Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Muzyka, która łączy ludzi

- Mój film jest dla wszystkich, ale przede wszystkim dla nastolatków. Chcę im pokazać, że można mieć własny pomysł na siebie - mówi Paweł Zabel*, którego dokument "Dagadana. Świat bez granic" wszedł właśnie na ekrany kin studyjnych.

. - grafika artykułu
"Dagadana. Świat bez granic" - kadr z filmu

Jak doszło do twojego spotkania z dziewczynami z Dagadana?

Należałem z Dagą do grupy, która nazywała się Obywatelska Rada Kultury. Opiniowaliśmy różne wydarzenia kulturalne w Poznaniu. To było lato 2012 roku. Siedziałem z Dagą przy herbacie na tarasie w jej ogrodzie na Ławicy. Mówiła coś do mnie, a wiedząc do kogo to mówi, tak naprawdę opowiadała mi ten film. Wspominała o chińskich muzykach, wiosce z dziećmi, o Bali, grze na gamelanie. Słuchając, wiedziałem, że jestem w to wkręcany. Pewnego razu Daga napisała mi, że zabierają mnie do Azji i wcielają do zespołu. Nie będę co prawda grać na trójkącie ani bębenku, ale stanę się częścią tego projektu.

Jak długo podróżowałeś z nimi po Azji?

Jakieś półtora miesiąca. Instytut Adama Mickiewicza finansował nam przeloty. Noclegi zapewniały ambasady. I to był cały budżet mojego filmu.

Kiedy wyjechaliście? I dlaczego ten film dopiero teraz wchodzi do kin?

W roku 2013. Nie miałem finansowania, a więc i dedlajnu. Zrealizowałem około 60 godzin materiału. Mogłem też skorzystać z nagrań z koncertów, które realizował Jacek Jaroszewski. Trzeba było to wszystko pożenić w całość, co zrobiła montażystka Tamara Domagała. Poukładaliśmy sceny, ponazywaliśmy je, ponalepialiśmy te "stickersy" na płachtę papieru i zaczęliśmy układać. Pierwsza wersja filmu miała cztery godziny. Potem drogą eliminacji powoli usuwaliśmy zbyteczne sceny. Ale nie było tak, że zajęło nam to miesiąc albo dwa, bo każdy miał też własną pracę. Dlatego spotykaliśmy się co tydzień-dwa tygodnie. I tak doszliśmy do roku 2014, gdy zmontowaliśmy materiał, którym zajął się realizator dźwięku Marcin Kurek i zaczął miksować dźwięk. Potem była potrzebna korekcja obrazu. Trzeba było też zrobić czołówkę i tłumaczenia, a wszystko to się bardzo przeciągnęło. Potem czekałem na dobry czas, by wprowadzić film do dystrybucji.

Postprodukcja tego filmu została mocno rozciągnięta w czasie...

Było w tym jednak coś fajnego. W filmie jest wyrażona dopiero nadzieja, że może kiedyś Hassibagen z Mongolii i Aiys Song z Chin, z którymi zaprzyjaźniły się Daga i Dana w Azji, przyjadą do Polski. A w międzyczasie wszystko to się już spełniło: wyszła ich wspólna płyta "Meridian 68" i odbyła się trasa koncertowa przez Chiny, Polskę i Francję.

Chciałeś pokazać tę Azję też trochę od strony turystycznej? Bo Daga i Dana robią to, co przeciętne turystki: a tu moczenie stóp w wanienkach z małymi rybkami, a tam szukają okazji, by pograć na gamelanach.

One chciały grać z lokalnymi muzykami. Jednak na Bali te zespoły są folklorystyczne: występują codziennie wieczorem dla turystów. Nikogo specjalnie nie interesowało, że przyjechały jakieś dziewczyny z Europy. Chciałem w filmie przypomnieć może i mało odkrywczą myśl, że muzyka jest uniwersalnym językiem. Szczególnie teraz, gdy w odmienności rasowej, narodowej widzimy wroga.

Wspomniałeś o tym, że każdy miał swoją pracę. To czym zajmujesz się na co dzień?

Realizuję wielokamerowe rejestracje spektakli teatralnych i operowych, a także świadczę różne usługi dla telewizji.

Kręcenia spektakli wzięło się z pasji, czy z próby odnalezienia własnej niszy?

