Od trzydziestu lat siedzisz na widowni, recenzujesz spektakle, napisałaś nawet książkę o teatrze. Po co ci "Wklęsły"?
Nie tyle "po co", ile "po jaką cholerę". (śmiech) To nawiązanie do mojego ukochanego zdania Konstantego Puzyny: "Po jaką cholerę pisać o teatrze, jeśli nie po to, by pisać o życiu". Ono towarzyszyło mi przez wszystkie recenzenckie lata i dziś też jest ze mną: "Po jaką cholerę zajmować się teatrem, jeśli nie po to, by zajmować się życiem". A życie tak się właśnie poukładało, że nie piszę, ale reżyseruję.
Reżyserujesz, żeby mówić o życiu?
Reżyseruję nie po to, żeby mówić o życiu, ale po to, żeby żyć. Moi przyjaciele żartują sobie, że bardziej wierzę w teatr niż w życie. Coś w tym jest. Wojtek Wiński z teatru Usta Usta ładnie porównał kiedyś spektakl do takiego punktu, w którym fikcja spotyka się z rzeczywistością - całkiem realnie się spotyka. Wierzę w ten punkt i w jego specjalnie znaczenie. Wierzę w to, że nas odmienia, wprowadza w inny wymiar.
Co to znaczy "wierzyć w teatr"?
To tyle, co wierzyć w doskonalszy, pełniejszy, mądrzejszy, lepszy świat i ludzi. Wiedzieć, że to utopia, że się nie stanie, nie ziści, nie spełni, a jednak wierzyć. Wiara wyznacza kierunek.
W przedpremierowych zapowiedziach powołujesz się na "Wypukłego" Teatru Wierzbak. O czym był tamten spektakl?
O tym, co nas - ludzi - różni. To było genialne przedstawienie. Grało w nim dwóch mężczyzn i kobieta. Za pomocą kilku wiklinowych koszy w ciągu niespełna godziny udało im się nie tyle opowiedzieć, nie tyle odegrać, ile raczej rozegrać traktat o inności.
"Wklęsły" - jako przeciwieństwo "Wypukłego" - będzie o podobieństwach?
Tak. Chciałabym, żeby był o tym, co jest nam wspólne mimo wszystkich różnic: płciowych, pokoleniowych, światopoglądowych... "Wypukły" zrobił na mnie ogromne wrażenie. Kulturoznawcy powiedzieliby, że to był "przełom metodologiczny". Nauczyłam się dzięki temu spektaklowi nowego języka. We "Wklęsłym" staramy się tym językiem rozmawiać z widzami.
"Tym", czyli jakim?
To język teatru, na którym się wychowałam i który pokochałam: teatru bez dramatu, bez linearnej, fabularnej opowieści. Puzyna nazywał to "pisaniem na scenie". Mam wrażenie, że dziś jest to język zapomniany. Widzowie go nie rozumieją, a mnie się marzy, żeby władali nim biegle. "Wklęsły" jest w jakimś sensie przyspieszonym kursem tego języka.
Powiedziałaś, że "Wklęsły" będzie o tym, co wspólne. A co jest wspólne?
Gdyby dało się to ponazywać w kilku punktach, nie robilibyśmy spektaklu. Szukaliśmy tego podczas prób, rozmawiając, będąc razem, improwizując... Coś znaleźliśmy. Tyle mogę powiedzieć dziś.
Skąd w ogóle pomysł, żeby "Wklęsłego" robić?
"Wklęsły" powstaje dzięki spotkaniu z Patrykiem - fantastycznym młodym człowiekiem, którego poznałam podczas zeszłorocznych warsztatów teatralnych w Pobiedziskach organizowanych przez tamtejsze Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej. Takiego teatralnego wariata nie spotkałam nigdy wcześniej. Wymyśliło mi się, że mógłby zagrać z "prawdziwymi" aktorami, a Grażyna Wydrowska i Janusz Stolarski zgodzili się na takie wyzwanie.
Czy było coś, co Patryk powiedział ci o teatrze, a czego nie wiedziałaś wcześniej?
Uczestnicy warsztatów wymyślali sobie "ksywki". Patryk powiedział: "aktor". A potem dodał "aktor bezsenny". Dla niego teatr to nie zawód, nie hobby, nie pasja. To sposób na życie i jedyna - być może - szansa, żeby komunikować się ze światem w pełni. Jego wiara w teatr jest znacznie silniejsza niż moja.
A jest w waszym gronie jakiś teatralny ateista?
Obawiam się, że nie. Może Magda Mateja, która przyszło do nas w roli muzyki spoza teatru, z zewnątrz, z racjonalną głową... Ale ona chyba też już wsiąkła.
Grażynę Wydrowską i Janusza Stolarskiego znasz od dawna. Nie przeszkadzało ci to w reżyserowaniu?
Wyłącznie pomagało. Mieliśmy mało czasu na próby. Zaczęliśmy od razu bardzo intensywną pracę, w której najbardziej procentowało to, że wiele lat przegadaliśmy już o teatrze i życiu, pobyliśmy ze sobą, polubiliśmy się, poznaliśmy, wiedzieliśmy, czego się po kim można spodziewać, ufaliśmy sobie. I tak wciąż nas coś zaskakiwało, ale myślę, że byliśmy w tej pracy partnerami. Wszyscy startowaliśmy z pozycji: nie wiem...
A doszliście do pozycji: "wiem", albo "wiemy"?
...a doszliśmy do tego, czym chcemy się podzielić z widzami. Wspólnie.
Czy duża jest różnica między recenzowaniem a reżyserowaniem?
Nadal jestem przede wszystkim widzem. Recenzent wchodzi w dialog z artystami i widzami. Reżyser robi to samo. Poza tym recenzowanie to składanie w całość tego, co się zobaczyło na scenie. Nazywanie tego. Interpretowanie. Ocenianie. Reżyserowanie jest w zasadzie tym samym. Tyle, że przed premierą.
Rozmawiała Natalia Grudzień
- "Wklęsły"
- w roli reżysera: Ewa Obrębowska-Piasecka
- w roli aktorów: Grażyna Wydrowska, Patryk Krause, Janusz Stolarski
- w roli światła: Renata Stolarska
- w roli muzyki: Magdalena Mateja
- Produkcja: Centrum Rezydencji Teatralnej Scena Robocza
- 2.10, g. 19 - premiera; 3.10, g. 19
- Scena Robocza