Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Cenię prawdę w teatrze

Rozmowa z Igorem Fijałkowskim, aktorem Teatru Animacji i twórcą Teatru Gili - Gili.

. - grafika artykułu
fot. archiwum prywatne

Jak zaczęła się Twoja przygoda z teatrem lalek?

Wychowałem się w Teatrze Animacji. Podobno, gdy pani w przedszkolu zapytała czym zajmują się moi rodzice, odpowiedziałem, że tato robi lalki, a mama się nimi bawi. Przychodziłem bardzo często na przedstawienia, również na próby i do taty do pracowni. Każdą sztukę, która powstawała w teatrze, chciałem robić w domu. W szkole podstawowej zacząłem tworzyć własne spektakle. Obmyślałem je od strony fabularnej, ale i technicznej. Grali w nich rodzice, bo któż by inny, a rodzina przyjeżdżała oglądać. Mnożyły się kolejne pomysły. Aż w 2007 roku, czyli w liceum, stwierdziłem, że z trojgiem przyjaciół chcę założyć swoją grupę teatralną.

Udało się?

Zaczęło się to od poważnej sztuki. Autorski scenariusz dotyczył problemów nastolatków: alkoholu, samobójstwa. Ciężkie tematy przedstawiliśmy także z użyciem marionetek. Całe przedsięwzięcie sfinansowałem z własnych pieniędzy. Lalki niewiele robiły, jedynie przechodziły i wygłaszały krótkie monologi. Premiera miała miejsce w świetlicy pod Poznaniem. Później udało się zagrać w liceum oraz na przeglądzie. Dwa lata później zrealizowaliśmy pierwszą bajkę - "Koziołka Matołka". Pracowałem nad tym spektaklem rok, bo wszystko wykonywałem sam, oczywiście z pomocą taty. Zagraliśmy ją dzieciom kilka razy. Następnie była matura.

A po maturze zdawałeś do szkoły teatralnej.

Tak, ale nie na wydział lalkarski, lecz aktorski. Nie dostałem się i rozpocząłem pracę w Klubie Garnizonowym w Głuszynie. Przez rok prowadziłem zajęcia teatralne z dziećmi. Spełniałem się reżysersko. W tym klubie stworzyłem też autorski spektakl z myślą o prezentacjach w przedszkolach i domach kultury - bajkę o małej owieczce, która bardzo chce być duża.

"Owieczkę Bellę" grasz nadal?

Tylko że została wywrócona do góry nogami. Spektakl wznowiłem po szkole [Wydział Lalkarski PWST we Wrocławiu - przyp.red.]. Wiele się nauczyłem, więc musiałem ją bardzo przerobić. Trzon sztuki pozostał.

Prezentujesz ją jako Teatr Gili-Gili?

Kiedyś ten teatr nazywał się Teatr Na Granicy, a teraz Teatr Gili-Gili. Realizujemy nie tylko spektakle, ale także warsztaty. Potrafię robić lalki i scenografie, a głowę mam pełną pomysłów, więc tworzę ich bardzo dużo. Prowadzę prezentacje swoich lalek. Dzieci mogą dotknąć wszystkich form, zagrać scenkę i przez zabawę dowiedzieć się, czym się różni np. jawajka od kukły.

Po ukończeniu studiów natychmiast rozpocząłeś pracę w Teatrze Animacji.

Bardzo szybko się to potoczyło. Na roku dyplomowym trafiłem do Teatru Animacji na warsztaty z Nevillem Tranterem. Dyrektor Marek Waszkiel dał mi kredyt zaufania. Epizodyczna rola Puncha w "Molierze" Nevilla Trantera była testem. Lubię tę postać, bo mogę wykazać się na wielu polach.

Za tę rolę otrzymałeś wyróżnienie Polskiego Ośrodka Lalkarskiego POLUNIMA - Ogólnopolską Nagrodę dla Młodych Aktorów, Medal Młodej Sztuki i nagrodę aktorską za najlepszą rolę męską na XXIII Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Lalek "Spotkania" w Toruniu.

