Kamila Salach, Agata Majewska, Julia Kulpa i Marta Mackiewicz podczas czwartkowego koncertu w Meskalinie zaprezentowały kilka nowych piosenek. Zdecydowana część koncertu jednak opierała się na znanym autorskim repertuarze kwartetu oraz aranżacjach. Czy nowe oznaczało w tym przypadku naprawdę nowe? Nie. I nie sądzę, że Kagyuma chce wyjść poza to, co wszyscy zdążyliśmy poznać i polubić.
Muzyczny monolit
Kagyuma to kwartet, którego umiejętności wokalnych nie sposób kwestionować. Artystki wypracowały piękną barwę, w ich śpiewie słychać akademickie przygotowanie. Frazy w ich wykonaniach są pięknie dopracowane, oddechy w odpowiednich momentach, a brzmienie zawsze czyste. Jest jednak jedno małe "ale", które sprawiło, że cały wieczór przeplatany ludowymi aranżacjami i autorskimi piosenkami, zlał mi się w jedną całość. Monolit brzmieniowy i stylistyczny kwartetu przeniknął do wszystkich piosenek. I nie ważne, czy piosenka opowiadała o deszczu, czy jej tekst napisał ks. Jan Twardowski, czy którakolwiek z członkiń zespołu - ten wieczór był jedną, tą samą piosenką, która przypominała ruch fal: wstęp-kulminacja-wyciszenie, wstęp-kulminacja-wyciszenie, wstęp-kulminacja-wyciszenie... Nie byłoby w tym nic złego (wszak większość piosenek oparta jest na takiej budowie), gdyby nie to, że brakowało kontrastów stylistycznych w tej muzyce, brakowało większych emocji, które nadałyby poszczególnym utworom jakiś wyjątkowy klimat. To muzyka gładka, muzyka naprawdę ładna, ale mało angażująca i nieco zbyt przewidywalna.
Muzyczna tapeta
Wychodząc z Meskaliny, biłam się z myślami i emocjami. Nie ze względu na koncert - ten, z przykrością to stwierdzam, od trzeciej piosenki przestał mnie poruszać, a od piątej - zaczął nudzić. A jednak trudno znaleźć tu "twarde" powody - kwartet jest w końcu technicznie bardzo dobry. Artystki są muzykalne, sympatyczne, zdolne. Publiczność także była raczej zadowolona, entuzjastycznie nagradzając kolejne utwory brawami. Wydaje mi się jednak, że Kagyuma to zespół sprawdzonych rozwiązań dla sprawdzonej publiczności. To muzyka, którą dobrze posłuchać w radiu, przez chwilę trwającą jedną piosenkę. To brzmienie, które daje krótkie wzruszenia, chwilę nostalgii, zamarzenia nad tym, jak to ładnie można śpiewać. Muzyczna tapeta, która mija tak szybko, jak się pojawia. Zdecydowanie za mało jak na koncert.
Wesołe dziewczyny od smutnych piosenek - tak nazwał artystki jeden z ich kolegów. Dla mnie jednak smutek ma nieco więcej barw, a cztery głosy powinny opowiedzieć tę jedną emocję na co najmniej cztery sposoby. A ja podczas koncertu Kagyumy nie dowiedziałam się niczego nowego ani o smutku, ani o samych artystkach. To było ładne, ale nie pytajcie o nic więcej, bo nic innego nie pozostało w mojej pamięci.
Aleksandra Bliźniuk
- Koncert kwartetu Kagyuma
- Meskalina
- 1.02
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018