Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Bajki z (nie zawsze) dobrym zakończeniem

Od paru lat literatura kryminalna zdobywa coraz większą popularność. Czytanie kryminałów stało się modne. Przyznają się do niego artyści, naukowcy i politycy. Ich bohaterami stają się postacie fikcyjne i autentyczne, ale także miasta, w których rozgrywa się akcja. Również Poznań inspiruje wielu pisarzy, a ich książki przydają temu miastu aury tajemniczości, ale i popularności. O tym ciekawym zjawisku i jego źródłach dyskutowali poznańscy pisarze w redakcji IKS-a.

. - grafika artykułu
.

Grażyna Wrońska:  W jednym miejscu udało nam się zgromadzić autorów poczytnych i nagradzanych kryminałów. Czy Państwo tylko piszecie, czy również czytacie książki ze swojej dziedziny? Czy znacie nawzajem swoje książki?

Joanna Jodełka: Nieczęsto czytam kryminały. Jako pisarka mocno tkwię w świecie fikcji i mój mózg jej już nie chce. Wolę literaturę faktu, beletrystykę omijam.

Magdalena Mrugalska-Banaszak: Ja poruszam się w realnym świecie. Moje książki: Śledztwo w sprawie króla smalcu i Morderstwo w ratuszu są oparte na faktach, fikcji tam nie ma. Ale kryminały czytam z przyjemnością i znam państwa książki.

Ryszard Ćwirlej: Staram się nie czytać kryminałów. Tworzą zamęt w mojej głowie, boję się, że jak przeczytam, to niektóre pomysły innych pisarzy prześlizgną się do mojej twórczości. Sięgam po literaturę faktu, bo uważam, że jest bogatsza od beletrystyki. A fakty, różne prawdziwe wydarzenia, wykorzystuję w swoim pisaniu. Jestem zakorzeniony w rzeczywistości, szczególnie tej PRL-owskiej.

Piotr Bojarski: Fakty są podstawą mojej twórczości. Gdyby nie moja praca dziennikarska, chyba nie pisałbym książek. Wykorzystuję w nich często wiedzę, którą zdobywam dla gazety. Szkoda byłoby ją zaprzepaścić. Natomiast w wolnych chwilach czytam. W wakacje przeczytałem cykl wydanych w Polsce książek Philipa Kerra. Lubię książki Krajewskiego, Akunina, wielu innych mógłbym jeszcze wymienić. Inspirują mnie.

R.Ć.: Marek Krajewski pytany, czy czyta książki kolegów, odpowiada: "Nie mam na to czasu. Zajmuję się czymś innym". Ale gdy spotykamy się prywatnie, zawsze wie, co kto napisał. Twierdzimy, że nie czytamy, ale jednak staramy się być na bieżąco.

Bartłomiej Grubich: Ja dopiero zaczynam pisać. Gdy wygrałem konkurs CK Zamek na najlepsze opowiadanie kryminalne, zacząłem czytać kryminały. Wcześniej rzadko po nie sięgałem. Bałem się, że to źle wpłynie na moje pisanie, że zamiast moich pomysłów będę się inspirował przeczytanymi książkami. Ale czytanie kryminałów to przyjemność.

Katarzyna Kamińska: Czy państwa przygoda z kryminałem zaczęła się w dzieciństwie? Od Sherlocka Holmesa czy może Marka Piegusa?

M.M.-B.:  Ja się wychowałam na Panu Samochodziku i lubię do niego wracać. Pewnie dlatego zostałam historykiem sztuki i zajmuję się historią Poznania. Prowadzę własne śledztwa, choć nie piszę typowych kryminałów.

G.W.: Ale metoda pracy jest podobna. Postępujesz jak detektyw.

M.M.-B.: Lubię to. Jestem muzealnym detektywem.