Podążasz za tym, co cię interesuje. Ktoś jest przy sporcie, a ktoś przy spektaklach. Tak było od samego początku. Jak pracowałem w 1993 roku dla Telewizji ES, to już się tym zajmowałem. Gdy przyszedłem do telewizji publicznej, to realizowaliśmy magazyn "Teatr jak życie". Jeździliśmy po całej Polsce i robiliśmy spektakle młodzieżowe. Jedną częścią było przedstawienie szkolne nakręcone prawie jak teatr telewizji. Poza tym siadaliśmy, na przykład przy ognisku, i dyskutowaliśmy o tym, jak ten spektakl ma się do ich życia. To była długa, nocna rozmowa. Program składał się z fragmentów spektaklu i tych nocnych rozmów. Robiliśmy to z dwa-trzy lata, a program dostawał różne nagrody i był bardzo znany.

Potem realizowałem rejestracje dla festiwalu Malta. Trochę współpracowałem też z poznańskim Teatrem Polskim i Nowym oraz z Orbis Tertius. Obecnie najczęściej zajmuję się rejestracją oper.

A co robisz w CK Zamek?

Od 2005 roku prowadzę tu dwie pracownie: warsztaty filmowe i klub filmowy AWA.

Jak w ogóle zacząłeś robić filmy?

Właśnie w Zamku: przyszedłem tutaj jak miałem szesnaście lat. Moimi instruktorami byli Piotr Majdrowicz i Janusz Piwowarski. Z tego czasu najcieplej wspominam filmy realizowane na wydmach w Łebie.

Później w telewizji byłem operatorem filmów Anny Kochnowicz, Grażyny Banaszkiewicz, Marka Nowakowskiego. Jednak w tej działalności usługowej zawsze pozostawał we mnie pewien niedosyt, ponieważ inaczej wyobrażałem sobie filmy, do których robiłem zdjęcia. W tym czasie dostawałem propozycje, abym zajął się własnymi filmami. W międzyczasie ukończyłem Szkołę Filmową - realizację telewizyjną na wydziale operatorskim. Do szkoły zresztą teraz wróciłem - zapisałem się na międzynarodowe studia podyplomowe na kierunku producent kreatywny.

O czym był twój pierwszy film?

W szkole trzeba było robić różne rzeczy. Moja praca dyplomowa to film dokumentalny o orkiestrze dętej Stanisława Słowińskiego w Grodzisku Wielkopolskim. To był mój pierwszy tak duży projekt. Same zdjęcia trwały pół roku. Jeździłem z orkiestrą po całej Polsce, aby śledzić ich występy, a także podglądałem, jak są osadzeni w swojej rodzinnej miejscowości. Tak powstała w 1999 roku "Orkiestra", którą zrobiłem w dwóch wersjach: krótszej 12-minutowej dla szkoły i dłuższej 22-minutowej dla telewizji.

Jaki był kolejny film?

"Preludium op. 13". Powstał pełnometrażowy dokument o młodych kompozytorach, którzy brali udział w czteroletnim projekcie, realizowanym przez Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego. Powiedziałem sobie wtedy, że jak zrobię ten pierwszy, to chyba muszę zrobić trzy, żeby się zastanowić, czy będę się dalej tym zajmować.

To co zrobiłeś jako ten... "drugi film"?

Sześć lat temu zrealizowałem film dokumentalny "AWA - 40 lat klubu filmowego". To były nie tylko "gadające głowy", ale i fragmenty tych filmów i opowieść o tym, jak to wszystko się zmieniało. Zupełnie inaczej ten klub funkcjonował w latach 70., z powodów nie tylko ustrojowych, ale i technologicznych. Trzecim filmem jest "Dagadana. Świat bez granic". Wszystkie te dokumenty są mi bardzo bliskie.

rozmawiał Marek S. Bochniarz

* Paweł Zabel - absolwent realizacji telewizyjnej na wydziale operatorskim w Łódzkiej Szkole Filmowej. Prowadzi warsztaty filmowe oraz klub filmowy AWA w CK Zamek. Operator i reżyser filmów dokumentalnych. W 2001 roku założył firmę Colour Pictures, w ramach której zajmuje się produkcją filmów dokumentalnych i rejestracją audiowizualną wydarzeń kulturalnych. "Dagadana. Świat bez granic" to jego pierwszy film, który samodzielnie dystrybuuje w kinach.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018