Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Po co chodzimy do galerii na wernisaże?

Agnieszka Grodzińska w Second Shower prezentowanej w Rodriguez Gallery sięga po nierozwiązywalne, acz palące problemy sztuki współczesnej, zarazem podejmując refleksje meta-wystawiennicze. Dlatego wizytę na wernisażu można było potraktować jako przeżycie katarktyczne bądź... zgoła traumatyczne.

. - grafika artykułu
fot. M. Kurmin-Winterhagen

Gdy przeczytałem zajawkę ekspozycji Agnieszki Grodzińskiej lekko się stropiłem: "Wystawa o wieloznacznym tytule Second Shower zaprasza do refleksji nad samą ideą wystawy, mechanizmami konstruowania wartości dzieła sztuki oraz rolą galerii w tym kontekście". Czyli znów przyjdzie się zmierzyć ze sztuką postprzedmiotową, westchnąłem i próbowałem pospiesznie przekopać biblioteczkę i dyski twarde w poszukiwaniu mądrych książek, które mi choć trochę pomogą. Niestety historycy i krytycy sztuki zwykle piszą strasznie niezrozumiale i trzeba by mieć dublera, który czytałby te teksty i tłumaczył nam, o co w nich chodzi. Zweryfikowałem zatem perspektywę i z "obytego" przedzierzgnąłem się w korpulentnego tubylca - Polaka native'a, spadkobiercę komunizmu, któremu sztuka współczesna nie po drodze. Czy tzw. przeciętny człowiek cokolwiek wyniesie z wystawy Second Shower?

I. Przestrzeń galerii

Galeryjne white cube'y mają czasem wielkie szyby pozwalające z zewnątrz zerkać do środka. Podobnie jest w przypadku Rodríguez Gallery - typowej przestrzeni wystawienniczej, którą rządzi - jak ujmuje to Brian O'Doherty - bóg rozległej, homogenicznej przestrzeni, niepodzielnie panujący we wszystkich jej zakamarkach. W tak urządzonym wnętrzu wszelakie "przeszkadzajki" zostały obalone i potknąć się już można wyłącznie o dzieła "sztuki" (jeśli o nie nieopacznie zawadzimy).

W ramach otwarcia wystawy Agnieszki Grodzińskiej okna Rodríguez przesłoniła jednak płachta z wyciętym w niej napisem "IF YOU HAVE TO ASK HOW MUCH IT COSTS IT MEANS YOU CAN NOT AFFORD IT". Jej obecność miałaby sygnalizować, że jest znakiem linii demarkacyjnej między światem bogatych kolekcjonerów sztuki (z których my nieobyci śmiejemy się prawie cały czas) a nami - gminem, przeznaczającym wypłatę na tak zwane podstawowe potrzeby.

Wciągnąłem więc trochę powietrza i wszedłem. Spodziewałem się tzw. znawców taksujących mnie lodowatym wzrokiem, więc tym bardziej zaskoczył mnie tłum załyczający żwawe dysputy wernisażowym winem (czyżby artyści i ich sympatycy też mogli czasem robić za ciżbę ludzką?). Czytelniczko i czytelniku - uwierzcie mi - było ich tylu, że nie sposób było między nimi przejść. Aha - pomyślałem - czyli w tej sytuacji to ludzie, ich dzieci i psy są aktywnymi "przeszkadzajkami" i trzeba się przez nich przedostać, co by dopiero dotrzeć do dzieł "sztuki". Na ściany trafiły "szkice" wykonane czarnym sprayem od szablonu, częściowo zamalowane białą farbą. Dojrzałem cztery kształty kojarzące się z ciałem, niechlujnie skreślone ręką szalonego malarza pokojowego - nos, pierś z krzyżykiem zamiast sutka (wiadomo, autocenzura), pośladki z leżącymi obok nich dyskoidalnymi przedmiotami (bądź zabawkami analnymi), oraz wejście do pochwy.

Te pospieszne szkice - które moja przyjaciółka odruchowo określiła mianem "mazajów" - nie bez powodu pokrywają ściany i znaczy je gest zatarcia. Gdy w marcu wystawa zostanie zamknięta - zostaną zamalowane dokumentnie i zapomniane. W moim odczuciu symbolizują sztukę minioną jako taką. Stąd można je łatwo wpisać w intymne rysunki kreślone w przeszłości przez dowolnego artystę. Myślę, że w przypadku ogólnego wydźwięku Second Shower pasowałby tu choćby Jean Cocteau. Francuski artysta do filmu Krew poety wprowadził metarefleksyjną sytuację, w jakiej dzieło sztuki ożywa i podejmuje dialog ze swoim twórcą. Agnieszka Grodzińska czyni podobnie - tyle, że ona wskazuje na obecną w nas obojętność na sztukę.