R.Ć.: Pan Samochodzik Nienackiego był dla nas fenomenem. Czytaliśmy go namiętnie i z miłością do niego wracamy. Kto wie, czy nie natchnął nas kiedyś, by sięgnąć po pióro i pisać. Były  jeszcze PRL-owskie kryminały z serii, "Z kluczykiem", "Z jamnikiem". Można je było kupić w każdym kiosku. Pisane na zamówienie polityczne opowiadały o dzielnych milicjantach, a wystarczyło wyjść na ulicę, by dostać pałą. Zetknięcie tych dwóch rzeczywistości było ciekawe. I na nich się wychowaliśmy.

G.W.: Jesteśmy świadkami wielkiej popularności literatury kryminalnej, do czego i Państwo się przyczyniacie. Początkiem jej kariery były chyba książki Marka Krajewskiego?

P.B.: Tak, ale wcześniej był Konrad Lewandowski, a potem Marcin Wroński i jeszcze inni pisarze.

R.Ć.: A wiecie skąd wziął się kryminał retro Krajewskiego? Podczas powodzi na Dolnym Śląsku w 1997 został odcięty od biblioteki. Nie mógł pracować, ale sporo wiedział o przedwojennym Wrocławiu i zaczął bawić się konwencją kryminalną. Powstała książka, której nikt nie chciał wydać, ale w końcu się udało. To nam otworzyło oczy. Zobaczyliśmy, że można opowiedzieć ciekawą historię, która się dzieje w Polsce. Przedtem znaliśmy klasykę: Chandlera, Christie i wydawało się, że u nas nie ma nic interesującego.

J.J.: Był też głód literatury zagranicznej i musiał zostać zaspokojony. Sądzono też, że wydawanie książek polskich autorów nie ma sensu. Teraz jest inaczej. A Marek pojawił się we właściwym momencie z nową jakością. Pokazał, że kryminał to nie tylko historyjka, fabuła, ale ma też inną wartość. Pamiętajmy też, że do czytania kryminałów kiedyś niechętnie się przyznawano. Inteligentnej osobie wypadało czytać o światowych problemach i kondycji człowieka we współczesnym świecie. Marek Krajewski to zmienił. Bo jego książki to nie jest prosta rozrywka.

K.K.: Czy dużo wysiłku kosztuje wejście w kwestie operacyjne? Opisujecie Państwo śledztwa, pewne procedury. Znacie je czy polegacie na swojej intuicji?

P.B.: Nie przykładam przesadnej wagi do procedur. Trzeba napisać, jak kiedyś śledztwo prowadzono, ale nie wolno zamęczać czytelnika szczegółami, np. czy na miejscu był prokurator, czy nie. Najważniejsze, by czytelnik chciał czytać książkę.

J.J.: Czytelnik ma często taką samą wiedzę jak my, a jeśli chce książki specjalistycznej, po taką sięga. Literatura kieruje się swoimi prawami. Wymyślamy przestępstwa, czerpiemy też z życia, niektóre opisywane zdarzenia przypominają te prawdziwe, ale zawsze jest to kreacja. Nasze książki to trochę takie bajki z dobrym zakończeniem.

R.Ć.: Ponieważ jesteśmy pisarzami, nasze zbrodnie są atrakcyjniejsze dla czytelnika niż te rzeczywiste. Poza tym uwspółcześniamy sytuacje, nawet jeśli osadzamy je w realiach dawnych lat. Z każdą książką staję się większym specjalistą od procedur, a to dzięki temu, że dostaję listy z uwagami od policjantów z całej Polski.

B.G.: Spora część kryminałów oszukuje czytelnika, bo zbrodnia jest tylko punktem wyjścia, zagadką, a naprawdę przedstawiamy inną historię, na przykład jakiejś rodziny.

K.K.: A czy Poznań jest dla autora opowieści kryminalnych inspirującym miastem?

M.M.-B.: Oczywiście. Tu żyję i tu pracuję. Zajmuję się historią Poznania, więc siłą rzeczy znam go, ale też ciągle się go uczę. I to jest moja pasja, którą dzielę się z czytelnikami. O tym piszę.

