Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Pokój zaczyna się od upupienia?

"Pokój na świecie zaczyna się przy rodzinnym stole" w Centrum Kultury Zamek została określona jako "wystawa dla każdego". Moim zdaniem jest jednak przeznaczona dla nikogo, bo kompromituje ją przypadkowość, galopujący uniwersalizm oraz kuriozalna aranżacja ekspozycji.

. - grafika artykułu
fot. Jacek Mójta

Wspomniana przypadkowość bierze się ze skłonności do łączenia rzeczy różnych przy pretekstowym uzasadnieniu takich zlepów, co jest paskudnym rakiem toczącym świat sztuki w wydaniu bełkotliwym. Wszystko jest dobre wszędzie - wystarczy to chwycić, uklepać, docisnąć kolanem niczym zbyt małą walizkę, i odpowiednio ometkować górnolotnymi słowami. Takie też wrażenie sprawiają zestawione ze sobą przez kuratorkę Jagnę Domżalską prace Elżbiety Jabłońskiej, Kamila Kuskowskiego, Zbigniewa Libery, Daniela Rycharskiego i Jany Shostak, które "mają zachęcić do namysłu na temat organizowania własnej wolności i budowania pokoju". Brzmi to bardzo ładnie w tekście, ale nic - bądź niewiele - z tego wynika.

Obok dobrych prac możemy zobaczyć słabe - przez co ma się wrażenie, jakby przeglądało się nierówne pismo o sztuce, a nie było na sensownej wystawie. Kamil Kuskowski w "przy/za/na/pod", instalacji dedykowanej Leszkowi Knaflewskiemu, odwiedził znajomych artystów i pożyczył od nich stoły (stół wspomnianego artysty wliczając rzecz jasna). A że towarzyszą tej pracy infantylne teksty, to mam poczucie, że to nie tyle dzieło sztuki, co pomoc dydaktyczna, którą podczas zwiedzania z dzieciakami jakaś miła pani bądź pan potraktują jak obiekty, które będzie można obleźć i pooglądać. "Stóóóóóół, co się robi przy stole, dotknijcie tych stołów, pomacajcie miejsca pracy artystów. A czy znacie tego pana, do którego należy stół? Skąd go możecie znać". Na samą myśl o tych zabawach ze "sztuką" i gry w sprowadzanie artystów na ziemię, między lud, dostaję palpitacji.

Załamała mnie też trywialnością "Równowaga" Elżbiety Jabłońskiej, która na potrzeby instalacji ukradła znalezioną huśtawkę (możemy przeczytać, że spokojnie, zastąpiła ją inną), dorzuciła nudne wideo huśtającej się osóbki, a pod spodem ułożyła kostki z różnymi ważnymi słowami. Nic tylko się pobujać, choć nigdzie nie oznaczono, czy można, czy nie. Gdy widz przychodzi sam, a nie jako nieletni z grupą dzieci, to bez oprowadzacza nie wiadomo, co na tej ekspozycji sobie przestawiać, na czym się kiwać... A na fali demolek dzieł sztuki w USA przez zwiedzających przekonanych o interaktywności eksponatów naprawdę nie wiadomo. Piszę o tym, bo bez huśtania się i żonglerki kostkami (coś bym z nich głupiego ułożył z chęcią) "Równowaga" jest pozbawiona domniemanej w tytule harmonii i spójności.

Najlepsza praca na wystawie pt. "Odrodziny" to tak naprawdę "przydługi", 6-minutowy zwiastun filmu "Miss Polonia", który Jana Shostak realizuje wspólnie z Jakubem Jasiukiewiczem (premierę zaplanowali dopiero na rok 2020). Studentka UAP-u z Białorusi wykorzystuje polskie konkursy miss piękności dla własnych celów - w tym promowania pojęcia "nowak" miast "uchodźcy". Film zapowiada się na eksperyment osobisty i społeczny, performatywną grę z przypadkowo wciągniętymi w nią ludźmi. Niestety - oglądamy fragmenty z póki co nieudanych dla Jany eliminacji. Nie wypowiada więc słów, że życzy sobie pokoju na świecie, ale być może te słowa jakoś by uzasadniły obecność tej ciekawej pracy na wystawie. Póki co wiemy, że UAP-owskie studio filmowe ma dobry sprzęt, Zamek wspiera tę produkcję i otrzymujemy adres strony internetowej, na której można dołożyć się do tej świetnej produkcji.

Oczywiście - część prac aż tak zła nie jest, ale trzeba zapomnieć z czym sąsiadują, by móc się nimi nacieszyć. I trzeba zamykać oczy na przeszkadzajkowe, niepoważne teksty im towarzyszące. Dobrze wiem, że dałoby się to wszystko polepić mądrym słowem, zagłębić w teorie sztuki, ale boję się iść w tym kierunku. Przeszkadza mi w tym działaniu osobliwa oprawa graficzna i aranżacja Grigory'ego Popova.