To było dla mnie zaskoczenie. Ten rok okazał się bardzo obfity. Niedawno przyznano mi jeszcze Stypendium Artystyczne Miasta Poznania. Te wszystkie nagrody to olbrzymie wyróżnienie i sukces. Bardzo się cieszę, ale jednocześnie nie jestem osobą, która teraz z tego powodu unosi się nad ziemią.

Jakie walory ma praca w teatrze instytucjonalnym?

Spotykam się z twórcami, od których uczę się odmiennych metod grania, dochodzenia do tego samego w zupełnie inny sposób. Czerpię z tego, pracując przy innych spektaklach. Wychodzę z założenia, że wykonuję zawód, którego cały czas się uczę. Lalka, nawet tego samego rodzaju w różnych spektaklach jest inna, bo wykonana z odmiennych materiałów i z niepowtarzalnym zakresem zadań do realizacji. Dlatego animacji lalki do każdej z premier uczę się od początku.

Bardzo cenię prawdę w graniu. Jestem lalkarzem, ale jestem również aktorem, więc staram się przejść drogę po aktorsku. Najpierw czytam sobie problem, a potem szukam tego w lalce. Gdy gra się trzydziesty spektakl, bardzo trudno być tu i teraz, nie powtarzać schematu. Patrząc partnerowi na scenie w oczy, po przećwiczeniu, nie ma problemu powiedzieć "kocham cię". Patrząc na lalkę i lalką powiedzieć to drugiej lalce tak, aby przekonać, że to prawdziwa miłość, jest dużo ciężej. A emocji istnieje bardzo wiele. Cenię u partnera, gdy rzeczywiście ze mną dialoguje.

W jakiej technice lalkowej najlepiej się czujesz?

Ucieszyłem się, że "Molier" będzie muppetowy, bo jest to jeden z moich ulubionych typów lalki. W spektaklu "Dziób w dziób" też kłapiemy. Cały czas czekam na ciekawy kostium, grę formalną i maskę. Jak byłem dzieckiem, to oglądałem w Teatrze Animacji kilka spektakli maskowych. To interesująca forma przekazu. Polubiłem tę technikę w szkole, chociaż nie należy do łatwych i aktor po graniu w masce jest cały mokry.

Co sprawia Ci największą przyjemność?

Proces tworzenia. Często robię zupełnie inne rzeczy. Dzisiaj wycinałem kaktusa z gąbki, a wczoraj muszle ślimaka. Zajmowałem się tym pierwszy raz w życiu i podejrzewam, że tego nie powtórzę. Obcowanie z różnymi materiałami, łączenie ich, poszukiwanie jest niezwykle rozwijające. Staram się nie ulegać tendencji, że skoro spodobało mi się coś, co wykonałem, to zrobię drugie takie samo. Chciałbym, żeby każda lalka była w innej stylistyce, dlatego łączę autorskie rozwiązania z inspiracjami tym, co obserwuję na festiwalach czy w intrenecie. Jestem pasjonatem, który dużo ogląda.

Jak godzisz obie prace?

W Teatrze Animacji od razu wszedłem do obsady wielu spektakli, co nie zawsze się zdarza. Spędzam w nim mnóstwo czasu. Moja prywatna praca jest tak samo angażująca, jak granie w Teatrze Animacji. Wszystkie projekty realizuję bardzo dokładnie. Nawet jeśli coś ma być użyte tylko raz, to staram się to wykonać na jak najwyższym poziomie. Jeśli kończę próby o godzinie 22, to niestety nie jestem w stanie już nic więcej zrobić. Pozostaje mi ołówek i kolejny zeszyt do zapełnienia planami.

Co wśród nich się znajduje?

Fascynuje mnie teatr abstrakcyjny. Tomasz Maśląkowski wypracował swój sposób gry i mnie nim zahipnotyzował. Pokazał rodzaj teatru, który jest bardzo prosty, ale wdzięczny oraz zaskakujący. Chciałbym spróbować sił w teatrze dla najnajów, bo to tego pokłosie.

rozmawiała Maria Maczuga