Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Muzyczna apokalipsa

Pomysł na film o mężczyźnie, który na skutek niewyjaśnionych okoliczności jako jeden z niewielu ludzi na ziemi pamięta największe ikony i symbole popkultury to naprawdę ciekawy koncept. Szkoda, że Yesterday Dannego Boyle'a nie wykorzystuje w pełni jego potencjału.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Kiedy budzisz się w świecie który nie zna piosenek Beatlesów, Coca-Coli i serii o Harrym Potterze, naprawdę masz powód do zmartwienia. Ale możesz ten fenomen potraktować również inaczej - jako szansę na błyskawiczną, oszałamiającą karierę. To nic, że zbudowaną na kłamstwie, skoro przecież nikt o tym nie wie. Pytanie brzmi raczej - jak długo będziesz wtedy potrafił spojrzeć na siebie w lustrze?

Właśnie taki problem ma Jack Malik, który po wypadku rowerowym wraca do życia, w którym ani znajomi ani - co gorsza -  Internet nie znają Paula McCartney'a, Johna Lennona, George'a Harrisona i Ringo Starra. Początkowe niedowierzanie i konsternację szybko zastępuje pokusa, by wykorzystać ten fakt na swoją korzyść i za sprawą śpiewania piosenek Beatlesów zrobić światową, oszałamiającą karierę. Tym bardziej, że każda z zaśpiewanych piosenek dosłownie robi furorę, a utwory pisane wcześniej przez Johna zwykle przechodziły bez echa w podrzędnych salach koncertowych i knajpach, gdzie bez entuzjazmu słuchali ich tylko znudzeni klienci i stała grupka znajomych. Sytuacji nie ułatwia fakt, że kilka singli wypuszczonych w sieci szybko obiega świat, a John z dnia na dzień staje się najbardziej rozchwytywanym muzykiem świata, zaproszonym do współpracy przez samego Eda Sheerana i największe hollywoodzkie wytwórnie.

Sęk w tym, że po pierwsze - cała ta niesamowita przygoda koniec końców opiera się na oszustwie, po drugie - cierpi na tym osobiste życie zwyczajnego dotąd chłopaka z gitarą. Wyruszając w wielką trasę koncertową John zostawia bowiem za sobą nie tylko małomiasteczkową przeszłość i pracę, ale i Ellie - swoją pierwszą menadżerkę, najwierniejszą fankę, oddaną przyjaciółkę i jak się szybko okazuje - największą miłość życia. A jak wiadomo żadna sława i żadne pieniądze nie są warte tego, by na zawsze stracić najbliższe sobie osoby. Niestety to głównie na tej banalnej prawdzie oparł się cały ciężar fabuły, co dość szybko stało się nużące i rozczarowujące zarazem. Wielka strata, że scenariusz Yesterday nie wykorzystał w pełni genialnego fabularnego pomysłu, jaki założył sobie za punkt wyjścia.

Himesh Patel jako Jack Malik ma w sobie nawet sporo uroku, jednak do czasu. Im dalej w las (a film trwa aż 2 godziny) tym bardziej jednakowy, wiecznie zdziwiony wyraz twarzy jego głównego aktora działa na niekorzyść kreowanej przez niego postaci. O wiele korzystniej na jego tle wypadają naturalna i ujmująco ekspresywna Lily James w roli Ellie i - miłe zaskoczenie i rzeczywisty smaczek dzieła Dannego Boyle'a - Ed Sheeran w roli... Eda Sheerana. Ten ostatni ma tutaj kilka naprawdę zabawnych momentów, jak wtedy, gdy podczas sesji nagraniowej w studio proponuje swojemu koledze po fachu zmianę tytułu piosenki z Hey Jude na Hey, Dude, albo kiedy dzwoniący telefon komórkowy filmowego Eda wesoło wygrywa Shape of You, jeden z jego największych rzeczywistych przebojów.  

Przyznać trzeba, że Yesterday ma w sobie coś z komedii i najpewniej parę razy zaśmiejemy się na seansie, jednak trudno jednoznacznie zakwalifikować go do tego gatunku. Dramatem ani filmem stricte muzycznym też nie jest, więc ostateczny bilans wskazuje raczej na komedię romantyczną. Niestety taką, w której każdy kolejny krok zakochanych, ale podręcznikowo wręcz pogubionych bohaterów daje się przewidzieć już na kilka sekwencji wcześniej. Szkoda, że w tym całym zamieszaniu gatunkowym zabrakło miejsca na zwyczajne, proste, ale jednak dobre kino.

Anna Solak

  • Yesterday
  • reż. Danny Boyle

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019