pod wpływem hipnotycznego dźwięku owego stukotu, który stał się symbolicznie krzykiem niemych, zakneblowanych robotników.

A więc stukot był czynnikiem sprawczym?

A.S.: Jesteśmy pewni, że stukot robotniczych chodaków tak wpłynął na ciała maszerujących, że pchnął je do jakiejś akcji. Oczywiście, w ciałach protestujących była też dusza i moralność, nie zaprzeczamy temu. Chcemy tę złożoność jedynie przedstawić. I zastanowić się też, co się z tego typu buntem dzieje. Jak się kończy, co się później dzieje z buntownikami i kto ten bunt wykorzystuje.

Jakie środki wyrazu zostały wybrane do przedstawienia złożoności i niepowtarzalności tamtego dnia na ulicy Młyńskiej?

J.S.: Ciągle szukam najbardziej odpowiednich środków wyrazu (śmiech). Na pewno musieliśmy dokonać wyboru wątków z historii wydarzeń Poznańskiego Czerwca. Do naszego spektaklu wybraliśmy ich kilka. Mam nadzieję, że zostaną przez naszych odbiorców zrozumiane.

Ważnym czynnikiem wpływającym na całość projektu są też artyści, którzy z nami współpracują. Jest to chociażby autor muzyki Krzysztof Nowikow. Współpracujemy także z Tomkiem Jaroszem, moim wieloletnim przyjacielem, który tworzy projekcje video. Daję tym dwóm gentlemanom wolną ręką - miałem i mam przekonanie, że dobrze rozpracują to, co my wiemy i chcemy przekazać w spektaklu. Kuratorem projektu jest Lech Raczak, który wspiera nas swoim wielkim doświadczeniem a także osobistymi wspomnieniami.

Równą swobodą dysponowaliście panowie przy tworzeniu scenariusza?

J.S.: Szukając i pracując nad scenariuszem, naznaczyliśmy i podkreśliliśmy kilka momentów, wokół których powstaje akcja. Nie mamy natomiast ambicji tworzenia sytuacji rekonstrukcyjnej. Myślę, że przez to nasza propozycja spotka się z różnorodnymi, także nieprzychylnymi opiniami, dlatego że opowieść o Czerwcu '56 jest w Poznaniu opowieścią trudną. Wiele szczegółów jej dotyczących zaciera się w pamięci uczestników protestu. Czas płynie, zniekształca wspomnienia. Razem z Adamem chcemy mimo to "pilnować" tej historii i uczciwie o niej opowiedzieć. Zdecydowała się z nami współpracować osoba, która w 1956 r. była na Młyńskiej i uczestniczyła w tej rewolucji. Gdy słucham Aleksandry Banasiak, świadka historii, dostaję ludzkie spojrzenie na wydarzenia historyczne.

Ludzkie spojrzenie to spojrzenie bardziej emocjonalne. Czy w takim kontekście wyjście w przestrzeń miejską ze spektaklem opowiadającym o szokującym dla historii Poznania wydarzeniu może być ujęte w kategorii przepracowywania traumy?

A.S.: Jeśli tak, to byłoby to działanie podświadome. Priorytetem przy tworzeniu spektaklu i zaprezentowaniu go na ulicach miasta było przybliżenie jak największej ilości ludzi sytuacji artystycznej dotyczącej zdarzeń czerwcowych. Poza tym na Młyńskiej znajdują się stare kamienice, gmach sądu, mur więzienia, zabytkowy bruk, a konfiguracja ulicy jest bardzo teatralna: z dwóch stron zapada się ona w kształt niecki. To pozostałość naturalnego, niemal amfiteatralnego ukształtowania terenu. Inspirujące warunki przestrzenne i wydarzenia historyczne związane z Młyńską pchnęły nas do zaprezentowania spektaklu właśnie tam.

Współtwórcami Stukotu są także osadzeni z Aresztu Śledczego w Poznaniu. Jak przebiegała współpraca i w jaki sposób wpłynęła na ostateczny kształt projektu?

A.S.: To był proces edukacyjny. Grupa kilkudziesięciu więźniów dobrowolnie zaangażowała się w projekt, w ramach zajęć resocjalizacyjnych. Widziałem, jak z czasem wzrasta w nich fascynacja projektem. Poza współpracą z Januszem, osadzeni spotykali się także z uczestnikami Czerwca, otrzymali lektury i uczyli się śpiewów patriotycznych. Z biegiem czasu zaczęli zadawać pytania świadkom historii i nam, odpowiedzialnym za ten projekt. Udowodniło to, że historia Czerwca 1956 nie pozostawia ludzi obojętnymi. Natomiast udział więźniów w spektaklu będzie ograniczony.

J.S.: Początkowy plan zakładał, że osadzeni będą stanowić znakomitą część aktorów. Niestety, okoliczności zewnętrzne i względy formalne ograniczyły ich obecność. Jednak praca przez nich wykonana nie została unieważniona - pieśni ćwiczone przez więźniów zostały nagrane i będą stanowić ich wkład w przebieg spektaklu.

A.S.: Mimo braku ich obecności podczas przedstawienia, nie można nie zauważyć innego waloru współpracy. Ich wielomiesięczna praca nad spektaklem miała aspekt resocjalizacyjny.

J.S.: To prawda. Widziałem, jak współpraca z nami rozbudzała i uruchamiała w więźniach wspomnienia oraz odwołania do heroicznych postaw ich znajomych, krewnych i innych postaci.

Czego nie byłoby w spektaklu bez współpracy z osadzonymi?

J.S.: Myślę, że jedna ze scen - scena zdobycia bastylii poznańskiej - wyglądałaby inaczej. Jej kształt zrodził się we mnie intuicyjnie podczas pracy z nimi. Wydaje mi się, że mało kto potrafiłby zaśpiewać "Międzynarodówkę" i inne pieśni tak jak więźniowie - ze swoimi talentami, bez przygotowania, tacy, jacy są. Nie korygowałem ich śpiewu, tak jak nikt nie robił tego wobec śpiewającego w przeszłości tłumu. W ich śpiewie usłyszałem stukot przeszłości, śpiew protestujących sześćdziesiąt lat temu robotników.

rozmawiała Aleksandra Skowrońska

  • "Stukot/Poznań '56" Stowarzyszenia Teatralnego Antrakt 
  • reżyseria: Janusz Stolarski
  • scenariusz i konsultacje historyczne: Adam Suwart
  • ul. Młyńska
  • 19.06, g. 22