Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Każda sztuka jest polityczna

Z Goranem Injacem*, jednym z kuratorów Malty, rozmawiają Jolanta Kikiewicz i Aleksandra Skowrońska.

. - grafika artykułu
Goran Injac, fot. mat. Malta Festival Poznań

Idiom tegorocznego Festiwalu Malta to "Platforma Bałkany". Jak wraz z Oliverem Frljiciem postanowiliście zrealizować go w programie festiwalu?

Festiwal jako platforma i wynikająca z tego nazwa jest naszym pomysłem i koresponduje z kuratorskim podejściem, które wybraliśmy. Ważny był dla nas kontekst, z którego wyrastamy, oraz kontekst, w którym festiwal się odbędzie - narastający nacjonalizm, ksenofobia i przemoc w polskim społeczeństwie.

Które wydarzenia z programu szczególnie by Pan polecił?

Nasza koncepcja jest taka, że nie wszystkie wydarzenia składają się w tematyczno-konceptualną całość. Nie chcieliśmy przedstawiać większych teatralnych wydarzeń jako ważniejszych, a na przykład - rozmowę czy wystawę jako dodatkową imprezę towarzyszącą. Chodzi nam o koncept wiedzy jako sztuki, a festiwal widzimy jako proces - badanie kontekstu i artystycznych strategii. Sama prezentacja jakichś gotowych produkcji w kostiumach i przy wybranej muzyce jest dla nas niewystarczająca.

Festiwal Malta to platforma negocjacji. W tym roku, ze względu na okoliczności związane z jej dofinansowaniem, sama stała się tematem negocjacji przedstawicieli stronnictw artystycznych i politycznych. Funkcjonuje więc jako obszar komunikacji - co Pan o tym sądzi?

W tym momencie w Polsce poważnie są zagrożone wolność wypowiedzi i wolność sztuki. Wystarczy zobaczyć telewizję publiczną, która funkcjonuje jako maszyna propagandowa nowego rządu. Nie dziwię się, że z różnych badań mediów na świecie wpisuje się teraz Polskę w grupę państw, w których media nie są do końca wolne.

Wypowiedzi ministra kultury, który otwarcie zaprasza do linczu artystów, zabiera dofinasowanie festiwalowi z powodów osobistych antypatii i ideologicznej niezgody z programem i artystami przy nim pracującymi, jest tak poważnym przekroczeniem granicy przyzwoitości i tak poważnym przemocowym politycznym gestem cenzury, że w całej Europie wywołuje tylko szok. Pomijając wstyd i zły wizerunek, który Polska pod rządem PIS-u i tak już ma. Będą potrzebne lata, żeby to naprawić.

W omówieniu tegorocznego idiomu pojawia się hasło "nacjonalizm". Obecnie jest to często słowo wytrych i pojęcie wytarte ze znaczeń, którego używa się również jako obelgi. Jest to więc termin "na czasie" - jak według Pana nacjonalizm ma się do tegorocznego idiomu Malty?

Nacjonalizm to nie jest coś, co się dzieje gdzieś daleko, komuś innemu, tylko zjawisko, z którym spotyka się dzisiaj większość krajów na świecie. Przykład Europy Wschodniej i Środkowej, czyli byłego bloku komunistycznego, jest dla mnie dość interesujący. Większość tamtejszych społeczeństw budowała swoją tożsamość tylko i wyłącznie przez proces autowiktymizacji - czyli przedstawiania siebie jako ofiar różnych historycznych narracji - faszyzmu, radzieckiego imperializmu, komunizmu itd. Te społeczeństwa widzą siebie jako ofiarę, wyrzekając się jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, jakie tak naprawdę są. Za wszystko, co złe, obarczają winą kogoś innego. Nic dziwnego, że właśnie te kraje stają się dzisiaj fundamentem nowego prawicowego populizmu. Dzisiaj w Polsce za przyzwoleniem rządu i pod ochroną policji odbywają się marsze narodowców. Nie mam nic więcej do dodania.

Jakie jest zadanie teatru i co może zrobić sztuka w czasach licznych sporów i napięć społecznych?

Każda sztuka jest polityczna przez sposób, w jaki funkcjonuje w przestrzeni społecznej. Nawet brak bezpośrednio zaangażowanej wypowiedzi jest również aktem politycznym, ponieważ sprzyja pewnemu systemowi wartości.

Mnie osobiście zawsze bardziej interesuje szerszy performance, który towarzyszy pewnemu artystycznemu projektowi. Jest on zawsze diagnozą kontekstu i symptomem, który ujawni nieoficjalną prawdę o społeczeństwie.

W tym roku na Malcie wystąpi słoweński zespół Laibach, działający w ramach kolektywu Neue Slowenische Kunst, pokazany będzie także spektakl Turbofolk Olivera Frljicia, który - przypomnijmy - jest Chorwatem. Kiedy spotykają się różne narody słowiańskie, przychodzi na myśl określenie "małe ojczyzny". Wyznacznikiem niezależności i odmienności każdej z małych ojczyzn jest między innymi język. Co sądzi Pan o języku jako nośniku sztuki - czy tłumaczone przedstawienia są w stanie w pełni przekazać sens zagranicznej publiczności?

Kwestia "małych ojczyzn" albo jakiejkolwiek innej formy lokalnego patriotyzmu jest dla nas zupełnie nieistotna. Założenie programu jest odwrotne: szersza, ponadnarodowa i ponadlokalna perspektywa, która ma na celu pokazać, że właśnie zamykanie się w prowincjonalne małe narodowe wspólnoty jest niebezpieczne. To, że Oliver jest Chorwatem, ja Serbem z pochodzenia, a Laibach jest ze Słowenii, nie oznacza dla nas niczego ważnego. Neue Slowenische Kunst nie stał się nurtem artystycznym znanym na całym świecie dlatego, że jest słoweński, tylko dlatego, że w ramach niego działali wyjątkowo dobrzy artyści. Na dodatek NSK jest bezpośrednim wynikiem kryzysu jednego większego  państwa - Jugosławii.  Dalej, wszyscy dzielimy jedną przestrzeń kulturową, która została brutalnie zniszczona przez nacjonalizmy w latach 90., ale buduje się znowu w różnych momentach - tak jak napisałem w tekście kuratorskim - wtedy kiedy się spotkamy i istnieje tyle, ile jesteśmy razem. I to nam wystarczy.

Język w byłej Jugosławii jest sprawą polityczną. Niby w jakim języku rozmawiamy ze sobą? Serbskim? Chorwackim? Serbo-chorwackim? Bośniackim? Lingwistycznych różnic nie ma - a jednak każda ze wspólnot narodowych ma potrzebę nazywania tego języka po swojemu. Pomijając, ilu ludzi zrobiło karierę na pisaniu doktoratów o różnicach czy w nacjonalistycznej produkcji słowników nowomowy.

Wracając do sedna - nie traktujemy festiwalu Malta jak jakiejś Eurowizji czy olimpiady. Narodowe prezentacje są zupełnie nieważne. Wybraliśmy projekty, które odpowiadają naszemu konceptowi, niezależnie od pochodzenia artystów czy miejsca produkcji.

rozmawiały Jolanta Kikiewicz i Aleksandra Skowrońska

*Goran Injac - urodził się w 1973 roku w Nowym Sadzie w Serbii, studiował historię sztuki na uniwersytecie w Belgradzie oraz lingwistykę i literaturę porównawczą na uniwersytecie w Nowym Sadzie. Dramaturg, kurator, wykładowca i badacz, od 2014 roku dyrektor do spraw artystycznych w teatrze Mladinsko w Lublanie.