R.Ć. Niektórzy uważali, że w Poznaniu, akuratnym i poukładanym, nie może się wydarzyć coś ciekawego. A ja zawsze uważałem, że jest tu pełno interesujących miejsc, które poznałem jako reporter albo poruszający się po mieście pieszy. Jest to miasto tak samo barwne jak każde inne. Jest dobrym tłem dla historii, które powstają w naszych głowach.

J.J.: Miasta promuje się kryminałami. We Wrocławiu są wycieczki szlakami z powieści Krajewskiego. Niemcy mają szlak kryminalny. Ludzie jadą do jakiegoś miasta i jeżeli go nie znają, to sprawdzają, czy jest kryminał o tym mieście (są specjalne przewodniki). Czytają go, bo to daje w pewnym sensie obraz miasta, przybliża jego klimat. Poznań nie robi nic. Autorów kryminałów jest tu więcej niż w innych miastach, ale z tego nie wynika żadna promocja.

G.W.: Ale to nie dotyczy tylko literatury kryminalnej. Nie chwalimy się, nie umiemy tego robić.

P.B.: Ale to musimy zmienić. Literatura jest czynnikiem miastotwórczym! Turystyka literacka to rozwijająca się gałąź na świecie. Odcinanie się od takich możliwości trąci samobójstwem. Czas rutynowych działań się skończył! Świetnym pomysłem jest na przykład Poznański Festiwal Kryminałów.

R.Ć.: Gdybyśmy zebrali nasze książki, zsumowali ich nakłady i zestawili ze sobą, okaże się, że zrobiliśmy więcej dla promocji Poznania niż jakakolwiek kampania reklamowa. Dzięki temu, co piszemy o Poznaniu, o jego historii, zagadkach, restauracjach, zaułkach dowiedzieli się ludzie w całej Polsce. Chętnie do tych książek wracają i czekają na następne.

J.J.: Pięknie to powiedziałeś!

R.Ć.: Zwróćcie Państwo uwagę, że u nas Poznań nie jest tylko tłem, jest on równorzędnym bohaterem. Tego potencjału promocyjnego miasto jeszcze nie dostrzegło. Poza tym bez Poznania i Wielkopolski nie byłoby nas jako pisarzy.

P.B.: Czytelnik, chyba z Lublina, napisał do mnie, że myślał, że Poznań nie ma ciekawej historii. Że to nudne, endeckie miasto. A dopiero z moich książek dowiedział się, że tu się dużo działo przed wojną, o wątku polsko-niemieckim, ciekawym i  nieobecnym w miastach wschodniej Polski. Każda książka Ryszarda, Joanny, innych autorów otwiera oczy czytelnikom i zachęca do przyjazdu.

R.Ć.: Poznań jest wart poznania. I o tym ludzie dowiadują się z naszych książek.

G.W: To jest dobra puenta naszej rozmowy. Ale zanim ją zakończymy, proszę jeszcze powiedzieć, nad czym Państwo pracujecie.

J.J.: Druga część Kryminalistki ukaże się w połowie stycznia, ale tym razem nie będzie rozgrywała się w Poznaniu.

P.B.: Wydaję ostatnią część cyklu o Kaczmarku pod tytułem Arcymistrz i pracuję nad książką, której akcja będzie się toczyć w 1956 roku.

R.Ć.: W październiku ukazuje się Tam ci będzie lepiej, historia z międzywojnia. Jestem w trakcie pisania Bardzo śliskiego interesu. I to już czasy współczesne, rok 1984.

B.G.: Jestem przed debiutem i nie chciałbym za wiele mówić. Ale piszę. Nie będzie to typowy kryminał, zbrodnia będzie jedynie punktem wyjścia.

M.M.-B.: W grudniu wydaję Morderstwo w ratuszu. To prawdziwa historia. Akcja zaczyna się w 1873, a kończy w 1922. Mordują urzędnika miejskiego.

G.W.: Z niecierpliwością czekamy na Państwa nowe książki.