Hasło "wystawa dla każdego" żółtymi literami na ulotce towarzyszącej wystawie (tekstu kuratorskiego nie znalazłem) natychmiast wywołała w mojej głowie żółte światełko ostrzegawcze: aha, skoro tak piszą, to pewnie chodzi im o "gmin" i "dzieci". Pod nazwą "gminu" kryje się grupa przypadkowych gości CK Zamek, którzy na co dzień nie oglądają sztuki, nie znają się na niej, a w tradycji PRL-u nauczyli się już na dobre, że artyści to darmozjady. Łączy ich z dziećmi to, że obu grupom przypisuje się ignorancję, brak świadomości i inne takie (a tak naprawdę łączy ich to, że mieszkają w kraju, w którym nie ma dobrej edukacji powszechnej z zakresu sztuki). Na wystawie "Pokój na świecie zaczyna się przy rodzinnym stole" inteligencja wyciąga ku gminowi i dzieciom swą chudą i bladą, arystokratyczną rączkę za pomocą tablic z WIELKIMI TEKSTAMI i tekturek "obczaj, co jeszcze zrobił Zbigniew" (czy wyobrażacie sobie, aby podejść do Zbigniewa Libery, który nie jest naszym kumplem i wypalić do niego ot, tak "cześć, Zbigniew"? Bo ja bym nie potrafił).

Tablice są zlokalizowane zdecydowanie zbyt wysoko jak na wzrost dzieci. Gdyby te teksty były do nich skierowane, jak w przypadku wspaniałej ekspozycji w Zachęcie "Tu czy tam? Współczesna polska ilustracja dla dzieci" z 2016 roku, to umieszczono by je rozsądniej, zdecydowanie niżej, a litery nie musiałyby być tak wielkie. Same teksty są dość upupiające - że podam tylko jeden przykład: "Stół to najważniejszy mebel w domu. Przygotowujemy i spożywamy przy nim posiłki. Czasem pracujemy lub odrabiamy lekcje. Zdarza się też, że opieramy się na rękach i zamyślamy. Przy stole spotykamy się też z innymi, a czasem siadamy zupełnie sami. Bywa, że mebel ten jest po prostu blatem, na którym przechowujemy różne rzeczy". Czujecie prostotę tego tekstu? Czyżby komunikat stosownie prostolinijny i odpowiedni dla "gminu"? "Może wzruszy się przy nich jakaś starsza pani" - dumali zapewne organizatorzy.

Te monstrualne białe klocuchy z tekstami w specyficznym, przyciężkim foncie przypominają mi tablice stosowne na pomniki. Czemu tak koturnowo? No bo przecież wystawa jest częścią całorocznego programu "Pochwała Wolności" w CK Zamek. "Jego istotą jest refleksja nad ideą wolności oraz budowanie świadomej, aktywnej i odpowiedzialnej wspólnoty" - czytamy. OK, przynajmniej ta klocuchowatość jest dla mnie jakoś zrozumiała.

Ale wszystko to organizatorzy dość szczerze i otwarcie zapowiadają zawieszonymi przy wejściu biografiami artystów, które tychże artystów... trollują (albo trollują i twórców, i widzów). Mój ulubiony tekst dotyczy Zbigniewa Libery, czemu towarzyszyło dość prywatne zdjęcie: "To Zbigniew Libera w swoim domu i swoim szlafroku. Ma 59 lat, pochodzi z Pabianic, a mieszka w Warszawie. By zostać artystą, nie potrzebował szkoły. Nie musiał też malować obrazów: robi zdjęcia, filmy, spektakle, rysuje... Zbigniewa ciekawi, czego dowiemy się o świecie z telewizji, radia i internetu. Swoją sztuką Zbigniew zmusza nas do pomyślenia, czy się z czymś zgadzamy, czy nie". Praca artysty na wystawie - "Prywatna wolność", czyli fotograficzny reportaż ze Stacji Włodzimierz i okolic - zasłużyła chyba jednak na mniej infantylizujący twórcę opis.

Widzicie dzieci i "ludzie gminu": artysta też człowiek, też nosi czasem szlafrok, też ma jakiś wiek, nawet można do niego wyjechać czasem po imieniu, gdy ma opuszczoną gardę. I wy możecie zostać artystami! Wystarczy być tylko ciekawym świata. I każdy może się nad tym zadumać. Zatrwożyła mnie myśl - zwłaszcza w związku z nadchodzącym Warsaw Gallery Weekend, że z takimi wystawami na karku Poznań już na zawsze pozostanie śmieszną prowincją. I z tymi pseudoprzesłaniami i smutkiem czym prędzej z wystawy uciekłem.

Marek S. Bochniarz

  • "Pokój na świecie zaczyna się przy rodzinnym stole": Elżbieta Jabłońska,  Kamil Kuskowski, Zbigniew Libera, Daniel Rycharski, Jana Shostak
  • CK Zamek. Sala Wystaw
  • kuratorka: Jagna Domżalska
  • czynna do 7.10

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018