Czy to już wszystko? - dumałem, i w miejscach, w których w sklepach zwykle wiszą kamery przemysłowe dojrzałem dwa monitory. Czarno-białe filmy przedstawiały kłębiących się w  Rodríguez Gallery ludzi, zapewne podczas innego wernisażu czy spotkania towarzyskiego. Żeby było zabawniej - punkt widzenia kamer pokrywał się z miejscem zawieszenia monitorów. Obraz ciżby przesłaniały niestety animacje ręki w gumowej rękawiczce, pokazującej różne gesty palcami. Nie będę już wnikać w ich znaczenie - wszyscy znamy prace Edwarda T. Halla o tym, jak to w różnych kulturach język kodów komunikacyjnych ulega zmianom. Pozostańmy przy tym, że ręce pokazywały nam różne rzeczy oczywiste w rodzaju "hello" i "dam ci w ryj". I tak - to było już w zasadzie wszystko z widzialnej "sztuki" na tej wystawie, wyłączywszy znaczącą obecność przybyłych. Ale o co w tym wszystkim chodzi?

II. Sytuacja wernisażu

Wystarczyło parę minut, żeby poczuć, że Grodzińska kpi sobie z nas wszystkich zebranych na wernisażu. My, prości Polacy i tak w najlepsze szydzimy ze świata sztuki, więc z lubością obserwowałem sylwetki rozmawiających ze sobą osób. Ludzi tych w zasadzie zupełnie nie obchodziła wystawa (tak zresztą zazwyczaj bywa w galeriach sztuki współczesnej), a możliwość spotkania i konstatacje w stylu "Mati, dawno się nie widzieliśmy chopie".

To przecież do nich adresowane były filmy wyświetlane na monitorach. Mieli się przejrzeć w tym pozbawionym większego sensu, bo wyjętym z kontekstu kłębieniu się jednostek X na anonimowej wystawie Y. Sęk w tym, że jak zawsze robili to samo - socjalizowali się, przegapiając komunikaty artystki/y/ów. Ta sytuacja dość jawnego szyderstwa trwała sobie w najlepsze.

Z artystów współczesnych, lubujących się w pozornie niechlujnym tworzeniu dzieł o ponoć sporym ciężarze konceptów, dworują sobie przecież i mądrzy inteligenci. Wciąż pamiętam, jak podczas spotkania autorskiego w Poznaniu Paweł Huelle wspominał o pracy w instytucji prezentującej sztukę współczesną, podczas której robił sobie jaja z naiwnego (głupiego?) człowieka z tej branży, wykonując w jego obecności żurawia na stole konferencyjnym. Miało to mieć bodaj charakter metafizyczny. Agnieszka Grodzińska w Second Shower próbuje odpowiedzieć właśnie na to dręczące pytanie, dlaczego sztuka współczesna, jej twórcy, odbiorcy i nabywcy są zwyczajowym chłopcem do bicia człowieka niezainteresowanego, acz skłonnego do refleksji i złośliwości.

O problematyczności bywalców galerii sztuki współczesnej wiele się zresztą mówi - i Grodzińska nie jest pierwszą, która chciała zwrócić uwagę na ich "niechlujne widzenie". Sytuację wybornie strollował w 2016 roku dom aukcyjny Desa Unicum, przygotowując wystawę The Masterpiece złożona z trzech op-artowych obrazów - wyciemnioną przestrzeń, w jakiej przebywało się "sam na sam" ze sztuką przez minutę. Z tej perspektywy Second Shower można potraktować jako samosprawdzalny eksperyment - "Tak, człowieku, już nie udawajmy, nic cię to wszystko przecież nie obchodzi".

III. Pożytki ze sztuki nowoczesnej

Ale byłbym zupełnie nie w porządku, gdybym nie odnotował obecności kilku ludzi, którzy choć przez chwilę gapili się na to, co było widzialnym, martwym elementem ekspozycji. Jeśli tym gapiącym się jest adept sztuk wizualnych, to charakteryzują go często zaskakujące niedostatki wiedzy z zakresu historii tychże sztuk. On tę "sztukę" przede wszystkim przeżywa estetycznie i emocjonalnie, kategoryzując w prosty i niewyszukany sposób. "Zrezygnowani" artyści o tym doskonale wiedzą - a czasem próbują temu zaradzić i wejść z odbiorcą w innego rodzaju relację, oddając mu trochę pola. Zabawowe i antyautorytarne podejście do sztuki proponuje choćby Ivo Nikić w interaktywnych pracach magnetycznych, których elementy widz może dowolnie przestawiać.

Na Second Shower nie jest już tak miło i słodko. Widz jest wciągnięty w gabinet luster, w którym widzi swoje zwielokrotnione odbicia. O ile w ogóle zdecyduje się patrzeć z chęcią zrozumienia. Bo większa część publiczności nawet nie widzi siebie w tych odbiciach, a nie patrząc na sztukę nie dostrzeże nie-patrzącego siebie. Jak to zresztą ujął matematyk Richard Evan Schwartz w Galerii Nieskończonego - teoria zbiorów jest ufundowana na istnieniu nicości, a nicość tę autor wyobraża sobie jako jednolicie czerwony obraz zawieszony w galerii, której nikt nie odwiedza. W jego ujęciu tak naprawdę wszystko jest organizacją pustki, bo wszystko w ujęciu atomowym opiera się na zbiorach pustych.

Co dojrzeli bardziej uważni odwiedzający, i czy przejrzeli się w doprawionej im gębie - trudno mi zgadnąć. Ja ujrzałem olbrzymi nihilizm i jednego jestem pewien - jesteś super, Agnieszko Grodzińska!

Marek Bochniarz

  • Wystawa Second shower
  • Rodriguez Gallery
  • 2.02-8.03

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018